czwartek, 26 grudnia 2013

Z mojej półki z książkami... Papieżyca...

Święta to dobry czas na lekturę. Ja sięgnęłam ponownie po obrazoburczą Joannę i znajduję w niej coraz to ciekawsze kawałki:

"(...) Religie podobne są kobietom: gdy młode, nie trzeba im strojów ni barwiczki, ni pachnidła, by zyskać rój gorących wielbicieli, gotowych życie oddać w ich obronie, jak kochankowie czy pierwsi chrześcijanie. Atoli podstarzałe muszą wzywać na pomoc bielidło, róż, czernidło i klejnoty, by przez czas jakiś jeszcze utrzymać przerzedzone szeregi wielbicieli. Kościół rzymski pojął tę prawdę od razu, skoro tylko spostrzegł, iż stygnie żarliwość jego wyznawców: uciekł się tedy, by przystroić swą nagość, do pomocy malarzy i rzeźbiarzy, jak starzejąca się Hera do cudownej przepaski Afrodyty.(...)".


Jest ich znacznie więcej więc zachęcam... wieczory długie... śniegu brak... tylko czytać.

Margita

czwartek, 19 grudnia 2013

Kochajcie ludzi... Mój jest ten kawałek podłogi...

Kochajcie ludzi takich jakimi są... innych nie ma... 

Sąd jakiejś tam instancji ogłosił wyrok! Jedna pani, korzystając ze służebności drogi , bo tylko w ten sposób może wyjechać ze swojej chaty, ma zapłacić podatek od... wartości całej działki, przez którą przechodzi!!! Właściciel działki pozwala pani przejść / przejechać bezpłatnie. W związku z powyższym pani owa ma ewidentną korzyść - może dojść/dojechać do roboty, gdzie zarabia pieniądze. Czyli przejście / przejechanie darmowe przez cudzą działkę, powoduje wzbogacenie się tejże pani i podatek państwu się należy jak psu zupa.
Dlaczego od wartości CAŁEJ działki, na której leży rzeczona służebna droga - tego nikt (poza sądem) nie wie. Działka powyższa jest ogromna (wielohektarowa) i leży w atrakcyjnym miejscu, tak że jej wartość jest duża i rzeczony podatek od służebności wynosi coś około 2 milionów zł. Myślę, że pani taniej byłoby kupić tą drogę, albo wybudować sobie estakadę lub tunel.

Idąc tym tokiem myślenia należy spodziewać się niebawem podatku od nieodpłatnego korzystania ze służebności chodników, przejść dla pieszych, ulic, dróg komunikacyjnych do sklepów, szkół, zakładów pracy i galerii handlowych. Nie nasze to wszak a korzystamy przechodząc/przejeżdżając i nic za to nie płacimy. Skandal to wielki i uszczuplanie budżetu naszej ojczyzny ogromne!

Tak sobie teraz myślę ,że goście, którzy na Wigilię do mnie zjadą, powinni zapłacić za nieodpłatne przejście przez schodki, bramę, schody, drzwi, przedpokój. Korzyść wszak będą mieli (żarełko, %, prezenty..).

A wszak "mój jest ten kawałek podłogi"!!!

Margita

źródełka:
http://www.dwutygodnik.krn.pl/artykuly/artykul/sluzebnosci_gruntowe_314.html

Kochajcie ludzi... Ścierkowy fitness...



Kochajcie ludzi takich jakimi są... innych nie ma... 

Ostatnie dni przed świętami. Podobno statystycznie 90% kobiet sprząta - myją okna - choć mróz, odsuwają lodówki i pralki zdrapując z podłogi półroczną warstwę (ostatnie święta były na Wielkanoc wszak), myją półki w szafkach kuchennych wyrzucając z nich lekko zasiedziałych lokatorów (i gdzie tu miłosierdzie okołoświąteczne?), piorą, szorują... żeby chwilę potem zabrać się za gotowanie, pieczenie itd. W międzyczasie kupują prezenty, pakują, zawiązują wstążeczki. Polerują sztućce i szkło, pięknie nakrywają stół...

Wiem to bo sama robiłam tak przez długie lata (no może bez tych okien bo to już lekka przesada). Lubiłabym nawet to wpuszczanie nowej energii w zapomniane kąty, zakończone widokiem kolorowego drzewka i ogarniętej chaty gdyby nie to, że zawsze odbywało się to dużym kosztem czasowym.
Mam wrazenie W naszym, katolickim mocno, kraju gdzie Wigilia najważniejszym świętem jest... świętem a równocześnie dniem roboczym (???) państwo stojące na straży "wartości" nie ułatwia przygotowań do "wielkiego przeżywania". 


Ale... jeden z chrześcijańskich portali postanowił motywacyjnie wspomóc bogobojne panie w ich przedświątecznym (i innym także) trudzie domowym:

"Ruch to zdrowie. Wbrew pozorom ćwiczyć można nie tylko na siłowni, czy w profesjonalnym studiu fitness. Dobrą aktywnością fizyczną są … prace domowe.(...)"

"W utrzymaniu prostej sylwetki pomaga odpowiednie wyregulowanie sprzętu używanego do sprzątania."

"Myjąc czy szorując podłogę mamy doskonałą pozycję do wykonania kilku ćwiczeń. Raz na jakiś czas odstaw ścierkę, ale nie podnoś się z klęku. Daj odpocząć rękom, oprzyj dłonie na podłodze i  złącz stopy. (...) "

"Przy prasowaniu nie siadaj! Stojąc przy desce do prasowania możesz ćwiczyć dolne partie ciała. Stań w niewielkim rozkroku i napinaj mięśnie pośladków i brzucha(...)"

Kocham taką zmianę perspektywy...
Do miotły hej pasterze...
pasterki...
Margita

źródełka:
www.plotek.pl
http://www.franciszkanska3.pl/Sprzataj-i-cwicz,a,21601

środa, 18 grudnia 2013

Kochajcie ludzi... Straszliwa groźba...

Kochajcie ludzi takich jakimi są... innych nie ma... 

TVP oświadczyła publicznie, że przez niewdzięcznych, niepłacących abonamentu obywateli nie stać jej, biedaczki, na zakup transmisji jakichś ważnych, zapewne bardzo, meczów
w kopaną. Że kibice mogą mieć pretensje tylko i wyłącznie do współobywateli
a nie do rzeczonej TVP, bo gdyby współobywatele się po bożemu zrzucili (choć nie oglądają bo nie mogą patrzeć na ten chłam albo telewizorów nie mają) to kibice (ciekawe jaki % obywateli stanowią) dostaliby swoje meczyki - a tak meczyków nie będzie. Argument tak wstrząsający, że chyba trza będzie ogłosić żałobę narodową z powodu braku transmisji.


Ciekawe, że TVP nie użyła jako argumentu motywującego do wpłat, niemożności zakupu dobrych filmów, sztuk w teatrze telewizji, transmisji bestselerów operowych z Metropolitan, La Scali itd. ze światowej sławy gwiazdami , baletów w ciekawych, ambitnych choreografiach , dobrych programów popularnonaukowych czy edukacyjnych lub choćby rozrywki na przyzwoitym poziomie.

Nie użyła nawet "równoważnego" równie ludycznego jak "sportowe widowisko" argumentu, że nie stać jej będzie na produkcję i emisję kolejnych odcinków ukochanych przez emerytów i kobiety seriali, reality-show itd. 

Nie! Argumentem, który może coś zdziałać (na przykład wysupłać kasę z publicznej kieszeni) jest  zagrożenie niemożnością oglądania, niezbędnego
do życia jak powietrze, chlebek czy LSD, MECZU!!! Oglądania przez facetów głównie.


Zostało to już przećwiczone z okazji eurocośtam. Ten sam argument wzniósł w naszym mieście (i innych też) stadion, jak wiadomo niezbędny dla "obronności"  i popularyzacji kraju. To, że nasi nie umieją grać i że potwora trzeba będzie utrzymać (nie tylko z kieszeni kibiców ale także z mojej) nie miało żadnego znaczenia. Faceci chcą igrzysk i je dostają.

I tu jest niestety clou problemu. Facet pozbawiony możliwości oglądania meczu jest potworną siłą mogąca zmieść rządy, państwa a nawet życie na ziemi. Lepiej mu się nie narażać. Kobity poradzą sobie bez przedszkoli, mieszkań i regularnie działającej komunikacji. Facet bez meczu NIE!


Ja natomiast doskonale sobie radzę bez telewizora i meczów. Całe szczęście, ze Z. nie jest kibicem bo...


                                                                                                         Margita





poniedziałek, 16 grudnia 2013

Uroda życia... Po złotemu...

Wczoraj (w niedzielę - przedostatnią przed świętami kiedy 90%statystycznych gospodyń domowych sprząta) odwiedziłyśmy z moją przyjaciółką B. targ w Młynie Sułkowice. No czegóż tam nie było... A jako że święta za pasem świąteczne motywy powtarzały się "często gęsto": nowiutkie , chińskie stroiki i kulawe , mocno zużyte sztuczne choinko-drapaki, szyszki złocone
i srebrzone, obrusy, serwetki, serwety w renifery, gałązki ostrokrzewu a choćby tylko czerwone,
przywiezione
z wystawek talerze z odpowiednim , miłym sercu motywem,
stojaki pod żywe, świąteczne drzewko
w formie zielonych mis ze śrubunkiem, a ponadto wszytko co tylko można by ewentualnie pod rzeczone drzewko wetknąć.

Kręciłyśmy się między "stoiskami' czas długi, patrząc okiem myśliwego czy coś da się upolować. Tu ceny, jak na miejsce zbyt wysokie, tam oferta mało ciekawa, choć sam klimat bazaru nie do podrobienia. w pewnym momencie B. przyuważyła w, ustawionych wprost na ziemi kartonach, komplecik - cacuszko: filiżankę z dwoma spodeczkami. Malutką, z ładnym srebrnym ornamencikiem. "Myślisz, że będzie dobra na espresso i spodoba się Dorocie?" Myślę, że tak - odpowiedziałam i B., ze zdobyczą w ręku, pyta sprzedawcy (z pięknym czerwonym nosem i głębokim sznapsbarytonem) o cenę. "Wszystko szkło po złotemu" ... "Ma pani 3 sztuki to 3 złote". B. zerkneła - faktycznie filiżanka + 2 spodki = sztuki 3 jak nic! Jak to cena potrafi zelektryzować klienta. Na hasło
"po złotemu" zaczęłyśmy intensywniej grzebać w pudłach. B już nic nie znalazła,
ja natomiast wyszukałam porcelitowy pojemniczek na rożne różnosci + solniczkę
i pieprzniczkę w kształcie gruszek. 3 sztuki = 3 złote.  po uiszczeniu stosownej opłaty odeszłyśmy w pełni usatysfakcjonowane. Przyjemność zakupu (czyli ilość endorfin wrzuconych do mózgu) taka sama jak przy kupnie Rosenthala i sreber a ponieważ było "po złotemu" zostało nam jeszcze na kolejną endorfinową porcję.
Czego i Wam życzę :-)
Margita

sobota, 14 grudnia 2013

Z mojej muzycznej półki... Piosenka dla starego wieśniaka...

Zespół Reprezentacyjny należy do moich faworytów. Czekam aż znowu zawitają do Wrocka. Przetłumaczony przez członków zespołu tekst Georgesa Brassensa porusza mnie za każdym razem gdy go słucham.

                                                                                            Margita



środa, 11 grudnia 2013

Uroda życia... Jingle bells

Nic tak nie kojarzy mi się z okresem przedświątecznym  jak piosenka "Jingle bells". Pierwszy raz usłyszałam ją ponad 30 lat temu gdy pojechałam na Boże Narodzenie i Sylwestra do RFN, na zaproszenie Przyjaciół moich Rodziców. 

Żelazna kurtyna trzymała się mocno i załatwianie zaproszeń, paszportu,  zgody dyrektora mojego liceum na wyjazd, wiz, biletów itd. itp. trwało ponad 3 miesiące. Kiedy w końcu rannym świtem, z dwiema walizkami (jedną pełną cepeliowskich prezentów a drugą wypełnioną butami narciarskimi i ocieplaczem - mieliśmy potem jechać na narty), paszportem, biletami i 10 dolarami kieszonkowego, wsiadłam sama, w ciemnym, burym Poznaniu do pociągu, byłam trochę ciekawa ZACHODU. 
Wysiadając wieczorem w roziskrzonym przedświątecznymi dekoracjami zgniłozachodnim Essen zastanawiałam się jak możliwe że miasto może wyglądać tak pięknie. Jadąc BIAŁYM MERCEDESEM do domu Przyjaciół chłonęłam, przez okno,  sklepowe wystawy, z których przelewało się wszelkie dobro znane i nieznane.
Niebawem Przyjaciele zabrali mnie na bożonarodzeniowy jarmark. To było niezwykłe, prawie filmowe przeżycie, z pierwszy raz usłyszanymi "Jingle bells" - cudownym tłem dla Bożego Narodzenia. Zafascynowana pytałam Przyjaciół, co to za piękna niemiecka kolęda? Byli zdziwieni - oni w ogóle tego nie słyszeli.. ot evergreen w tle. Przez całe święta byłam pod urokiem dzwoneczków i wróciwszy do Polski długo szukałam (nie było wtedy Internetu!) co to za piosenka mnie zauroczyła.  Nasze radio takich rzeczy nie puszczało a w radiu Luksemburg słuchało się zupełnie czegoś innego.Dopiero po długim, długim czasie "Jingle bells" wróciło. Najpierw nieśmiało a później jako leitmotiv przedświątecznych zakupów w każdym supermarkecie, galerii, sklepie, nadawany we wszystkich programach radia najpóźniej od 1 grudnia a bywało że i od połowy listopada. 

Dziś już wszystko już jest u nas i zupełnie spowszedniało. Jak sądzę niektórzy mają powyżej uszu tego świątecznego kawałka już na długo przed Bożym Narodzeniem. Jednak dla mnie ma on nieodparty urok tamtego, pierwszego razu. Tamtych niezwykłości, blasku miejsca i czasu. Tamtego bogactwa świątecznych stoisk, zapachu grzanego wina i pierniczków...
Niech więc grają dzwoneczki...
Margita
 


piątek, 6 grudnia 2013

Uroda życia... Grażyna, Krzysiek, Piotrek i...

Ostatnio moja mama, robiąc prządki, znalazła pudło ze starymi slajdami. Wręczyła mi je mówiąc, że albo je wezmę albo je wyrzuci. Leżały wszak w pudle całe lata, gdyż do slajdowiska sprzęt trzeba mieć oraz czas i chęci. Przeglądnęłam opisy na pudełkach i bingo! Są slajdy z Wieżycy!

W latach 70-tych spędziłam tam jedne ze swoich najfajniejszych wakacji. Cały miesiąc na letnisku w towarzystwie rówieśników Joli, Krzyśka z Gdyni, drugiego Krzyśka, Grażyny z Gdańska, Tadzia (syna gospodarza) z Wieżycy, no i Piotrka z Kartuz - w którym namiętnie się kochałam a on kochał się w jasnowłosej Jolce. Mieliśmy wszyscy po 12-14 lat, świat był fantastyczny, jezioro tuż obok, ogromne przestrzenie do przemierzenia, szałasy do zbudowania ech... Nigdy nie miałam takiej laby. Całe dnie spędzaliśmy razem wyczyniając psoty, od których dziś cierpnie mi skóra. Po wakacjach rozjechaliśmy się do domów ale przez wiele lat prowadziliśmy korespondencję. Krzysiek - który został marynarzem, wszystkie swoje listy ozdabiał wycinankami z, nieznanych wtedy, komiksów z Asterixem. Piotrek, niestety, chętny do pisania nie był i przysłał może parę kartek z pozdrowieniami. Za to z Grażyną prowadziłam długą i obfitą korespondencję. Mijał czas, mieliśmy coraz to nowych znajomych, korespondencja zaczynała kuleć i rwać się. Więcej się nie spotkaliśmy.

Po wielu latach, byłam już wtedy studentką, zadzwonił telefon i... to nie może być prawda - to był Piotrek,który przyjechał w jakiejś sprawie do Wrocławia i chciał się spotkać. Ogromnie się ucieszyłam. Przegadaliśmy, z łatwością, masę czasu. Później pojawiła się Nasza Klasa i znalazł się Krzysiek - marynarz. Od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać o całej paczce, planować spotkanie po latach i odkryliśmy, że nasza czarnowłosa Grażynka jest dziś znaną aktorką. Tadeusz (syn gospodarza) mieszka nadal w Wieżycy. Trzeba tylko zlokalizować Jolę i drugiego Krzyśka... I znowu minęło kilka lat. Znowu zatęskniłam... Idą długie zimowe wieczory - w sam raz pora na przygotowanie, może w końcu uda nam się spotkać. Taka jestem ciekawa....

Margita

źródełka:
http://www.literobrazki.pl/artysci/
http://www.se.pl/multimedia/galeria/95805/186472/grazyna-wolszczak-rodzice-nie-chcieli-w-domu-aktorki/

środa, 4 grudnia 2013

Podróże z ogrodem w tle... Aplikacja mobilna...

Okazuje się, że na wszystko trzeba mieć czas.. Na dbanie o kwiatki też... a nie wszyscy go mają. Moja młoda koleżanka Alina wymyśliła aplikację mobilną do obsługi kwiatków domowych. Masz taką roślinkę i zamiast myśleć: kiedy to ją podlałam? A może nie podlałam? Czy już trza nawozić i czym? Jakie lubi światełko? Czy słoneczko czy może bardziej nastrojowe? Posiadacz rzeczonej aplikacji o niczym pamiętać nie musi. Nooo chyba, że zapomni o zabraniu tableta czy smartfona ze sobą, ale dzisiejsza młodzież jest na stałe przyrośnięta do tych urządzeń, więc problem praktycznie nie istnieje i można być na +- 100% pewnym, że aplikacja ożyje właściwym momencie i przypomni ci o twoim niemym domowniku:"pipip! podlej mnie!", "buuu!- czas na smaczny nawozik!", "tratatara! - już mi ciasno w doniczce- pora na przeprowadzkę!"
Z. udzielał Alince fachowych porad  z pewną taką nieśmiałością - pojęcie "aplikacja mobilna" było dla niego novum. Zwłaszcza w tym kontekście. Zaczęliśmy analizować mnogość gatunków roślin, różnorodność ich upodobań i wymagań - a jest to grunt na którym ja i Z. czujemy się pewnie. Alinka analizowała jak to wszystko skonfigurować w tejże aplikacji. W pewnym momencie spasowała. "Aplikacja musi być bardzo skomplikowana, żeby ogarnąć tą wiedzę!". Kamień spadł nam z serca! Mrugnęliśmy do siebie z błogim przeświadczeniem, że jednak mózg ludzki, choćby lekko zużyty (50+) spokojnie wygrywa ze sztuczną inteligencją... przynajmniej w tym momencie i w tym temacie. Wróciliśmy do domu, podlaliśmy kwiatki (miały trochę sucho), przycięłam pożółkłe listki - róże w wazonie też wymagały przycięcia i zmiany wody... wszystko spokojnie dawało się ogarnąć...

Chociaż, gdyby mieć taką aplikację mobilną???....
Margita

wtorek, 3 grudnia 2013

Uroda życia... Wracając do wycia...

Czy blog 50+ powinien być skierowany do "ludziów" 50+? Czy też powinien opowiadać o sprawach 50+? Czy może zwyczajnie, powinien być strumieniem myśli i wrażeń osoby 50+, która niekoniecznie myśli, czuje i postępuje jak statystyczna/y 50+?. 
A kim jest statystyczna/y 50+?
  • wychodzi na to, że osobą nieaktywną zawodowo! - wskaźnik  zatrudnieniaosób w wieku 55-64 lata wynosił w Polsce w 2011  r. 36,9% (27,3% kobiet, 47,8% mężczyzn).Średnia dla Unii Europejskiej  to 47,4% (55,2% mężczyzn, 40,2% kobiet). 
  •  zajmującą się wnukami - 78%
  •  oglądającą telewizję - 68% 
  •  słabo dbającą o zdrowie - 23%
  •  niechętnie czytającą prasę i książki - 27%
  •  i równie niechętnie zajmującą się hobby - 22%
  •  praktycznie nielubiąca aktywności fizycznej - (spaceruje 12%)
  •  i wręcz nienawidząca sportu 3% i samorozwoju - poza statystyką
No tylko siąść i wyć!

Powyję więc sobie wybierając strumień (patrz wyżej). Kto chce ten czyta, kto nie chce to nie i już. 
Można oczywiście stworzyć wokół bloga np stowarzyszenie, albo grupę aktywnych ludzi, albo grupę ludzi nieaktywnych, którym już nic się nie chce (patrz wyżej), ale jak się im już nic nie chce to po co się stowarzyszać?

Moja znajoma Bożena (50+) stworzyła nieformalną grupę stworzycieli i miłośników pierogów. Ogromnie żałuję, że nie mogłam być na zebraniu założycielskim (Łódzkie Spotkania Baletowe) ale, wg opowieści, różnorodność i ilość pierogów przekroczyła granice wyobraźni :-). W planach kontynuacja oraz rozwijanie odnóg (np. gołąbki). Wczoraj, na poczekaniu wymyśliłyśmy z tuzin rodzajów. Taka smakowita forma stowarzyszania się, aktywności i wymiany myśli różnej. Można powyć z rozkoszy podniebiennej.

Druga moja koleżanka - Dorotka (50+) - jeździ ze swoim ślubnym(50+) z miasta Brzegu do miasta Opola na kursy tańca i tańczenie samo dla przyjemności. Oboje pracują, mają mnóstwo różnorakich obowiązków a jednak potrafią wykroić w każdym tygodniu czas na dojechanie, tańce, pogadanie ze współtańczącymi i powrót. Pozytywne wycie z przytupem.

Kolejna koleżanka Bożenka (50+), pomimo wszczepionego rozrusznika i normalnego funkcjonowania zawodowego, chadza regularnie na gimnastykę, oraz, namiętnie, na różnego rodzaju imprezy kulturalne. Jest głównym ich poszukiwaczem i motorem napędzającym do uczestnictwa. Za każdym razem nie omieszkujemy omówić tego i owego, wyjąc czasami pozytywnie a czasem marudząco ;-).

Mój kolega Krystian (50+) ze swoją żoną (50+) jak najbardziej pracujący,  aktywnie zwiedzają na rowerach różne kraje (w zeszłym roku Norwegię - wyję z zazdrości), chodzą po górach również w towarzystwie swoich dorosłych dzieci. Czasem Krystian przegoni nas po "kamyczkach"(http://wyjace50.blogspot.com/2013/06/uroda-zycia-kicanie-po-gazach.html.

Fotka Tediego z Rajdu Marzanny
Mój polsko-zagraniczny kolega Tedi (50+) ze swoją żoną założyli w Stanach grupę turystyczną, która eksploruje ciekawe zakątki np. Gór Skalistych i organizuje coroczny, tradycyjny Rajd Marzanny żywcem przeniesiony ze studenckiej, polskiej ziemi... tam to już wilcy wyją za mnie :-)))

 Moje kolejne zaprzyjaźnione, pracujące małżeństwo (50+50+) spływa kajakami po rzeczkach, rzekach, jeziorach i bajorach polskich, nie bojąc się przenosek, utopienia, przemoczenia, przegrzania słońcem ani niczego, ergo - nie wyją z byle powodu!

Mogę tak wymieniać i wymieniać a im dłużej to robię tym bardziej nie pasujemy do statystyk. Troszkę jak w "Wojnie domowej" - statystycznie mamy 3 na szynach, choć indywidualnie same piątki. 

Pasuje mi ta niestowarzyszona grupa niestatystycznych 50+ a o tym co na wstępie pomyślę jeszcze kiedy indziej.

Margita


źródełka:
http://www.lodzkie50plus.pl/sites/default/files/Wizerunek%20os%C3%B3b%2050%20plus.pdf 
http://www.ciop.pl/28342.html

niedziela, 1 grudnia 2013

Kochajcie ludzi... Vagina???

Kochajcie ludzi takich jakimi są... innych nie ma...  
 
A w Katarze zaprojektowali sobie stadion na MŚ w 2022. No i się porobiło - projektanci twierdzą, że inspirowali się kształtem starej łodzi, którą w przeszłości pływali miejscowy rybacy i poławiacze pereł. Część internautów widzi w nim kobiecą waginę. Zablokowano strony z komentarzami na stronie. Jedni oburzeni inni zachwycenie wołają "Brawo Katar!". W każdym razie u nas by ten numer nie przeszedł - ekskomunika i perspektywa mąk piekielnych gwarantowana.
A mnie sie podoba.
Margita


źródełka:
http://ofsajd.onet.pl/newsy/stadion-w-katarze-w-ksztalcie-waginy/6yf7q

czwartek, 28 listopada 2013

Kochajcie ludzi... Ujeb.se

Kochajcie ludzi takich jakimi są... innych nie ma...

Czasem się zdarza, że internetowy link do czegoś jest straaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaasznie długi.
Polak jednak potrafi (sądzę, że nie tylko Polak) i wymyślił stronkę pod wdzięcznym tytułem http://ujeb.se/. Polecenie na niej brzmi :"proszę mi to ujebać".

Właściwie nie mam już nic do dodania...
Margita

wtorek, 26 listopada 2013

Uroda życia... A może by tak...

A może by tak??? Zamiast  nowego ciucha albo innej głupotki,
odłożyć na COŚ?!?


Odkryłam niedawno Carolinę Rodriquez Baptistę, wenezuelską rzeźbiarkę młodego (1971) pokolenia. Pięknie, kobieco ekspresyjnie zaklęte w materii myśli, chwile, zapomniane życzenia, aluzje... Choćby takie "pret a porter tree - modowe drzewa".
Tak miło obcować z pięknem :-)

Margita





sobota, 23 listopada 2013

Z mojej muzycznej półki... Życie rodzinne...


To ukochana piosenka zespołu BABA, którą po raz pierwszy usłyszałam na koncercie w Teatrze Polskim. Niestety nie mogę znaleźć nagrania.
To był raczej rodzaj melorecytacji niż śpiewanie ale uśmiałam się do łez.


ŻYCIE RODZINNE 
 
Z lektury niektórych gazet i czasopism 
można by wnosić, 
że wieś żyje bez frasunku.
Jest jednak inaczej 
kiedy czyta się "Gromadę" 
zapełnioną troskami rolników.

Gospodarz z Podkowic powiat kraśnicki żali się:
Ożeniłem się z trzydziestoczteroletnią ładną 
i młodą wdówką,
która miała równie ładną szesnastoletnia córkę.
Mój ojciec ożenił się z moją pasierbicą.

Od tej pory wszyscy potraciliśmy orientację w rodzinnych stosunkach.
Moja żona, 
czyli synowa mojego ojca 
jest również jego teściową.

Moja pasierbica została moją macochą, 
a mój ojciec moim zięciem.

Nie koniec na tym...

Niedawno urodził mi się syn, 
a pół roku później jego stryj, 
czyli syn mojego ojca.

Moja macocha 
czyli córka mojej żony 
została w ten sposób siostrą swojego wnuka,
będąc równocześnie babką swojego brata.

Jej syn jest moim bratem, 
a ja jego dziadkiem.
Mój ojciec jest szwagrem swojego wnuka, 
który jest bratankiem jego syna.

Moja żona, 
teściowa i synowa mojego ojca 
jest babką mojego brata.

W ten sposób zostałem swoim własnym dziadkiem...

środa, 20 listopada 2013

Pret a porter... Kaloszy nie znoszę...

Dziś rano znowu wybiegłam do pracy nie sprawdzając wcześniej pogody, a co więcej nie wyjrzawszy nawet przez okno. No i mam za swoje. Na dworze już czekał na mnie deszcz. Zbyt późno by wrócić po parasol a  dotychczasowa pogoda wyleczyła mnie skutecznie z angielskiego zwyczaju noszenia parasola... przy pogodzie :-).
Nic to. Wykonałam szybki telefon do Z. że pada (psychoterapia natychmiastowa) i stwierdziwszy, że wszak z cukru nie jestem a nie pada znowu tak bardzo, kicałam raźno między kałużami do autobusu.Dookoła było niewiele parasoli, więc widocznie ludzie popełnili dziś tą samą niestaranność przygotowawczą jak ja. Deszczowa pogoda poza, przejmująca wilgocią i mokrością w okolicach szyi, powoduje wyleganie na ulice burych płaszczy i gumiaków.
 Te ostatnie bardzo mnie cieszą feerią barw, świetnym wzornictwem, praktycznością ale... ich nie znoszę! Próbowałam, daję słowo honoru! Ale nie! 
Okropnie ściągają skarpetki (u celu mam je zwinięte w okolicach palców), stopa nie oddycha (czyli jest mokra - to po co mi te kalosze), po wejściu do ciepłych i suchych budynków, tworzy się gumiaczkach prawdziwa sauna. Stanowczo nie!
Temat deszczu i mokrych butów męczył mnie jednak i postanowiłam sprawdzić jaką radę na to mają "wielcy". 
Hmmm... pustka i nuda...


 

 Jedynym zabawnym i, być może, dla mnie do zaakceptowania są te oto sztybleto-kaloszki.
 Przemyślę :-)
 A co Wy o tym myślicie?




 Margita 
(zauroczona deszczowym patentem dla psa)











źródełka:
www.cogdziezaile.pl
www.milionkobiet.pl
www.tao-bao.pl
polki.pl
www.aliexpress.com
fashionavenuefashion.blogspot.com 
www.refinery29.com 
www.fashionmagazine.com 

wtorek, 19 listopada 2013

Uroda życia... REVELATIONS


"Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."
Ryszard Kapuściński - Podróże z Herodotem

Podróżowanie i dziwienie się... Podróżowanie - choćby do... Łodzi i... dziwienie się :-)...Łódź miastem marzeń nie jest. Kontrasty zakrawają na absurd. Z jednej strony picowane bruki Piotrkowskiej, z drugiej strony mroczne, śmierdzące, pełne meneli bramy wjazdowe (na tejże Piotrkowskiej) mogąc przyprawić o każdej porze dnia o palpitacje serca. Wymarłe liszajowate kamienice jak z horroru z ogromnymi napisami - "mieszkania do wynajęcia" - E.H. ze śmiechem stwierdziła, że jej marzeniem jest tam wynająć "apartament". Zabytkowy, żydowski cmentarz z pięknymi, wycyzelowanymi macewami i monumentalnymi mauzoleami wielkich fabrykantów, jak choćby Poznańskiego, w większości zarośnięty kolczastym grochodrzewem rozrywającym najtwardsze kamienie, częściowo zdemolowany, do którego prawie nie sposób trafić bo brak jakiejkolwiek tablicy informacyjnej, kierunkowskazu... nic. Z drugiej strony Manufaktura, tegoż Poznańskiego, do której prowadzą wszystkie drogi, nie sposób zabłądzić. A w środku tego wszystkiego wyremontowany gmach Teatru Wielkiego (jak w Moskwie) z nowoczesną fontanną w kształcie załamującej się fali. Jak się nie dziwić???

Głód przeżyć... Zobaczyć, choć już się widziało, przeżyć na nowo, poznać, zauroczyć się. 
Don Kichot - balet komiczny - we Wrocku wystawiony na... smutno. Pamiętam biednego Błędnego Rycerza snującego się po scenie w towarzystwie (wcale nie wesołego) Sancho Panchy. Spektakl bez pomysłu i słaby technicznie. Zwłaszcza, ukochana przeze mnie, partia Kitri zatańczona  nie dość, że wersji łatwiejszej to jeszcze poniżej oczekiwań. Biedna Maximova w grobie się przewracała. Na łódzką premierę pojechałyśmy (a przynajmniej ja) bez specjalnych oczekiwań.
I... jak się nie dziwić - dostałyśmy pięknie opakowany, radosny, dobry technicznie obraz Goi z jego "pozytywnego" okresu. Korekta libretta okazała się zbawienna (smętny Don Kichot został, słusznie, sprowadzony do roli epizodu), filigranowi Azjaci w głównych rolach tańczyli dobrze, pięknie i z wdziękiem. A Dominik Muśko jako torreador w obcisłych białych rajtuzach robił furorę i łamał niewieście serca ;-). Nawet E.H. zwolenniczka baletu raczej współczesnego, dała się porwać... I jak się nie dziwić?

15 listopada znowu jesteśmy w Łodzi na Spotkaniach Baletowych. Tym razem mamy dwa "mitingi" z legendarnym, nowojorskim zespołem baletowym "Ailey II", w skład którego wchodzą tylko czarnoskórzy tancerze (choć na scenie była trójka niepasująca do schematu?).

5 suit baletowych STREAMS, VIRTUES, REVELATIONS, DOSCONGIO, RUSTY zatańczonych przez wyjątkowych, afro-amerykańskich artystów było kapitalnym przykładem wybornego rzemiosła i fantastycznej rozrywki.  Tylko czarnoskórzy mają taki rytm w każdej komórce. Niezależnie od tego czy była to muzyka perkusyjna Miloslava Kabelaca będąca świetnym tłem do czystej formy ruchu, czy religijny gospel ilustrowany pulsującym, "niewolniczym" tańcem, w młodych tancerzach widać było żywiołową  radość połączoną z niewymuszoną elegancją. 
E.H. miała prawdziwą ucztę i tak dała się wciągnąć, że była bliska wskoczenia na scenę i zatańczenia wraz z zespołem  a ja bawiłam się świetnie, zachwycając się niesamowitą techniką, sprawnością i gracją tancerzy.
W ten weekend "Ailey II" zdobył dwie wierne fanki.

Margita



źródełka :
http://polskalokalna.pl/galerie/galeria/fontanna-w-ksztalcie-fali/zdjecie/duze,1096248 
http://opendoor.pl/opendoor-rozmawia/ratujmy-zabytkowe-kamienice-co-z-realizacja-100-kamienic-dla-lodzi/
www.nooga.com
www.nooga.com
www.youtube.com

poniedziałek, 11 listopada 2013

Z mojej muzycznej półki... Milicja Wrocław i ja

Jacek Zwoźniak, nieżyjący już, kolega, bard, członek fantastycznej grupy BABA (o której już dziś chyba nikt nie pamięta) i grupy B-COMPLEX (o której mało kto pamięta) napisał taką oto, prześmiewczą, ale w sumie życzliwą piosenkę o Milicji Obywatelskiej. Klimat iście nohavicowy. A może to o Nohavicy trzeba pisać - klimat iście zwoźniakowy????

Tak mi się ta piosenka przypomniała, w kontekście "obchodów" wczorajszego "święta"...

Margita

 MILICJA, WROCŁAW I JA
 
Kiedy rano jadę zerówką
Wiszę na stopniach tak dla kondycji
Czasem bierze mnie ktoś na słówko
Ach, któż to taki - to pan z milicji
Bo przecież mi nogę mógł obciąć zły tramwaj
Albo coś wyżej - więc płacę ja mandat

Ach, któż to, ach któż to tak o mnie dba?
Milicja, milicja!
Któż pożyteczną wskazówkę mi da?
Milicja, milicja!
Gdy pijak nabrudzi, któż za złe mu ma?
Milicja, Wrocław i ja!

Kiedyś siostra wracała nocą
Bo siostra robi na drugą zmianę
Chciał chuligan wziąć ją przemocą
By dać swym chuciom pofolgowanie
Milicja czuwała, do dziś tym się szczycę
Że mimo trzydziestki mam siostrę dziewicę

Ach któż to, ach któż to o siostrę dba?
Milicja, milicja!
Któż cześć mej siostry na sercu swym ma?
Milicja, milicja!
Gdy zgwałci ktoś kogoś, któż szkołę mu da?
Milicja, Wrocław i ja!

Tato wódki wcale nie pija
Ponieważ głowy nie ma on mocnej
Kiedyś wypił trochę u stryja
Któż wtedy tacie załatwił nocleg?
Rachunek był duży, lecz tacie na rękę
Tak mógł się przeziębić lub rozbić Syrenkę

Niebieskie tramwaje po szynach mkną
Wrocławskie tramwaje
Niebieskie mundury - któż nosi to?
Poznajesz? - poznaję!
Są w całej Polsce od gór aż do morza
Jako te chabry pośród łanów zboża
Czterdzieści lat z hakiem, a jeszcze lat sto
Niech żyje, niech żyje MO

niedziela, 10 listopada 2013

pret a porter... Jesień idzie przez park...bis

Musiałam coś nacisnąć i mój pościk: Jesień idzie przez park... zaginął bezpowrotnie w pomroce wirtualnych czaso-przestrzeni. Kij  mu w ucho -nie poddam się tak łatwo! Zaczynam jeszcze raz:

Na Modzie się nie znam...no może nie do końca. Jednak cierpię bardzo, chodząc po sklepach i usiłując nabyć drogą kupna coś mniej lub bardziej szykownego. I tu zaczyna się problem - nie mam figury chudego chłopaka, tylko normalnej kobiety: biodra, wcięcie w talii (a jakże) i kawałek biustu. Od lat nie kupiłam sobie spódnicy bo, te szyte dzisiaj, nie mają talii, zaczynają się poniżej pępka a kończą grubo powyżej kolan! A ja MAM lustro!!! Gdy nawet trafię rozmiar dobry w biodrach to i tak mogę się 3x owinąć w talii. I tak ze wszystkim. Dobrze, że mam na podorędziu dobrą stara Burdę. 

W niemieckich sklepach , o dziwo 38 to 38 a 40 to 40??? Spodnie mogę kupować bez mierzenia i wiem, że będą dobre. Jednak shoping za granicą mnie nie rajcuje, więc rzeczone spodnie nabywam w wysyłkowym bonprixie i to w rozmiarze 38, co bardzo podnosi na duchu. Z resztą też jakoś sobie radzę ;-) Chanelka ze mnie żadna ale jej styl i charakterek bardzo mi pasuje. A na dodatek uwielbiam patrzeć na dobrze ubrane kobitki biegnące ulicami naszego miasta. Jakaż to rozkosz dla oczu :-). 

Zgrozą mnie napawają ochronne, niebrudzące kolory, pozaciągane szaliki, okropne, wsiowe torebki i (jakże wygodne) rozczłapane "botki". O odrostach już nie wspomnę.  Sama się na tym nieraz łapię, że najchętniej ochroniłabym przed zagładą ta ukochaną bluzkę (która ma już 100 lat) albo te 40 torebek od 3 lat leżących w zapomnieniu w kartonie na najwyższej półce. Wytężam więc całą silną wolę i , co najmniej, 2 x do roku przewietrzam szafy. Dzwonię do koleżanki/ koleżanek i zapraszam na "kawiarkę" - połączenie kawy z wymianą ciuchów. Ja zostaję z miejscem w szafie kobitki z "nowymi" kreacjami. Wymyślamy też masę nowych zestawień - jednym słowem szalejemy.

Drogie 50+, nie dajcie sobie wmówić, że nie wypada, że szkoda kasy, że po co, że wnuki :-O. Odrzućcie ciotowate zestawienia i tureckie wzorki, bure spódnice do pół łydki i workowate opończe. Spójrzcie w lustro (granica między oryginalnością a śmiesznością jest jednak bardzo cienka) i do boju:-). Dziś widziałam fantastyczną kobitkę 50++ w miodowym żakiecie i kapeluszu, spodnie rurki - no bajka. Jesień jest tak inspirująca kolorystycznie. A jeszcze taka cieplutka jak w tym roku. 
 
Że się będą oglądać? A czyż nie o to nam chodzi??? Że będą obgadywać? Że, co córka powie? Będzie zachwycona, a jeżeli nie to jej problem.
 Życzę odwagi i wyobraźni
Margita


źródełka:
http://www.pinterest.com
http://advancedstyle.blogspot.com










czwartek, 7 listopada 2013

Uroda życia... Jestem Hipsterką!!!

Spadło na mnie niedawno, jak grom z jasnego nieba, słowo HIPSTER. Zaciekawiona spytałam wujka Google i czytam : 
Hipster – współczesna subkultura, funkcjonująca zarówno wśród nastolatków, jak i ludzi po 20. i 30. roku życia i starszych. Wyznacznikiem stylu hipsterów jest deklarowana niezależność wobec głównego nurtu kultury masowej (tzw. "mainstreamu") i ironiczny stosunek (to ja) do niego oraz akcentowanie swojej oryginalności i indywidualności. Hipsterzy podkreślają silnie swój wizerunek, rozumiany zarówno poprzez wyrazisty i "artystyczny" strój (m.in. w stylu vintage)(to ja), jak i poprzez wyjątkowe, nieszablonowe zainteresowania. Pośród hipsterów ceniona jest deklarowana niezależność myślenia (to ja?), zajmowanie się twórczością artystyczną, zainteresowanie niszowymi formami kultury, w tym muzyką , filmem niezależnym itd.(to znowu ja) ... itd. itp...

Prawie wszystko pasuje! Nawet ten zabawny obrazek. Wychodzi na to, że zupełnie nieświadomie wpadłam w szpony subkultury. 
Niech żyją hipsterzy 50+!!!


Margita






poniedziałek, 4 listopada 2013

Uroda życia... Coś do kąta...


Za moich czasów ;-) do kąta stawiało się za karę... Z jednej strony odosobnienie a z drugiej publiczne napiętnowanie. Kara kąta nie była niczym przyjemnym.. Dziś się już do kąta nie stawia... 








no chyba, że... jakiś mebelek czy inny detalik. Kąt dość trudny do zagospodarowania jest ale, jeżeli sprosta się wyzwaniu, efekt końcowy bywa znakomity:

Ot choćby takie niespotykane rozwiązanie kuchenne, zamiast tradycyjnej (teraz już tak) karuzeli.






                                    Albo przyssane do kąta półki na książki i różne różności. Wpasowane wprost idealnie...





Czy może jeszcze bardziej wyrafinowane wklęsłe lub wypukłe ramko-półki. Jak to dopasować do, nieznanej wartości, kątów w wielkiej płycie????



A tu kąt jako zabawa sama dla siebie... myślę jednak, że na dość duże powierzchnie mieszkaniowe lub biurowe...













Tymi rameczkami jestem urzeczona - tylko znowu ten kąt prosty... skąd go wziąć???

















A to mój faworyt na deserek:

 Fajnie, że ktoś wpada na takie pomysły :-)

Margita


Źródełka:
http://www.akademiasztuki.org/Lozko-czyli-urzadzenie-do
http://cncideas.tistory.com/587
http://www.kreocen.pl/produkt/Kare-Design-Fotel-narozny-Corner-77952-18_586_776552.html
http://www.mebleretro.pl/gallery/ciekawy-narozny-fotel-z-poczatku-xxw-oryginal/
http://furniturenew.blogspot.com/2009/08/furniture-design-lorna-corner-shelf.html
http://www.freshpilot.com/the-corner-tree-bookshelf/
http://www.furnitureclue.com/blog/rubbed-black-or-mahogany-finish-modern-corner-shelves.html