sobota, 30 maja 2015

Uroda życia...Mądre baby...

W życiu można mieć różne przyjemności.
Dla mnie jedną z nich jest obcowanie z mądrymi i ciekawymi ludźmi.
Dziś było mi przyjemnie wielokrotnie bom uczestniczyła w II Dolnośląskim Kongresie Kobiet.

Świetne (w większości) babki, ważkie tematy...i ileż możliwości na otwarcie oczu i pozytywne działanie...








W panelu "Niczego nieświadomi - Pokolenie Z"
Fantastyczna, mądra biolożka Maria Pawłowska



Ewelina Seklecka - psycholożka, szczególnie uwrażliwiona na stereotypy, seksizm w mediach, reklamie, które są kulturowo niezauważalne...







 


W panelu "Przemocy mówimy stop"
kapitalna Karina Stasiuk-Krajewska,mówiąca o przemocy symbolicznej w sferze językowej, płci słów i żeńskich końcówkach...










Zaangażowana prawniczka - Dorota Seweryn_Stawarz




W panelu "Potencjał kobiet - niedoceniany kapitał regionu"
Mądra, zrównoważona, mówiąca niewygodne prawdy prosto w oczy Aldona Wiktorska-Święcka,która niestety nie wygrała wyborów na i nie została prezydentką Wrocławia







W panelu Rodzina XXI - Irena Kamińska - szefowa Kongresu - uświadamiająca dlaczego kobiety nie są solidarne a już nie muszą... i dlaczego gender jest OK...


 A Mądrych Bab było tam jeszcze więcej....
Jeżeli Was tam nie było to... szkoda ale nic się nie stało... będą następne kongresy...

                                                                                                                Margita

środa, 27 maja 2015

Kochajcie ludzi...Pacany z miasta Łodzi...

Łódź-miasto chciałoby do kultury... Żeby tak "ą","ę" i bułkę przez bibułkę... Spotkaniami baletowymi do tej kultury, ogólnokrajowej i międzynarodowej wspina się mozolnie.
Spotkania ściągają do miasta Łodzi baletofilów indywidualnych i grupowych z bliższych i dalszych okolic. Baletofile ciągną do Teatru Wielkiego pieszo, środkami masowego rażenia bądź transportem własnym. Jeżeli to rower jest, to OK, gorzej gdy jadą, tradycyjnie, samochodem...
Dlaczego gorzej? Bo do tego by auto jechało potrzebna jest powierzchnia w miarę płaska i drożna, w mieście (nie tylko Łodzi) zwana popularnie ulicą.
Łódź-miasto połowę centralnego krwioobiegu ulicznego ma zmiażdżycowane za pomocą remontów. Mieszkańcy to znoszą, chyba z godnością... przeciskając sie, objeżdżając, klnąc po cichu, mając nadzieję, że lek-remont odetka w końcu arterie.
Zdawać by się mogło, że w sobotni wieczór ojcowie (chłe, chłe) miasta Łodzi, zobligowani perspektywą kolejnej baletowej premiery uczynią wszystko aby "kulturalne ludzie" dotarły do kulturalnego serca w miarę bez przeszkód i kulturalnie dotrą na pół godziny przed spektaklem by się ponapawać, program nabyć, kawy się napić i wysikać (kulturalnie) nawet...
Nic z tych rzeczy! 
Ojcom miasta Łodzi, w pełni zasługującym na honorowy tytuł "PACANÓW ROKU" pomerdały się kultury. Słyszeli, że kulturę cza krzewić i, że jakaś kultura ma w sobotni wieczór być, międzynarodowa nawet, więc BEZMYŚLNIE zaakceptowali kulturalną... fizycznie... imprezę... masową...biegi uliczne!
Ja tam do biegów ulicznych nic nie mam ale zorganizowanie ich, czyli zamknięcie połowy ulic, w rozkopanym w drugiej połowie mieście Łodzi, w sobotni wieczór, równolegle z premierą w Teatrze Wielkim zakrawa na... sabotaż albo brak mózgu! Stawiam na to drugie. Sabotaż wymaga jednak planowania, inteligencji i innych podobnych cech, którym Pacanom z miasta Łodzi nie stało!
Na tytuł "PACANA ROKU" zasługują też ojcowie Teatru Wielkiego, którzy na stronie www tegoż teatru nie zamieścili ostrzeżenia dla, napływających z całego kraju i zagranicy, widzów, że koledzy Pacani z urzędu, zamknęli miasto Łódź i będą kłopoty z dotarciem. 

Tak więc, nie ostrzeżone, przybyłyśmy z Państwem E.J. do miasta Łodzi z godzinnym wyprzedzeniem i... zostałyśmy wykierowane, jak cała reszta kierowców, przez policję i straż miejską w oddaloną od opery ulicę, prosto w oko gigantycznego korka,który nie dość, ze się ciągnął w nieskończoność to stał nieruchomo jak głaz. 
Jednakowoż dzięki zdeterminowaniu, właściwej ocenie sytuacji, szybkim decyzjom, użyciu, wobec chamowatego zawalidrogi taksówkarza, słów ogólnie uważanych, przez moje pokolenie, za niekulturalne (nawet bardzo), udało nam się porzucić (zaparkować) autko. Za pomocą marszobiegu (szpileczki, torebeczki itd.), tnąc na czerwonych światłach, kompletnie w korku bezużytecznych, odrzucając propozycje straży miejskiej abyśmy zamiast środkiem Piotrkowskiej wędrowały chodnikiem, dotarłyśmy, zupełnie niekulturalnie, 5 minut przed 19.00 do Teatru Wielkiego.
Szybki sik i, lekko upocone (jakie to niekulturalne!), zasiadamy w fotelach. Połowa widowni pusta... Z wiadomych przyczyn. 
Parę minut po 19.00 nagrany głos zza sceny ogłasza "Do rozpoczęcia przedstawienia pozostało 10 minut"... Jakie 10 minut? Na bilecie jak wół - początek 19.00! 
Wiadomo o co chodzi... całe rzędy na widowni nadal puste...
Po 10 minutach tenże nagrany głos oznajmia "Do rozpoczęcia przedstawienia pozostało 5 minut"... ciekawe wg jakiego czasu te minuty liczone... 
Widownia nadal świeci pustkami, docierają kolejne, niekulturalnie spóźnione i zdyszane osoby pomstując na korek. 
Więcej żaden nagrany głos się nie odzywa...
Państwo E.J. postanawia, niekulturalnie, zacząć bić brawo w celu wywołania reakcji rozpoczynającej spektakl.  Część widowni podejmuje próbę ale bezskutecznie. Ja podjęłam próbę zagwizdania na palcach (wysoce niekulturalnie) ale niestety, w dzieciństwie nie przykładałam się zbytnio do nauki tej umiejętności i nie wyszło...
Spektakl rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem.
Żaden PACAN z teatru (instytucji kultury) nie raczył wyjść na scenę, przeprosić widzów, którzy byli o czasie, wyjaśnić sytuację, poprosić o zrozumienie i poinformować o decyzji opóźnienia spektaklu. To byłoby zachowanie kulturalne. Niestety - w mieście Łodzi na stołkach siedzą PACANY, które o kulturze może i słyszały ale nie odróżniają jednej od drugiej. Natomiast współpraca, przepływ informacji między jednostkami i szacunek dla klientów (podatników, widzów itd) nawet im się nie śnił... 
Margita

P.S. O spektaklu też będzie :-)

czwartek, 21 maja 2015

Prete a porter 50+... Mięso wyborcze...

Podoba wam się ta torebka???
Mnie nie!
Jest ohydna choć z pewnością oryginalna...


Jednak ohyda dominuje wszystko...

Torebeczka ma jednak parę zalet:

  • można nią rzucić w... w końcu mięso...
  • można zamanifestować swój stosunek do...
  • można zaprotestować lub być za... 
Magister sztuki, Andrea Hasler, sparafrazowała tym tworem torebkę Louisa Vuittona oraz torebki paru innych "wiodących" domów mody... Zupełnie nie będę wgłębiać się w ideę, artyzm lub jego brak itd. 
Lata temu ktoś ubrał modelki w surowe mięso udrapowane w "sukienki" itd...
Pomysł nowy nie jest... Tylko - no właśnie... jeżeli to wosk udający mięso to OK ale jeżeli to prawdziwe mięso to... marnotrawstwo niewybaczalne...
Wyyyyyć się chce...
                                                                                                                 Margita

źródełka:
www.andreahasler.com

sobota, 16 maja 2015

From Margita with love... Nalewki...

Sezon zalewania uważam za otwarty ;-) 

Jest wiele szkół czynienia nalewek.
Szkoły zależą od:
- tradycji,
- używanych ingrediencji i alkoholi, 

- zielarskiej wiedzy, 
- zabobonów, 
- przekonań, 
- tekstu "zawsze tak było",
- tekstu "zrobię po nowemu",
- wiedzy bliskich i dalekich krewnych,
- zeszytu z zapiskami,
- wyszukiwarki internetowej,
- własnych pomysłów,
- cudzych udanych pomysłów....
- kolejności dodawania cukru i alkoholu...
- itd... itp...

Ja mam kilka zasad, które są moje :-) - można wg nich postępować lub nie... Każdy adept nalewkowego misterium powinien znaleźć swoje - najlepiej metodą prób i błędów, własnego smaku i własnej wytrzymałości na stężenie ingrediencji ;-);

Zasada nr 1
ingrediencje pozyskiwane z natury zbieram w miejscach czystych (na ile się da)

Zasada nr 2
kwiatów nie myję (w końcu zbierane wg zasady nr 1) bo... no spróbujcie umyć motyla i zobaczycie co zostanie :-(. Wszystko co na kwiecie jest cenne smakowo, zapachowo - zdrowotnie pewnie też...);

Zasada nr 3
Liście (zwłaszcza zbierane poniżej kolan - ktoś mógł nasikać w, nawet najczystszym, miejscu ;-) i owoce myję i owszem;

Zasada nr 4
owoce wybieram dojrzałe (chyba, że przepis mówi inaczej), zdrowe i staram się nie pryskane... ostatnio;

Zasada nr 5
Zalewam alkoholem max 42% -  W efekcie końcowym daje to moc ok 20% -
lubię nalewki degustować a nie się nimi urzynać...

Zasada nr 6
Najczęściej najpierw ingrediencje zalewam alkoholem (na czas określony dla ingrediencji), zlewam, zasypuję cukrem, zlewam, zasypuję cukrem, zlewam, zasypuję cukrem, zlewam;

Zasada nr 7
Nie stawiam na oknie, na słońcu bo powoduje to niekontrolowane reakcje i niszczenie wielu składników. Słońce i ciepło ma coś przyspieszyć... a w nalewkowym misterium pośpiech nie jest mile widziany. Smak i zapach ma się powoli ekstrahować w zacisznym, ciemnym, spokojnym miejscu.  

Zasada nr 8
Zasady nr 6 nie stosuję gdy nalewka ma być wytrawna - to znaczy części o cukrze;

Zasada nr 9
Zaglądam do nastawu i mieszam tak często jak mi się przypomni... Degustuję też stadia pośrednie żeby sprawdzić czy nie zachodzą jakieś niekorzystne zmiany i nie należy gwałtownie przerwać procesu;

Zasada nr 10
Wszystkie eksperymenty są dobre, jeżeli efekt końcowy będzie nie do przyjęcia należy zalać nim czarną porzeczkę - ona wszystko zabije :-)

Zasada nr 11
Nalewka powinna być maksymalnie klarowna - nie gotuję więc ingrediencji, cedzę, filtruję i... napawam się barwą i kryształowym klarem. Nie dotyczy to oczywiście nalewek mlecznych, pewnych likierów i musów ale to inna bajka.


Zasada nr 12
Nie upieram się ortodoksyjnie przy trzymaniu się litery przepisów. I tak nie da się powtórzyć smaku więc po co nerwy?!?! Jeżeli ktoś tak ma to nie widzę w tym nic złego ale dla mnie smak nie zależy tylko od ingrediencji ale również od tego gdzie, kiedy, z czego (chodzi o szkło) i w czyim towarzystwie nalewka była pita... Nigdy nie powtórzył się smak sklepowej (czyli teoretycznie powtarzalnej) Tii Marii, którą piłam 40 lat temu w Holandii ani...
Jeżeli macie taką nostalgię to wiecie, że  żaden smak nie dorówna temu ze wspomnień :-)

Eksperymentujcie... zawsze w odwodzie jest zasada nr 10 :-)


Ocho! Wyszedł cały tuzin :-)


P.S.
Zasada 13
Każdy powinien mieć swoje zasady  :-)

Życzę pewnej ręki... w zalewaniu
Margita

wtorek, 12 maja 2015

Z mojej półki z książkami... Tulipanowy wirus..

Tulipanowy  wirus Daniëlle Hermans

"(...)Miał nadzieję, że to (tulipanowa gorączka) przeminie na dobre, że wszyscy poświęcą się zadaniu, do którego zostali przeznaczeni, które wyznaczył im Bóg. Wtedy prawdziwe chrześcijaństwo znowu wróci do Republiki, 
która w ostatnich latach stała się piekłem chciwości, egoizmu i bluźnierstwa. 
Jeśli jego plan się powiódł, Dom Boży ponownie wypełni się ludźmi obawiającymi się tego, co może przynieść przyszłość. Strach przywróci ich na łono Kościoła, tam gdzie ich miejsce. On pomoże tym ludiom nadać sens ich pustek, nędznej egzystencji.(...)"

"(...) Rozumiał, jak każdy myślący człowiek, że fanatyzm religijny prowadzi do ograniczenia wolności. Do powstania świata, w którym kobiety są wyzyskiwane, który zwraca się przeciwko homoseksualistom, w którym zakazane jest czytanie niektórych książek i oglądanie określonych filmów, w którym cenzuruje się nawet muzykę. Do powstania świata, w którym nie ma miejsca dla ludzi myślących inaczej(...)".

Tulipanowy wirus to kryminał, wartki i wciągający... Czytałam już lepsze ale ten niesie ze sobą jeszcze humanistyczne przesłanie... Coraz bardziej dziś aktualne...
Choćby dla tego warto po niego sięgnąć :-)

Margita

czwartek, 7 maja 2015

From Margita with love... Nalewka z mniszka...

NALEWKA Z MNISZKA

Jeżeli lubicie pudrowe smaki to polubicie naleweczkę z płatków mniszka.
Mniszka zbieramy w ładny, suchy, słoneczny dzień z dala od ulic itd.
1. Zbieramy same kwiaty, wyganiamy czarne maleństwa (Nie płuczemy! Pyłek jest ważny!).
2. Obrywamy kwiatkom płatki i wrzucamy do słoika. 
3. Zalewamy syropem cukrowym na dwa, góra 3 dni. Odstawiamy w ciemne miejsce (stawianie słoi na słońcu nie jest dobrym pomysłem). Wstrząsamy możliwie często aby wszystkie płatki miały szansę oddać cukrowi co jego. 
4. Dolewamy kieliszek Maraskino. Po kilku godzinach dolewamy wódkę lub spirytus. Potrząsamy i odstawiamy w ciemne miejsce na 1tydzień do 3 tygodni. 
5. Można wszystko zmiksować ale... cedzenie będzie wtedy frakcyjne, długotrwałe i okraszone wszystkimi paniami lekkich obyczajów z okolicy.
Przecedzamy, przecedzamy, przecedzamy...
6.  Dodajemy sok z cytryny miąchamy i odstawiamy na jakiś tydzień w ciemne miejsce. 
7. Filtrujemy - odstawiamy na tyle na ile jesteśmy w stanie wytrzymać.
8. Nalewamy do karafki, z karafki do kieliszeczków i... częstujemy gości lub siebie...
Margita

UWAGI:
Nie podaję proporcji gdyż robię na oko i smak, każdy lubi inaczej - jedni bardziej słodkie inni mniej itd.

Ad.1 i Ad.2- nie odkładajcie kwiatów na zbyt długo bo maleństwa wyjdą ale płatki zwiędną i trudniej będzie je wydzierać z łona kwiatu :-) 
Ad.3 - syrop cukrowy - czyli dużo cukru i mało wody, zagotować, ostudzić. Nie stawiamy na słońcu gdyż powoduje ono niekontrolowane reakcje chemiczne a nam nie chodzi o rozłożenie składników tylko wyekstrahowanie :-)
Ad.4 - Maraskino - bezbarwny, słodki likier z wiśni - oryginalny z Zadaru (Chorwacja); wódka lub spirytus - co kto lubi; 1-3 tygodnie - co pewien czas sprawdzam smak nastawu - może się zdarzyć, że zacznie dostawać goryczki wtedy zlać natychmiast.

P.S.
Zrobię fotkę gotowej nalewki w szkle to wrzucę...


poniedziałek, 4 maja 2015

Uroda życia... Bogowie i kapłani...

Wśród moich znajomych są wyznawcy bardzo wielu różnych religii...
Niektórzy czczą BOGA KSIĄŻEK i każdą nową książkę odbieraną z rąk kapłanów - księgarzy (którzy otrzymali ją z rąk bóstw - pisarzy) traktują z odpowiednią czcią.
Do głowy im jednak nie przyjdzie agresja - gdy ktoś powie, że taka a taka książka mu się nie podoba, że taki pisarz pisze niezrozumiałym językiem, że czytanie jest passe... Nie nawołują również do eliminacji autorów i czytelników książek innych od wyznawanych przez siebie.  

Inni wybrali BOGA MODY i w kościołach galerii handlowych, butików czy second handów czczą stroje, buty torebki stworzone przez takie bóstwa jak Armagni, Coco Chanel czy Dior, które kapłani-subiekci, zgodnie z rytuałem rozpoczynającym się od słów "w czym mogę pomóc" przekazują do ich rąk.
Czciciele MODY mogą po kątach podśmiechiwać się, że ktoś założył spodnie de mode ale nie ruszą w związku z tym na wojnę!





Są tacy, którzy od świtu zaczynają wielbić swojego BOGA - INTERNET, uważając dzień bez Internetu za dzień stracony. Ołtarzyk przez który kontaktują się ze swoim BOGIEM ma zwykle zakurzony ekran i zatłuszczoną klawiaturę - wyznawca wszak wyznaje i nie ma czasu na inne czynności. Apostołowie portali otwierają przed adoratorem coraz to nowe wizje wirtualnego raju... Fanatycy Internetu mogą z pewnym pobłażaniem a nawet pogardą spoglądać na niepodzielających ich wiary ale raczej nie wyruszą na zbrojną krucjatę aby zdobywać nowych entuzjastów.

A zwolennicy BOGA ZDROWIA, którzy nabożnie uprawiają biegi, stosują diety, regularnie chadzają do swych pasterzy - lekarzy, dietetyków, trenerów osobistych, którzy przekazują im słowo najwyższego autorytetu informując o sankcjach (tycie, cellulit, zadyszka) w przypadku nieprzestrzegania przykazań. 

Nie sądzę jednak żeby napadli zbrojnie kijkami do Nordic walking czy hantlami lub chociaż obrzucili klątwą leniwych grubasów.

Akolici BOGA SMAKU  oddają się religijny rytuałom już od śniadania, celebrując
każdy kęs. Z uwagą słuchają nauk swych kapłanów - mistrzów patelni i z nabożeństwem czytają coraz to nowe przepisy w swoich kucharskich bibliach. Chętnie i regularnie odwiedzają swoje świątynie smaku - restauracje i bary izonomicznie serwujące kuchnie całego świata. Czy jednak z warząchwią w ręku zerwą się do boju o taki czy inny smak, siłą przeciągając na swoja stronę już to obrządek wegetariański już to wiernych pomidorowej? Nie przypuszczam!


Religijne bractwo BOGA SZTUKI pobożnie praktykuje liturgię w teatrach, operach, galeriach...sztuki wielbiąc objawione mniej lub bardziej dzieła swoich bóstw - malarzy, rzeźbiarzy, kompozytorów, autorów, podawane im wprost do dusz przez kustoszy, śpiewaków, aktorów... głoszących piękną nowinę. Zaprawdę czy jednak wezmą się za łby z antagonistami? Spalą partytury nielubianych utworów? Będą leżeć dowolnym, religijnym znakiem w galerii będąc absolutnie za czy absolutnie przeciw? Pewnie nieczęsto i niekrwawo...


Mogłabym tak wymieniać praktycznie bez końca..



Bogów jest tak wielu... Tak wielu, ilu ich stworzyliśmy... Każdy niech wyznaje swojego najlepiej jak umie... Jednego, dwóch, pięciu... Ilu każdemu pasuje...
Gdy robi to pokojowo we własnej przestrzeni nie naruszając przestrzeni niezainteresowanych - życie jest piękne,  różnorodne, bogate...
Gdy bierze do ręki atrybut i miecz staje się fanatycznym, niebezpiecznym i nieakceptowalnym agresorem...

Stanowczo wolę pierwszą opcję!
Margita

źródełka:
learnenglishteens.britishcouncil.org
blog.modastic.com
carouselequineclinic.com
ona.24polska.pliamfit.blog.pl
www.jovelynrivera.com
commons.wikimedia.org 

piątek, 1 maja 2015

Z mojej muzycznej półki... Niech się święci 1maja...

I niech się święci 1 Maja...



DO PRACY RODACY!!!

A przed nami większe cele
A przed nami nowy świat
Razem młodzi przyjaciele
Zbudujemy nowy ład

Do pracy rodacy
Do fabryk, do roli
Już nowe się jutro
Wykuwa powoli
Hej młoty do roboty
Niebieskie ptaki do paki
I niech wre robota
Co nam wolna sobota

W naszych rękach nasza sprawa
W naszych rękach przyszłość mas
Domy rosną z lewa, z prawa
Tymi rękami rośnie tysiąc wsi i miast

Do pracy rodacy
Do fabryk, do roli
Już nowe się jutro
Wykuwa powoli
Hej młoty do roboty
Niebieskie ptaki do paki
I niech wre robota
Co nam wolna sobota

W cegły się zamienia glina
I myśl się zamienia w czyn
Nieśmiertelnej myśli siła
W naszych sercach mocno tkwi

Do pracy rodacy
Do fabryk, do roli
Już nowe się jutro
Wykuwa powoli
-O Jezu jak powoli
Hej młoty do roboty
Niebieskie ptaki do paki
I niech wre robota
Co tam wolna sobota
I niedziela
I lany poniedziałek
I diabli wiedzą co jeszcze

A przed nami te większe cele
A przed nami nowy świat... 

Wały Jagiellońskie