wtorek, 31 października 2017

Nieuporządkowany ranking kibli... Bób, hummus i....

BÓB, HUMMUS I WŁOSZCZYZNA...

Taki napis wita mnie po wejściu do białego kibelka w przeuroczej wrocławskiej knajpce Pici Pasta...

"Jak Cię nie miłować" - rzekłabym słowami poety... 
Aż mam ochotę tatuaż zrobić sobie... Patriotyczny taki...


Stoję i stoję i napatrzyć się nie mogę...
Hej... Taki manifest w takim miejscu... 
Miód na moje udręczone serce :-)


I nic mnie w tej dziewiczej białości nie odciąga od myśli złotej (j.w.) i...
Czynności fizjologicznych...
No nic...


No może:
1. Stachura i Biała lokomotywa...
2. Hemar i Białe bzy...
3. Brzechwa i Biały wiersz...

Eeee... nie...
Odciąga mnie myśl o cudownej nalewce z dyni,
o lekkiej jak niebiańskie chmurki szarlotce
z bezą, o głębokim i intensywnym smaku imbirowo-korzennej gorącej popitki, o...


A jak człowiek napełni brzuszek to znów wróci migiem do  BOBU, HUMMUSU I WŁOSZCZYZNY...

Niech żyje! Niech żyje! Niech żyje! 

Margita

wtorek, 24 października 2017

Nieuporządkowany ranking kibli... Kara za podróżowanie..

 Jak człowiek nie może usiedzieć
w domu, tylko co i rusz zabiera "d"
w troki i gdzieś jedzie, to powinien być za to ukarany... I, z reguły, jest :-).


Mnie się to też zdarza więc mam co uwieczniać i o czym pisać. 

Tym razem trafiło na stację benzynową w Mokrzeszowie na Dolnym Śląsku, wiosce skądinąd wielce bogatej
w zabytki :-)... Aaaa właśnie - dlatego tam trafiłam - na tą stację!!!


Kibel niby jak kibel stacyjny...Co prawda zastosowano tu rozgraniczenie na klientów i nieklientów... Nie ma jednak regulaminu kto jest a kto nie rzeczonym klientem.
Nic to - jakąś kawę chciałam tam wypić i nabyłam nawet ale lurowata strasznie się okazała... Trudno...
Jednakowoż czując się absolutnie w klienckim prawie pomaszerowałam do kibla i....
 Po otwarciu drzwi nadziałam się, zupełnie bez ostrzeżenia, na tarasujące wejście błękitne wiaderka...




O żesz... Co jest???
Odzyskawszy równowagę podnoszę oczęta spod nóżek w górę...





 A w niebie dziury... W suficie znaczy...
i woda się leje wdzięcznie do wiaderek... Błękitnych... Pod nogami...

Przekroczyłam wiadrowy Rubikon i...
Po skorzystaniu z toalety rączęta chciałam umyć... A co - taki obyczaj mam!


Patrze ja na ten kranik, co to komplecikiem jest do wiaderek i sufitu jednak...
To nie przypadek... Oj nie... 

Na ścianie  wszak tabelka wisi (com jej nie sfociła), że kibelek łuny co trochę sprzątany jest i czyszczony jest...

Hej góry moje góry... Zaciek na suficie już nabrał kolorów jesieni takoż jak
i zaciek dookoła kranika... A właściciel stacji chce 2 złocisze od "nieklientów"...
Może się chłop w końcu odkuje, dach połata i umywaleczkę wyczyści... Bo coś widać że benzynowy interes to u nas żaden biznes... No nie?

Margita

czwartek, 12 października 2017

Na pohybel wrogom kobiet... Aromatyczna pigwówka...

Zawsze ją mijam w drodze do pracy, ale tylko w październiku przyciąga moją uwagę a właściwie mój nos. Pigwowe drzewko rosnące w ogrodzie za płotem, przez cały rok kompletnie niezauważalne poza tym krótkim okresem jesieni gdy zaczyna oszałamiająco pachnieć. Podnoszę oczy do góry i... widzę złociste słoneczka pachnących na całą ulicę. 
Nie zauważyłam żeby ktoś je zbierał. Większość ląduje na ulicy. Rosną zbyt blisko spalin ale...

Bierzemy więc pigw, dojrzałych, aromatycznych kilka.
Pigwa dojrzała ma skórkę praktycznie bez meszku, żółciutką i gładką.
Bebeszki usuwamy. Kroimy, choć twarde nieraz okrutnie, na cienkie, jak najcieńsze  plasterki i szybko zalewamy wódencją. Szybko bo pigwa ciemnieje raz dwa. 
Odstawiamy w ciemne miejsce na 3 tygodnie. 
Od czasu do czasu miąchamy zawartość drewnianą łyżką. 
Po 3 tygodniach zlewamy nastaw do ciemnej butelki a plastereczki zasypujemy cukrem, starając się by kryształki dotarły w słoju wszędzie. 
Odstawiamy znów na 3 tygodnie w ciemne miejsce i znowu, od czasu do czasu, miąchamy drewnianą łychą. 
Cukier wyciągnie nam kolejną porcję soko-alkoholu więc go zlewamy i dodajemy do pierwszej porcji, która cierpliwie czeka w ciemnej butelce. Mieszamy. Próbujemy czy mieszanina dość słodka jak na nasz gust. 
Jeżeli tak to OK. Jeżeli nie znowu zasypujemy plasterki cukrem i odstawiamy na kolejne 3 tygodnie.
Procedurę powtarzamy do uzyskania odpowiedniej dla nas słodyczy.
Gdy już mamy to co chcemy wkładamy pełne, ciemne butelki do jakiegoś trudno dostępnego, ciemnego miejsca i zapominamy o nich na, co najmniej, 3 tygodnie :-) zajmując się pracą, chodzeniem do teatru, na Czarne Protesty, po górach itd. 
W ferworze walki te 3 tygodnie, albo i więcej, miną jak z bicza trzasł. 
I można już wznosić tradycyjny toast: Na pohybel wrogom kobiet!

Jeżeli ktoś ma ochotę to do pierwszego natawu - tego pierwszy raz zlanego do ciemnej butelki, może dodać:
-  wanilię, cynamon, goździki - pigwówka zimowa

-  miód, rum, skórkę pomarańczową - pigwówka gwiazdkowa
 

Życzę wesołego eksperymentowania :-)

Margita

poniedziałek, 2 października 2017

Kochajcie ludzi....Niezborność nożno-uszna...

Kochajcie ludzi takich jakimi są... Innych nie ma....

To prawda, że Martusia źle wyczytała i zaciągnęła mnie do Księgarni Hiszpańskiej na koncert fado który fadem wcale nie był bo być nie miał.
Jak krowie na rowie stało napisane "Concierto Rumba Española y Latino"
Czy ktoś tu widzi słowo fado???
Ale nic to - wieczór wolny, świadomość faktów żadna... Idę...

W kawiarni miło, kawa i piwo Czarny Anioł niczego sobie, grajek przygotowujący się do występu ładniutki z miłym uśmiechem...
Nic nie zapowiada katastrofy...

Zebrała się dość spora grupka fanów "fado" w wieku różnym...

Młody człowiek z instrumentem uroczo-łamaną-polszczyzną zapowiada swój występ. Nie powiem - dwa pierwsze utwory, zupełnie nie znane ani mnie ani Marusi, wygrał zupełnie sprawnie... Choć nie miało to nic wspólnego
z oczekiwanym przez nas (zupełnie nieuprawnienie) fado.

Trzeci kawałek już znałyśmy i... gra młodego Hiszpana zaczęła zaliczać ewidentne wpadki. Już to nie ta struna, już to nie to tempo...No i gdzież to fado ;-).
Po przerwie chłopak zaczął śpiewać i przytupywać w nożne tamburyno-bębenek i... Zaczęło się... Noga swoje, rytm utworu swoje a gardło barda wypuszcza koguta za kogutem... 
Martusia zaczęła rytmicznie dusić się ze śmiechu nie mogąc trafić w żaden takt.
Ja popijałam piwo mając nadzieję, że podwyższenie zawartości alkoholu we krwi stępi moje ucho. Zdecydowanie niefadowa Viva Espana i temu podobne, wszystkim znane, kawałki brzmiały jak u kochającej, tolerancyjnej cioci na bardzo rodzinnych imieninach...

Całe szczęście, że wstęp kosztował tylko/aż dychę...

Starsi słuchacze szybko dali nogę natomiast młodzież w pełni akceptowała hiszpańskiego grajka... No ładniutki... Ale żeby aż tak???
Posiedziałyśmy jeszcze chwilę ale... Po co tak się męczyć!
Angielskie stlenienie i rzut oka do neta:
Artista: Daniel Maciá
Zapraszamy na koncert naszego najwierniejszego uczestnika wtorkowych Spanish Meetings, Daniela Macia. Chłopak z gitarą. Nie przegapcie!
Datek dla artysty: 10 zł
Les invitamos al concierto de rumba española donde el guitarrista español Daniel Maciá, tocara algunas rumbas tributo a Paco de Lucia, y hará versiones de canciones populares en Español.
Colaboración con el artista: Solo 10 PLN



O tempora o mores...  Jak się okazało dałyśmy "datek" a grajek był "artystą"...
Do londyńskiego metra by go nie zakwalifikowali :-)

Ale daję plusa... Spotkałyśmy się z Martusią i masaż przepony był...
Adios muchacho....


Margita
źródełka:
https://www.facebook.com/events/103869273639571/?acontext=%7B%22ref%22%3A%223%22%2C%22ref_newsfeed_story_type%22%3A%22regular%22%2C%22action_history%22%3A%22null%22%7D