Margita
źródełka:
http://www.youtube.com/watch?v=iMGtfRSDvXg
Salon Wyjących Pięćdziesiątek to podróże kobiety >50 po życiu i świecie… Wpadajcie więc kobiety aktywne, kobiety dojrzałe (i niedojrzałe) emocjonalnie, kobiety >50 i 50<, globtroterki, kinomanki, czytelniczki, filozofki, fotografki i fotograficzki, kobiety ciekawe świata Faceci j.w. wpadajcie również. Blog >50 działa! Natkniecie się tu na podróże, ogrody, hlavni mesto Praha (Praga), książki i diabeł wie co jeszcze. Tu wszystko jest możliwe…

Dziś rano znowu wybiegłam do pracy nie sprawdzając wcześniej pogody, a co więcej nie wyjrzawszy nawet przez okno. No i mam za swoje. Na dworze już czekał na mnie deszcz. Zbyt późno by wrócić po parasol a dotychczasowa pogoda wyleczyła mnie skutecznie z angielskiego zwyczaju noszenia parasola... przy pogodzie :-).
Nic to. Wykonałam szybki telefon do Z. że pada (psychoterapia natychmiastowa) i stwierdziwszy, że wszak z cukru nie jestem a nie pada znowu tak bardzo, kicałam raźno między kałużami do autobusu.Dookoła było niewiele parasoli, więc widocznie ludzie popełnili dziś tą samą niestaranność przygotowawczą jak ja. Deszczowa pogoda poza, przejmująca wilgocią i mokrością w okolicach szyi, powoduje wyleganie na ulice burych płaszczy i gumiaków.
Okropnie ściągają skarpetki (u celu mam je zwinięte w okolicach palców), stopa nie oddycha (czyli jest mokra - to po co mi te kalosze), po wejściu do ciepłych i suchych budynków, tworzy się gumiaczkach prawdziwa sauna. Stanowczo nie!

Podróżowanie i dziwienie się... Podróżowanie - choćby do... Łodzi i... dziwienie się :-)...Łódź miastem marzeń nie jest. Kontrasty zakrawają na absurd. Z jednej strony picowane bruki Piotrkowskiej, z drugiej strony mroczne, śmierdzące, pełne meneli bramy wjazdowe (na tejże Piotrkowskiej) mogąc przyprawić o każdej porze dnia o palpitacje serca. Wymarłe liszajowate kamienice jak z horroru z ogromnymi napisami - "mieszkania do wynajęcia" - E.H. ze śmiechem stwierdziła, że jej marzeniem jest tam wynająć "apartament". Zabytkowy, żydowski cmentarz z pięknymi, wycyzelowanymi macewami i monumentalnymi mauzoleami wielkich fabrykantów, jak choćby Poznańskiego, w większości zarośnięty kolczastym grochodrzewem rozrywającym najtwardsze kamienie, częściowo zdemolowany, do którego prawie nie sposób trafić bo brak jakiejkolwiek tablicy informacyjnej, kierunkowskazu... nic. Z drugiej strony Manufaktura, tegoż Poznańskiego, do której prowadzą wszystkie drogi, nie sposób zabłądzić. A w środku tego wszystkiego wyremontowany gmach Teatru Wielkiego (jak w Moskwie) z nowoczesną fontanną w kształcie załamującej się fali. Jak się nie dziwić???
I... jak się nie dziwić - dostałyśmy pięknie opakowany, radosny, dobry technicznie obraz Goi z jego "pozytywnego" okresu. Korekta libretta okazała się zbawienna (smętny Don Kichot został, słusznie, sprowadzony do roli epizodu), filigranowi Azjaci w głównych rolach tańczyli dobrze, pięknie i z wdziękiem. A Dominik Muśko jako torreador w obcisłych białych rajtuzach robił furorę i łamał niewieście serca ;-). Nawet E.H. zwolenniczka baletu raczej współczesnego, dała się porwać... I jak się nie dziwić?
5 suit baletowych STREAMS, VIRTUES, REVELATIONS, DOSCONGIO, RUSTY zatańczonych przez wyjątkowych, afro-amerykańskich artystów było kapitalnym przykładem wybornego rzemiosła i fantastycznej rozrywki. Tylko czarnoskórzy mają taki rytm w każdej komórce. Niezależnie od tego czy była to muzyka perkusyjna Miloslava Kabelaca będąca świetnym tłem do czystej formy ruchu, czy religijny gospel ilustrowany pulsującym, "niewolniczym" tańcem, w młodych tancerzach widać było żywiołową radość połączoną z niewymuszoną elegancją.
Musiałam coś nacisnąć i mój pościk: Jesień idzie przez park... zaginął bezpowrotnie w pomroce wirtualnych czaso-przestrzeni. Kij mu w ucho -nie poddam się tak łatwo! Zaczynam jeszcze raz:
Na Modzie się nie znam...no może nie do końca. Jednak cierpię bardzo, chodząc po sklepach i usiłując nabyć drogą kupna coś mniej lub bardziej szykownego. I tu zaczyna się problem - nie mam figury chudego chłopaka, tylko normalnej kobiety: biodra, wcięcie w talii (a jakże) i kawałek biustu. Od lat nie kupiłam sobie spódnicy bo, te szyte dzisiaj, nie mają talii, zaczynają się poniżej pępka a kończą grubo powyżej kolan! A ja MAM lustro!!! Gdy nawet trafię rozmiar dobry w biodrach to i tak mogę się 3x owinąć w talii. I tak ze wszystkim. Dobrze, że mam na podorędziu dobrą stara Burdę. 
Zgrozą mnie napawają ochronne, niebrudzące kolory, pozaciągane szaliki, okropne, wsiowe torebki i (jakże wygodne) rozczłapane "botki". O odrostach już nie wspomnę. Sama się na tym nieraz łapię, że najchętniej ochroniłabym przed zagładą ta ukochaną bluzkę (która ma już 100 lat) albo te 40 torebek od 3 lat leżących w zapomnieniu w kartonie na najwyższej półce. Wytężam więc całą silną wolę i , co najmniej, 2 x do roku przewietrzam szafy. Dzwonię do koleżanki/ koleżanek i zapraszam na "kawiarkę" - połączenie kawy z wymianą ciuchów. Ja zostaję z miejscem w szafie kobitki z "nowymi" kreacjami. Wymyślamy też masę nowych zestawień - jednym słowem szalejemy.
Drogie 50+, nie dajcie sobie wmówić, że nie wypada, że szkoda kasy, że po co, że wnuki :-O. Odrzućcie ciotowate zestawienia i tureckie wzorki, bure spódnice do pół łydki i workowate opończe. Spójrzcie w lustro (granica między oryginalnością a śmiesznością jest jednak bardzo cienka) i do boju:-). Dziś widziałam fantastyczną kobitkę 50++ w miodowym żakiecie i kapeluszu, spodnie rurki - no bajka. Jesień jest tak inspirująca kolorystycznie. A jeszcze taka cieplutka jak w tym roku.
Hipster – współczesna subkultura, funkcjonująca zarówno wśród nastolatków,
jak i ludzi po 20. i 30. roku życia i starszych. Wyznacznikiem stylu
hipsterów jest deklarowana niezależność wobec głównego nurtu kultury masowej (tzw. "mainstreamu") i ironiczny stosunek (to ja) do niego oraz akcentowanie swojej oryginalności i indywidualności. Hipsterzy podkreślają silnie swój wizerunek, rozumiany zarówno poprzez wyrazisty i "artystyczny" strój (m.in. w stylu vintage)(to ja),
jak i poprzez wyjątkowe, nieszablonowe zainteresowania. Pośród
hipsterów ceniona jest deklarowana niezależność myślenia (to ja?), zajmowanie się twórczością artystyczną, zainteresowanie niszowymi formami kultury, w tym muzyką , filmem niezależnym itd.(to znowu ja) ... itd. itp...
Za moich czasów ;-) do kąta stawiało się za karę... Z jednej strony odosobnienie a z drugiej publiczne napiętnowanie. Kara kąta nie była niczym przyjemnym.. Dziś się już do kąta nie stawia... 
Albo przyssane do kąta półki na książki i różne różności. Wpasowane wprost idealnie...
A tu kąt jako zabawa sama dla siebie... myślę jednak, że na dość duże powierzchnie mieszkaniowe lub biurowe...
Tymi rameczkami jestem urzeczona - tylko znowu ten kąt prosty... skąd go wziąć???