poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Nieuporządkowany ranking kibli.... Nierówno pod kopułą

Tak się jakoś składa, że kible są w knajpach... często. Opis tychże łączy się z opinią moją na temat macierzystej kibelkowi knajpy. Tak i tym razem będzie :-)
O knajpie, w której kibel był najlepszą jej ofertą ;-)
Wybralismy się ostatniej niedzieli do Capitolu na Trzech muszkieterów. Jako, że czasu było jeszcze sporo a w capitolowej knajpie dzikie tłumy, weszliśmy vis a vis do Galicji.
Pierwsza knajpiana zasada mówi - nikogo nie ma w knajpie NIE WCHODŹ! 
Ale nie! chłodek w środku milusi i NIKOGO!
Zasiedliśmy, kelner i owszem podszedł, kartę podał. Ceny w miarę> Wybraliśmy pozycję "Lody pod kopułą" i zaznaczyliśmy, że spieszymy się na spektakl.
Ile czasu, wg. Was, może zająć przygotowanie 2 (słownie dwóch) porcji lodów. W lodziarni parę minut. W restauracji (pustej jak czaszka posła partii panującej) trwało to minut 25. Zastanawialiśmy się czy kelner (z powodu tej pustki) nie ściągał czasami kucharza z chaty... Wiecie - telefon, kucharz się budzi, cza się umyć, ubrać, dojechać... Ogarniał nas śmiech pusty (jak i Galicja).
W końcu przylazł i przynosi na tacy dwa talerze a na nich brązowe pół balona leży. Oki - zobaczymy co dalej. Stawia i, z namaszczeniem godnym lepszej sprawy, polewa te czekoladowe "kopuły" gorącym sosem z malin. Brzmi nieźle - wygląda gorzej. 
Do walki z tą kuriozalną konstrukcją dostaliśmy po łyżeczce. 
Te pierońskie kopuły były zamarznięte i grube jak pancerz Rudego 102!
Żaden gorący sos malinowy niczego tu nie zmienił. Jak, do cholery, zaatakować Rudego łyżeczką??? Żeby chociaż widelczyk!

Z łyżeczkami podano dwie malunie papierkowe serwetunie a walka zapowiadała się na krwawą! Co dziabniesz kopułę łyżeczką to juchowaty rozbryzg malinowego sosiku chce sięgnąć eleganckiego krawacika.
W końcu Z. podał się i odwrócił kopułę do góry dnem, w desperackiej próbie dostania się do lodów. I tu ukazała się naga dupa... Sorki...prawda... Sorki....lód!
Obśmialiśmy się jak norki i poczuliśmy się jak w starodawnej PRLowskiej knajpie. Pod "kopułą" żałośnie leżał kawałek, twardej jak kamień, buły cassate!
A tu "mało casu kruca bomba"!. Zaatakowaliśmy lód łyżeczką. Pracowicie, wiórek po wiórku jakoś dało radę. Kopułka strzelnicza Rudego została na talerzu.
Jeszcze skok do kibla - z nadzieją na brak pancernych przeszkód w sikaniu i obmycie łapek po walce.

I tu miła zaskoczka. 
 W Galicji kibel bez kopuły, z papierem i bieżąca wodą. Tradycyjnie... Nie nie tradycyjnie! Standardowo, czysto miło.

Może Galicja powinna zmienić profil
i trzymać się tej oferty 

w której czuje się najlepiej???

Margita

P.S.
Na spektakl zdążyliśmy :-)




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czy Twój komentarz przejdzie przez filtry:
1. Prawdy (czy to co chcesz napisać jest zgodne z prawdą?)
2. Dobra (czy to co chcesz napisać jest dla mnie dobre?)
3. Pożyteczności (czy to co chcesz napisać jest dla mnie pożyteczne?)
Jeżeli tak - pisz :-)