czwartek, 2 marca 2023

Nieuporządkowany ranking kibli... Obrazoburcza obraza....

 Nie wyobrażam sobie takiego kibla w Polsce jeszcze przez następne 100 lat.

Zastanawiam się, czy napisanie o nim nie spowoduje zmasowanych ataków
i na post i na sam kibel właśnie. Czy nie wywoła to międzynarodowego incydentu dyplomatycznego. Czy kółka różańcowe i wojownicy M. nie zaatakują zbrojnie Czech... No bo oczywiście wszystko się w Czechach dzieje.

W Czechach czyli w zupełnie innej galaktyce....

Był sobie Czech -  zbieracz kolekcjoner, który kolekcjonował bibeloty różnorakie.
A to blaszane tablice z reklamami łakoci różnych, a to puszki starożytne po kawie, ciasteczkach i herbacie, a to tabliczki informacyjne, ptasie klatki, monidła, rodzinne fotografie, widoczki 

z jeleniem, elementy dekoracyjne mebli, oleodruki, dzwonki, maszyny do pisania, grzejniki, gazetowe reklamy, akcesoria fryzjerskie, półeczki, plakaty itd. itp. itd.


A kiedy kolekcja zaczęła go już przerastać otworzył, w kraju swoim, kawiarnię - niezwykle eklektyczną, przytulną i stylową ozdabiając ją od podłogi do sufitu swoimi zbiorami. 
Każdy element swojej kolekcji traktował jednakowo i dekorował nimi wszystkie dostępne pomieszczenia: sale kawiarniane, przejścia, taras, bramę i toalety.





Obok komunijnych konterfektów, reklamy lekarza chorób kobiecych 
i wojskowo rodzinnych monideł, 
mamy tu kolekcję maszyn do pisania, 





ogromną suszarkę do włosów
i takież butle perfumiarskie, 















w drugiej stareńkie akcesoria sportowe: wiosła, rakiety do tenisa, zdjęcia drużyn organizacji Sokół i jakieś cesarsko-królewskie koronowane głowy, 













w kolejnej kolekcja religijnych oleodruków: święci, Maryjki, Jezuski, jest nawet akcent polski.

O ile dwa pierwsze kible nie wzbudziłyby w RP żadnych emocji (chociaż umieszczenie w damskim kiblu odkurzacza i suszarki a w męskim wiosła 
i rakiety tenisowej zalatuje stereotypowym seksizmem) to ten trzeci wywołałby chyba kolejną krucjatę międzynarodową. 
A u Czechów nic - cisza, spokój ducha i wolne ruchy. Piją kawę i wino. Jedzą ciastka. Korzystają z trzech toalet jak leci (bo i panowie i panie wchodzą zarówno do damskiej jak i męskiej części - zależy która wolna). 
Symbolika na drzwiach jest czysto symboliczna.

Nikt z kibla nie wychodzi podekscytowany, oburzony, z obrażonymi uczuciami. Nikt nie awanturuje się wzywając kierownika, właściciela, policję, lotne brygady Watykanu. 

Kibel i jego ornamentyka jest Czechom wysoce obojętne. Ma być czysto, papier toaletowy, woda w spłuczce, mydło w podajniku i papierowe ręczniki...

Czego i Wam życzę 

Margita

środa, 1 marca 2023

Nieuporządkowany ranking kibli... Z moczem w oczach...

 Parcie na pęcherz zimą w środku miasta jest średnio komfortowe. Nawet jeżeli miasto to Vrbno pod Pradedem i ma, circa 5000 mieszkańców. 

Idziesz sobie malowniczą drogą od kościoła, który jest na samiutkiej górze do penzjonu, który jest nie tyle w dole ile w połowie przeciwległej góry...

Grudzień - pogoda pikna, piweńko zaliczone w knajpie w okolicy kościoła. 


Chaty i chatki oraz panelaki wokół zajimave i oferują różne różności.



Tu motyw inteligencki :-)







Tu gastronomiczny (ciekawe czy na domofonie tez napisano "med"?)






Tu motyw "spirytystyczny"...
Swoją drogą tak po prostu? Bezkarnie???










Rozmowa wartko płynie, nigdzie nam się nie spieszy... A jednak...

Czuję lekki niepokój, piwo zaczyna się skraplać...
Nic to... może gdzieś się trafi zaciszny kącik... 
Uliczka prosta jak strzelił, dom koło domu, płotek koło płotka. Boczne uliczki też mocno ucywilizowane. Żadnej szansy na skok w bok. Żadnej knajpy w zasięgu wzroku...

Krok mi się wydłuża, rozmowa zaczyna się co nieco rwać, pęcherz znacząco się wypełnia...

Damy radę - myślę - w końcu kto, jak nie ja z Halinką sikałyśmy na środku Tbilisi pod schodami (kible w Gruzji http://wyjace50.blogspot.com/2014/02/podroze-z-ogrodem-w-tle.html)

Sytuacja staje się jednak coraz bardziej nagląca chociaż dotarliśmy już do głównej ulicy...Tory po prawej... Ale na stacji nic... a krzaki nie mają liści...







Mocz zaczyna przeć na oczy... nagle widzę - JEST!



Miejscowa mordownia - Pivnice Morava... Przed, stoi paru bywalców... Wpadam... podchodzę z godnością 
(na jaką mnie w tej chwili stać) do szynkwasu, za którym króluje klasyczna czeska barmanka.

Grzecznie pytam (nabrzmiałym już głosem - bo wszystko już mam nabrzmiałe) czy mogę skorzystać z toalety i że oczywiście zapłacę tylko PO!

Barmanka z uśmiechem wskazuje drogę informując tył mojej głowy, galopującej już na pełnym pęcherzu i chyżych nogach, że nie ma papieruuuuu!

Ne vadi!

Wpadam do kibla prawie nic nie widząc a wrok mój zamgławia dodatkowo wysokie stężenie amoniaku. Popycham pierwsze z brzegu drzwi - zdzieram z siebie spodni pradlo i.....ach...ach...ach.... Zaprawdę powiadam wam - orgazm przy tym to pestka dla amatorów.

Jak mnie uprzedzano - papieru nie ma ale od czegóż przepastne kieszenie kurteczki - są chusteczki...

Oczy przejrzały i odzyskały ostrość widzenia i cóż mamy vis a vis?!?!? na, lekko tylko rozwalonych drzwiach:



Dobrze, że pęcherz pusty bo bym się posikała ze śmiechu.










Wychodzę i konstatuję - sikałam w męskiej części z rzędem archaicznych pisuarów 







a w tle drzwi kolejne - tym razem rozwalone na amen i naprawione nabitą płytą wiórową.


Nic to ale te pisuary jak porcelanowe żłoby w pałacu oddychające stężonym amoniakiem...


Nie mogłam się oprzeć tym zabytkowym perełkom w naturalnym anturażu - jednak dłuższe podziwianie i kontemplacja mogły się dla mnie skończyć zejściem śmiertelnym (nie miałam ani gaz maski ani OP1)

Wyszłam więc z tego doświadczalnego bunkra i skierowałam się z powrotem do szynkwasu gdzie czekała na mnie uśmiechnięta barmanka i grono stałych bywalców (każdy z kuflem w garści) - dawcy amoniaku.

Chciałm uiścić za uczynienie mnie wolnym człowiekiem ale barmanka stwierdziła, że nie ma potrzeby i że zawsze będe tu mile widziana (nie tylko za potrzebą).

Dzięki ci o bezimienna barmanko w bezimiennym (dla mnie ) lokalu.
Nie zapamiętałam nazwy ale zapamiętałam wdzięczność i ulgę.

Margita

(nazwę zidentyfikowałam później w Internetach i wstawiłam na początku)

źródełka:
google maps

czwartek, 23 lutego 2023

Nieuporządkowany ranking kibli... Kara boska dla mieszkańców...

 Młody Żonkoś, znienacka, rzucił hasło wyjazdu do Pragi na okoliczność posiadania biletów do Willi Mullera, którą może zwiedzać naraz 8 osób a i to tylko 3 x w tygodniu. Rarytas!
Powód więc godny, czasokres poro-roczny taki sobie: pizga po podwiązkach ale liście widoku nie zasłaniają, zasób koron oraz czasu jest - jedziemy :-).

Pakujemy maleńkie torebeczki a tu rannym świtem okazuje się, że "śniegiem zasypało - cała noc na biało..."
Było do wyboru 365 dni w roku a my wybraliśmy te 2 w których zamiecie i zawieje... Ech... Wrzucamy dodatkowe ciepłe majtasy i w drogę.








Mariusz Szczygieł w swoim "Osobistym przewodniku po Pradze napisał 
"Willa była w latach trzydziestych XX wieku najnowocześniejszym i najbardziej awangardowym jednorodzinnym domem w Pradze. A mimo to, jeśli chodzi o Czechów, prysznic na tarasie wyraża coś – moim zdaniem – bardzo typowego i tradycyjnego. A mianowicie dążenie do komfortu i znalezienia sobie wygodnego miejsca, z którego możemy obserwować świat, a on nie ma do nas dostępu."


Moje wyobrażenie o Mullerove Vili oparte na słowach Szczygła, internetowych fotkach i filmikach na Youtube okazało się mocno nierealistyczne.
Ani opis ani fotki nie oddają wnętrza, które jako "dzieło sztuki" zachwyca natomiast jako miejsce do mieszkania doprowadziło by mnie do wściekłej furii po dwóch dniach.


Oj Mariuszu idealisto mój kochany - tak Cię uwiódł ten prysznic, przy którym, wg. słów lokalnego przewodnika robą sobie, z partyzanta, fotki wszyscy odwiedzający dom Polacy :-) dzierżący pod pachą Twój przewodnik.




Jak bardzo musiało bogatej rodzince Mullerów zależeć na zadawaniu szyku w towarzystwie
i szpanowaniu najawangardowszą chatą w stolicy, że skazali się na taki dom. Tyle kasy a tylko jedna łazienka na przedostatnim piętrze. 

I pierdyliard schodów, schodków, schodeczków.



"Proszę uważać jak będziecie wchodzić do buduaru pani Milady bo tam jest taki schodek, o który się wszyscy potykają" - woła przewodnik...

I za każdym razem wchodząc do swojego buduaru, Pani Milada musiała o tym schodku pamiętać!
Klaustrofobiczny buduar, wewnątrz którego też są schodki - w dół do szezlonga, w górę do  stolika otoczonego wyściełaną ławą (jak w PRLowskich kuchniach z lat 80-tych). Do oglądania świata są w nim 2 okienka - w tym jedno wychodzące na... jadalnię. Na dodatek dwoje drzwi (wszyscy myśleli, że jedne są od łazienki ale nie - buduarek jest przechodni i drugie drzwi prowadzą na kolejne schody. Chyba tylko dla wygody kochanka.


Idziemy dalej - znowu schodki schodki, truchtem przez salon, obok jadalni i buduaru - gabinet pana domu - też mały, z biurkiem ustawionym vis a vis lustra. Pan Muller ponoć był introwertykiem - patrzył całymi dniami w swoje odbicie w lustrze i chyba pasował mu ten gabinecik z kiblem na przedostatnim piętrze.


No dobra - jest winda ale wiecie... Parcie na pęcherz, lecisz do windy a tu pani Milada właśnie jedzie się wyčůrat ,albo służąca jedzie z herbatą... hmmm.


Po wdrapaniu się kolejnymi wąskimi schodkami (powinno być wchodkami;-)  na kolejne półpiętro (pamiętajmy, że Aolf Loos zaprojektował ten dom wg Raumplanu i jest tu multum półpieterek/ków) docieramy do poziomu sypialni państwa, łazienki i pokojów dziecinnych.

Nareszcie można sikać do woli... to znaczy kto może to może bo dla zwiedzających nie ma w Mulerowej willi żadnego kibelka.





Łazienka duża ale... jedna i na samej górze! Kasy jak lodu, rodzina 3-osobowa, powierzchni ile wlezie, schodów i drzwi na kopy i żadnych pomysłów w stylu "łazienka dla każdego". Nawet bidet mieli - niestety dość daleko od sedesu! Już widzę tą ekwilibrystykę ;-).      
Ale faktem jest, że gdy jedna osoba okupuje łazienkę to nawet podwójna umywalka nie rozwiązuje sprawy!





Na takiej powierzchni można było rozdzielić choćby sedes i bidet od części myjno-kąpielowej.







A tu tak sobie - kibel u wezgłowia wanny, bidet z widokiem na umywalkę...

Jak w wielkiej płycie...






Sypialnia wielka, można się ganiać + garderoba/przebieralnia pana domu i garderoba pani domu. 
I żadnej fanaberii w postaci osobnych łazienek czy cuś - nie! 
Szafy, szafki, szafeczki, wieszaki na kapelusze, toaletka ze składanym lustrem. Dlaczego przy takich powierzchnia składanym? Chyba dla fanu. Wnętrza szaf wyłożone mahoniem - bo podobno przeciwmolowy. 

A łazienka jedna?!?


Z garderoby pani domu przejście do pokojów dziecinnych. Nie miała lekko jedyna córka Mullerów. Sterylne pokoje wyłożone linoleum z wyoblonymi cokolikami i łózkami na kółkach. Kolorystyka jak w sierocińcu ale sterylnie i higienicznie. Przy pokoju zabaw zasłonka a za nią... izolatka - 
w razie gdyby dziecko zachorowało. Super - bawisz się ale z tyłu głowy cały czas masz chorobę...


2 dziecinne pokoje + izolatka z umywalką, 4 miejsca do spania + sypialnia rodziców ale...kibel jeden, wspólny - higienicznie jak 150!

Podobno była jeszcze łazienka przy pokoju gościnnym - no ja myślę!

Zresztą projekt willi nie był do końca funkcjonalnie przemyślany, bo gdy auto wjeżdżało do garażu w całym domu śmierdziało spalinami, a pan domu zaczadził się na amen w, słabo wentylowanej, kotłowni gdy przyszło mu w nowych, powojennych czasach samemu obsługiwać system grzewczy.

Zresztą historia zarówno willi jaki i rodziny Mullerów jest velmi zajímava. 

Najlepiej przekonajcie się o tym sami :-)
 I dajcie znać czy znaleźliście tak jeszcze jakąś łazienkę :-)

Margita


Źródełka:

artinbrief.pl
denik.cz 
The Long(ish) Read: "Ornament and Crime" by Adolf Loos | ArchDaily
adolfloos.cz

prague.eu

mochtarburupakpahatvv.blogspot.com

pragueout.cz

cesky.radio.cz

modernibyt.dumabyt.cz



środa, 15 lutego 2023

Kochajcie ludzi... Nowomowa...

Kochajcie ludzi takimi jakimi są. Innych nie ma.

Młody Żonkoś poznał nowe słowo: MASTURDATING. Ja poznałam je 5 minut później :-O. 
Skojarzenia proste masturbacja + randkowanie...
W sumie niewiele się pomyliłam bo gdy poczytałam w internetach (trzeba sobie nowe słowa wyjaśnić) PADŁAM!

SERIO?????
To jakieś odkrycie na miarę nowego tryndu?

Ja to już stara jestem ale żeby "zaspokajanie własnych potrzeb, realizacja planów, podążanie za głosem pragnień, skoncentrowanie się na sobie, robienie tego, na co ma się ochotę, życie zgodnie z samym sobą - bez konieczności towarzystwa" było czymś odkrywczym i nowym???
No ja pierniczę!
Czyli dla dzisiejszych młodych pójście samemu do kina czy teatru to wyczyn poprzedzony krwawą walką
z samą/ samym sobą?



To ja a, także zarówno, B. Rozrusznik, Państwo EJ, Młoda Żona i wielu innych znajomych jesteśmy od lat niesamowicie TRENDY. 
Mało - jesteśmy prekursorami i awangardą oraz, tymi no... wizjonerkami :-))))

Standardem jest, że raz chodzę raz samej/samemu, raz z partnerem/partnerką, raz z koleżanką czy kolegą - w zależności od tego "co jest grane" i co kogo interesuje - proste...

Państwo EJ nie tylko sama jeździ na różne koncerty i przedstawienia operowe po kraju i zagranicy ale również na samodzielne odkrywa np. Toledo;
B.Rozrusznik masterdejtuje na spotkaniach autorskich, na odczytach oraz siłowni;

Jeżeli siedzenie jednoosobowo w knajpie z kieliszkiem wina, obiadem, książką zakrawa na bohaterstwo to trzeba mi przypiąć Virtutu Militari bo robię TO ilekroć będąc "na mieście" poczuję głód, pragnienie czy ochotę na conieco.
Mam ochotę legnąć na ławce w słoneczny dzień i czytać - robię to.
Wycieczka bez partnera, bo akurat nie ma czasu czy ochoty - spoko bez najmniejszej urazy czy żalu czy problemu ze strony którejkolwiek.
Zakupy? Koncert? Basen? Jasne!
Jedynym problemem może być to, że nie chce mi się i potrzebuję czasem kogoś kto mnie kopnie i powie chono! Ale jak mi się chce...No problemo.

Zastanawiałabym się jedynie nad "robieniem tego na co ma się ochotę bez konieczności towarzystwa" w kontekście dania w mordę albo zasadzenia kopa w d... niektórym (jasnym dla moich znajomych) osobnikom. 
Chętnie bym to zrobiła w pojedynkę  ale:
- zawsze toto otoczone kondomem... sorki kordonem, że samemu trudno się przedrzeć;
- kopniesz indywiduum a siedzieć pójdziesz za człowieka i jeszcze będą kazali zeznawać o wspólnikach i za nic nie uwierzą w ten cały masturdating;
- za obrazę uczuć reliktowych jeszcze skażą bo słowo, jak nic, znaczy masturbacja + randkowanie... a masturbacja nijak się ma do klauzuli samienia... sorki - sumienia;

Jeżeli, w świetle powyższego, czytam tekst:
"Przemogłam się już dawno temu i poszłam sama do kina, teatru i do knajpy. Chciałam to zrobić już wiele lat temu, ale jakiś wstyd był — bo pewnie na czole mam wypisane, że jestem sama i nie mam z kim iść. Jak w kinie zobaczyłam, ile jest osób w pojedynkę, to ulżyło mi."
to robi mi smutno i żal tych "mileniasów" czy innego pokolenia takiego czy innego, dla którego TO jest problemem i rozwiązuje TO za pomocą stworzenia "nowego" trendu, najlepiej o obcobrzmiącej i skomplikowanej nazwie.

Bo wiecie - lepiej brzmi szakszuka niż stara i znana od dekad jajecznica/jajo z pomidorami... A jeszcze lepiej jak walniesz sobie deklarację wiary w mastedejting na koszulce (ktoś parę monet zarobi) a i może towarzystwo się znajdzie w odzieży podobnej i problem sam się rozwiąże :-)

A swoją drogą gdyby tak pójść językowo za Stanisławem Teofilem Kurkiewiczem to masturbacja+randka = samieństwo+schadzka.
Czyli masturdating = samiescha :-)

Samieschujmy... więc kochani bez żadnych ograniczeń :-)

Margita

źródełka
lookhuman.com

czwartek, 26 stycznia 2023

pret a porter > 50... Jak motyl, jak motylek...

Złapałam się na tym, że tytuł tego działu to
"Pret a porter 50+"
Zmieniam go w trymiga bo wszelkie plusy kojarzą mi się, w dzisiejszych czasach, wyłącznie negatywnie - z Wassermanem albo innymi durnymi plusami, które są plusami zawsze ujemnymi.

Tak więc tytuł zmieniam na "Pret a porter >50"

 

Wiadomka, że wszelkie tekściory o modzie konkurują popularnością tylko tymi o żarciu, więc lecimy z modą :-)



Panowie - zima w pełni a moje oczy wypełnia buro-bury kolor zlewający się z brudnym śniegiem i takimż asfaltem. Nie dość, że to nudne, smutne to jeszcze niebezpieczne. Zlewacie się o, szybkim, zmroku z burymi kotami i bardzo łatwo was przejechać - bo wiek nie ten żeby uskoczyć spod kół.
Nie dość, że pogoda byle jaka to jeszcze depresyjne kurteczki i spodzień.
Taaa- wiadomka - STRACH
- przed śmiesznością? 
- przed posądzeniem o niehetero orientację?
- przed myślą, że nie będę wystarczająco elegancki?
- przed ochlapaniem? (to koło ratunkowe)
- przed posądzeniem przez innych o brak gustu?
- przed złamaniem dressssss kodu?
- przed stwierdzeniem, że "w tym wieku nie wypada"?

A ja chciałabym widzieć na ulicach więcej motyli niż nietoperzy (nie mylić z bamanami ;-)

Można zacząć delikatnie, wręcz klasycznie - fioletowy płaszcz i ciemnowrzosowy kapelusz... niby nic a jednak coś :-)











Albo do całkiem, ale to całkiem zwyczajnej jesioneczki dorzucić soczysty, pomarańczowy szalik. Ileż to wnosi swobody i nonszalancji :-)
Czerwony krawat to już wisienka na torcie












Tak jak te, równie soczyste, pomarańczowe rękawiczki - szczegół, drobiazg...
















I jak już jesteśmy przy pomarańczach to...
pomarańczowy kaptur od takiejż bluzy wyrzucony... znowu na burą jesioneczkę. Przy tym kolorze się nie upieram - może być inny, ulubiony, byle soczysty...

No i kolejny detal - spodnie - nie dość, że przykrótkie (co zimą może dać w kość ale od czego mamy kolorowe skarpetki, których w bród w handlu detalicznym), to jeszcze w takim pięknym kolorze!
Całkiem stonowanym - a jednak...




Te przykrótkie spodnie mogą też być całkiem czarne ale wtedy jesioneczka - no cóż - nie ma zmiłuj :-) 
I znowu detale - bandanka, pepegi (słowo archaiczne ale je lubię), marynarska koszulka...

Stylizacja jest świetna - ciekawe gdzie można nabyć taki żółty kapelusz albo inną czaputkę?








Dla miłośników stylu kamuflażowego
połączenie go z biurowym może być niezłym szokiem - ale... czemu nie?
Może namówię Z. do tej stylizacji :-o









Ten pan tak wyraźnie wyróżnia się z burego tła mimo, że odzian "tylko" w piękne kolory ziemi, że nie ma już żadnego usprawiedliwienia dla "niebrudzącej" szarzyzny...
I te detaliki: koszula, szalik, kamizelka...




Soczysty sweterek można spokojnie wyszperać 
"na starzyźnie" albo w internetach.
I już jesteś niepowszedni.
Cudowne, nonszalanckie, łososiowe, sztruksowe szwedy, pomarańczowe energetyczne sztyblety, czaputek w kratkę - aż się serce raduje.
Panowie - wiek niczego nie usprawiedliwia!
Kolor mieszka w sercu :-)

Białe spodnie zimą? Czemu nie? 
W końcu każdy ma pralkę!
Rude bury, stonowana jesionka i ciekawy szal... 
Szale wiele mogą :-)


Panowie! Cieszcie się życiem! Nie dajcie się stłamsić  smętkowi i nijakości. Bądźcie jacyś :-)

Młody żonkoś, na ten przykład,  kupił sobie malinową kurteczkę z Misiem Uszatkiem - a człek to o godnej posturze i wieku "dojrzałem". Wzrok ściąga na się 
i energetyzuje otoczenie. Tak trzymać :-)

Czego i wam życzę

Margita





źródełka:
https://pl.pinterest.com/
/www.menscraze.com
https://www.google.com/url?sa=i&url=https%3A%2F%2Fwww.istockphoto.com%2Fphoto%2Fhappy-well-dressed-gentleman-having-photoshooting-in-studio-gm1152143156-312468110&psig=AOvVaw2SzaHR_kzF1WnM_Mu6q2mi&ust=1671799798597000&source=images&cd=vfe&ved=0CBEQjhxqFwoTCLj5utuhjfwCFQAAAAAdAAAAABAJ