W poprzedniej, słusznie ponoć minionej, epoce na zakręcie drogi
w centrum Karpacza stała sobie knajpa. Jak tylko autko , zwłaszcza ciężarowe, jechało zbyt szybko, wypadało z owego zakrętu, przebijało ścianę i lądowało centralnie w sali jadalnej. Auto się wyciągało, ścianę łatało (z czasem coraz mniej starannie), stoły i krzesła naprawiało
i wszystko wracało do normy aż do następnego razu.
Czy była to knajpa o wdzięcznej nazwie "Pohulanka" - tego już dziś nie pomnę ale...
Tak mi się skojarzyło :-).
Do współczesnej, eleganckiej "Pohulanki" zawitaliśmy, po zejściu
z gór, w strojach... turystyczno-górskich.
O dziwo - obsługa nie spojrzała na nas krzywym okiem a zdarzały nam się w przeszłości takie sytuacje.
Cóż - knajpa w górskiej, bądź co bądź, miejscowości, z podtytułem "restauracja ziem górskich" powinna być entuzjastycznie nastawiona na turystów. Nie tylko "turystów".
Dobre czeskie ciemne piwo i czyściutka toaleta nieco stylizowana na rustikal.
Jolanta ostatnio wytknęła mi, że się czepiam. To się nie czepiam ;-). Właściwie nie ma czego... Ale...
Dlaczego toaleta dla niepełnosprawnych zwykle łączona jest z toaletą damską?
Tu, nagle, gender jest dopuszczony i, jakby, oczywisty. Dlaczego niepełnosprawny facet ma lać w damskim kiblu a nie w męskim?
Czyżby niepełnosprawność równała go z kobietami?
I tu, przy okazji pisania o kiblach, nasuwają mi się wnioski, które nie zachwycają! Czepiam się?
Margita
Szliśmy sobie, dniem zimnym, na piwo.
Zupełnie gdzie indziej...
A tu jakaś nowość, o nieskomplikowanej nazwie Modra Odra, na gastronomicznej mapie Wrocka nam się objawiła.
Kto nie ryzykuje ten w ciupie nie siedzi - wchodzimy :-)
W środeczku wytwornie - serwetki, pękate kielonki, wypolerowane sztućce, klimacik industrialno hajlajfowy ;-).
Już wiadomo, że w menu ceny będą w górnych strefach ale na piwo stać nas wszędzie :-). Wszak na razie nic nie przebiło piwa na Montmartre w, okazyjnej, cenie 70zeta, więc spoko.
Przemiła kelnereczka odbiera od nas okrycia wierzchnie (!) i przynosi kartę
w której szału, poza cenami, nie ma. Piwo i owszem jest, podobno kraftowe
o, zupełnie niespodziewanej nazwie... Odra! Kto by pomyślał 😉 W Modrej Odrze ciemna Odra!
Smak przemiły, delikatny, lekki... Taki mi pasi :-)
Niestety, zamiast poprzestać na napojach wyskokowych, postanowiłam wrzucić coś na ruszta.
Zwykle eksperymentuję na sałacie z kozim serem. Gdy znajdę w karcie - biorę. Skutki różne ale kto nie ryzykuje itd... Najlepszą, do tej pory, jadłam w pewnej francuskiej knajpie we Wro, w której kucharzył Alen ale... to już historia 😭.
Tutaj szału nie było - kozi twarożek na sałacie w towarzystwie karmelizowanych orzechów włoskich (kupionych chyba jako łom na niedalekim jarmarku świątecznym). Orzechy zatopione w cukrowej tafli były twarde jak kamienie
a kawały tak wielkie, że ani je wymieszać z resztą ani młotkiem rozbić.
Kopałam w zieleninie w poszukiwaniu jakiegoś dressingu, który by ułatwił poślizg w gardle. Miąchałam tym widelcem i miąchałam a sałata nadal była sucha i taka pozostała. Dobrze, że w szklanicy jeszcze trochę pienistej Odry zostało.
Ale, ale...Ja tu o kiblach miałam! Człowiek się zagapi i dygresja goni dygresję...
No - kibelki be zarzutu chyba - chociaż...
Umywaleczki i lustereczko"powiedz przecie"...
Ale skąd pomysł
na stodółkowo/oborowe drzwi??? Chyba żeby bogate trochę rustikala miały ;-).
Czepiam się oczywiście ale takie tu moje prawo :-)
Rustikalnopodobna kabinka wylepiona gazetopodobną tapetką. Milusio i czyściusio :-)
Chociaż w tej mojej, kiedyś, ulubionej francuskiej ściany były wylepione autentycznymi komiksami z serii Kajko i Kokosz. Lektury zażywałam, że hej :-)
Było - minęło :-)
Żegnaj Odro Modra - kibelek w porzo ale już tu nie przyjdę... Ewentualnie na samo piwo.
Margita