Franek już cały i zdrowy, choć jeszcze odczuwający skutki kolizji. Jedyne co nie ucierpiało to frankowy język, więc pogaduchom i opowieściom nie ma końca.
Wieczorem wpada Patryk, przyszywany syn i przyjaciel Franty i jedziemy na Borek do kultowego, miejscowego Klubu.

Skręt za trzecią chałupą w podwórko, później wedle pniaczków, przysłowiowe trzy stuknięcia w słupek i żona Radka otwiera kłódkę, wpuszczając nas do środka, gdzie miejscowi już sączą piwo
i prowadzą niespieszne rozmowy.
Nie mija zbyt dużo czasu gdy Radek przynosi gitarę a kolejny kamarad flet i harmonijkę.
I tak sobie trwa niezobowiązujący "jam session". Zjawia się Fidel - były lokator marnicy (kostnicy) - postać niezwykle malownicza, o której chyba pisałam a jak nie to napiszę. Można tak siedzieć do rana wtapiając się w kąt, gawędząc ze znajomymi i pierwszy raz widzianymi ludźmi i podśpiewując standardy. W końcu to klub muzyczny :-).
I tyle jutr przed nami...
Margita
źródełka:
https://bandzone.cz/fan/klubborek?at=gallery&ii=237949
http://www.muzikus.cz/kluby/klub-borek/#prettyPhoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czy Twój komentarz przejdzie przez filtry:
1. Prawdy (czy to co chcesz napisać jest zgodne z prawdą?)
2. Dobra (czy to co chcesz napisać jest dla mnie dobre?)
3. Pożyteczności (czy to co chcesz napisać jest dla mnie pożyteczne?)
Jeżeli tak - pisz :-)