czwartek, 14 lipca 2016

Nieuporządkowany ranking kibli... Choć burza huczy wkoło nas...

 Lanie przy autostradzie nie jest w dzisiejszych czasach dyskomfortem, choć ja pamiętam czasy, w których to do lania przy drogach służył las - z braku innych alternatyw.

Jednak - ojczyzna nasza kochana - ma wciąż
z kiblami problem nierozwiązywalny do końca. 




W krajach zachodnich stoi sobie taki kompleks sanitarny a serwis jeździ od kibla do kibla sprawdzając czy wszystko OK.
U nas nie można zostawić samopas takiej drogiej inwestycji. Stawia się więc obok estetycznego,  wyłożonego klinkierem budyneczku... przyczepkę mieszkalną gdzie urzęduje babcia klozetowa.
Babcia urzęduje i... niewiele poza tym bo papieru w oczkach nie było a i czystość pozostawiała wiele do życzenia - jak to zwykle w polskich kiblach zarówno przed jak i po wejściu do UE.

Bez względu na okoliczności przyrody - burze, gradobicia i zatkany odpływ, babcia z przyczepki wyjść nie zamierza. 
Ale piśmienna jest i na kursie zarządzania pewnie była wiec wie jak pouczyć niesfornych klientów. 
A w razie czego jest argument - jak kogo wywieje - było czytać ze zrozumieniem...                                                                                                          Margita

środa, 6 lipca 2016

Nieuporządkowany ranking kibli... O krok od kuchni...

Kobita, jak wiadomo, zawsze powinna mieć blisko do kuchni.
Przynajmniej u naszych zachodnich sąsiadów. Wiadomo kinder, kirche, kuche...

Niedługo pewnie i u nas ale...jeszcze nie dziś :-) 

W niedalekiejodgranicy niemieckiej knajpie kibelek damski umiejscowiony jest w myśl powyższej zasady. 

Zawsze można wylać zlewki do muszli, pożyczyć nieco papieru do wytarcia blatu.. itd..itp.


A'propos papieru - podajników z tymże w echte deutche kibel jest nadspodziewanie dużo.

W każdym oczku aż 3!?!
Nie dość, że na różnej wysokości - ten najniższy to chyba dla Krasnoludek - to jeszcze wg różnych mechanizmów podawania.


Tu rolka, tam ciągutka...

Oczywiście podajniczek z torebeczkami na podpaseczki i kubełek na te że... No to super.. 

Ale te 3 źródełka papierowe fascynują mnie do dziś. 

Jednak skłaniam się do jednej z pierwszych myśli - do kuchni blisko to i zapas papieru do wytarcia blatu pod ręką zawsze jest.

Praktycznie - jak to w Niemczech :-)

Margita

piątek, 1 lipca 2016

Podróże z ogrodem w tle... Drugie życie manekina...

Kalisz i okolice obfitują w miejsca nietuzinkowe.
Jednym z nich jest wiejska "posiadłość" miejscowego artysty, który bytuje tu w okresie letnim wraz
z aktualną żoną i kręgiem przyjaciół.

Artysta człowiekiem przemiłym jest, serdecznym i otwartym a dama jego serca (skądinąd była żona Żakowskiego czy Najsztuba ;-) to kobieta urody wielkiej i ogromnego, wewnętrznego ciepła.

Lekko waląca się chałupa
z "przydatkami" wypełniona jest przydasiami wszelkiego autoramentu:

książki, krawaty, stare meble, mundury milicyjne, zegarki, aparaty fotograficzne, garnki, elementy scenografii teatralnych, abażury, motki kolorowych nici i wełen...

Fortepian zepsuty i dachówki...
No i oczywiście manekiny. Normalne, sklepowe zdjęte z geesowskich wystaw i wywleczone z magazynów.
Z
włosami, bez włosów, damskie, męskie i dziecięce.
Uszkodzone w sposób mniej lub bardziej widoczny i... zaaranżowane 

w rupieciarniowych przestrzeniach w sposób... artystyczny oczywiście ;-)
A to jako Zeus z wyskakującą z głowy Ateną, a to jako instruktorka PO (przysposobienia obronnego - informacja dla młodych ;-), a to jako ofiara cyklopa co to ludzi pożerał w kęsach...
A tych  pomysłów jest ze 40...

Zastanawiam się co wolałabym  mieć w swoim ogródku... betonowego aniołka z parasolką czy manekina-zombie...

Odpowiedź nie jest oczywista...
Margita