czwartek, 6 lutego 2020

Nieuporządkowany ranking kibli... U Zrzavé Mary - Ostrava

Dzwonię do Natalii z pytaniem - gdzie, w jej rodzinnej Ostravie, znaleźć fajną knajpkę do której nie chodzą turyści. 

W Ostrawie nie ma turystów - mówi Natalia i podaje adres. 

Faktycznie - w Ostravie turystów niewielu a knajpka... zobaczycie sami...

Trafić nie jest łatwo. Krążymy hledając czegoś zupełnie innego.
Żadne z nas nie spodziewa się,
że w zwykłym panelaku,
za drzwiami przypominającymi wejście do jakiegoś magazynku 

 

 

 

rezyduje "Zrzava Mary" - ruda (ginger to kolor czerwono-brązowy) Czeszka irlandzkiego pochodzenia... A przynajmniej z irlandzkimi ciągotami :-)

 

  Nie jesteśmy lokalsami a jednak szybko nawiązujemy przyjazną pogawędkę z barmanem.
Z. jest w tym mistrzem.

Toczy się opowieść o barze dla wybranych - klientów linii lotniczych, którzy czekali tam ze swoimi, ozdobionymi nalepkami z różnych krajów walizkami, na transport na lotnisko.
 Z pubu do portu lotniczego jest ponad 20 kilometrów??? 
Dlaczego tam było miejsce zbiórki?
Tego sympatyczny barman nie wiedział :-(

 Pod koniec lat 90 XX wieku - w czasowych okolicach Aksamitnej rewolucji, zaczyna się przebudowa
i całkowita zmiana wystroju i klimatu.

Zaczyna tu rządzić Zrzava Mary - miłośniczka starych radioodbiorników, które stoją we wszystkich możliwych miejscach,
starych mebli i ich fragmentów, zabawek, obrazków, instrumentów muzycznych i różnego rodzaju gadżetów, których zastosowania nie umiem znaleźć.

Z przyjemnością sączymy piwo i podsłuchujemy rozmowy lokalsów (jest wcześnie, środek dnia więc jest ich niewielu) i gadamy o wszystkim
i o niczym.


Czas się zawiesza, zaplątuje i snuje w półmroku.

Niestety - jest piwo jest i psipsi ;-).

Mierzę się więc ze schodami i zanurzam w głąb dolnych prostorów...






  







Wszędzie towarzyszą mi stare radioodbiorniki




Panowie na lewo...













 





Panie na prawo...






 Żadnych, godnych opisu niespodzianek...
Trochę szkoda...







Wnętrze nieco zużyte ale jest wszystko czego spożywacz piwa potrzebuje... 











 Tylko personel - parasole w garść bo kanaliza cieknie :-0







Wracam więc do Rudej Mańki ale...
nawiała...
Mam wrażenie, że minęłam się z nią na schodach...
Biegła do zachoda...


Zdravim
Margita

środa, 29 stycznia 2020

Czechy w dzień i w nocy... W cieniu fallusa...

W czeskim Javorniku, u stóp dumnego zamku Jansky Vrch, nikomu nie zakłócając spokoju i nie wzbudzając emocji, tkwi malowniczy, powstały zgodnie z naturalnym prawem przyrody - fallus.
Gdy tak na niego patrzę to słyszę 

w głowie, niepoprawną politycznie piosenkę Georgesa Brassensa, 
w fantastycznym i jedynie słusznym ;-) tłumaczeniu Jarosława Gugały (inne tłumaczenia słabe są)
Margita
"Tu czas i wiek nie ma znaczenia. 
Jak ktoś jest wał - to jest wał!
Czy lat ma sto czy lat dwadzieścia 

I jak go zwał - tak go zwał.
Czy stary to i zwiędły kutas, 

czy też chuj sterczący na schwał,
smętnie wiszący skromny fiutas, 

czy król to stojący pał!"
  
(Zespół Reprezentacyjny)

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Z mojej muzycznej półki... Záchodová stětka...

W Nowy Rok weszliśmy z czeską piosenką na ustach ;-) i Bohemia sektem pitym z gwinta ale to w Czechach. Natomiast we Wrocku czeskie piosenki serwował nam, jak zwykle,  Alfik David Dewetter a nową twarzą i głosem była Saša Niklíčkova z Mladé Boleslavi.

Ubawiła mnie po pachy swoją piosenką "Záchodová stětka" *, która jest zupełnie niezła jak na początek roku :-)




Wszystkiego dobrego na Nowy Rok
Margita

* szczotka klozetowa

źródełka:
https://www.youtube.com/watch?v=tVZcQE9SkJc