niedziela, 22 czerwca 2014

Praga o 6 sennie jeszcze ziewa... Liźnięcie kultury - Rusałka...


Trafiła się okazja - czeska opera narodowa Rusałka (Antonina Dvořáka) - wersja językowa oryginalna, miejsce Praha Statni Opera, bilety dało się nabyć wirtualnie. Dorzuciłyśmy z Państwem E.J. wyjściowe ciuchy do walizek i 8 czerwca, w 40-to stopniowym upale, po debacie "wbić się w stroje operowe czy odpuścić" stanęłyśmy u wrót Opery. Państwo E.J.w sukni i szpilkach, ja w sandałach - czółenka czekały na swoją wielką chwilę w torebce.

Wnętrze na pierwszy rzut oka  z butów nie wyrywa (mnie wyrwało bo musiałam zmienić sandały na czółenka). Na drugi rzut też nie - zwykłe, kiedyś białe ściany w ciągach komunikacyjnych i foyer, odrapane drzwi na widownię, fotele z których wyłażą wnętrzności ale z daleka widok jest piękny...

Teatr starego typu do którego nie przychodziło się oglądać przedstawienia tylko siebie na wzajem. Loże przy scenie są do niej nawet lekko odwrócone tyłem - za to frontem do lóż pozostałych i, tak jak inne, wyposażone w lustra i luzem stojące krzesła aby nic nie przeszkadzało konwersacji...
 

Ale, ale - ja tu nie o architekturze tylko o duchowych przeżyciach... Libretto bajkowej (pohadkovej) Rusałki skomplikowane nie jest - coś w rodzaju Małej Syrenki choć zakończenie już nie disnejowskie.

Całe szczęście, że górą szły napisy po angielsku i niemiecku bo przy sopranach (całkiem niezłych) nie byłam w stanie zrozumieć ani jednego słowa, przy głosach męskich już tak.

W pewnym momencie okazało się, że znamy na raz 4 języki:
wersja czeska - "Čury mury fuk" wersja angielska - "Hokuspokus"
wersja niemiecka - "Abarakadabra"

wersja polska - "Czary mary"

Wszystko szło dobrze, 2 harfy grały, bohaterowie przedzierali się przez meandry arii solowych i duetów gdy nagle pojawiła się Jeżibaba

Państwa E.J. tak to słowo, śpiewane przez Rusałkę, rozśmieszyło, że mało nie spadła z fotela. Gdy okazało się, że wybrankiem Rusałki jest nieco podeszły w latach książę z dość siłowym tenorem, motywy wizyty Rusałki u Jeżibaby zaczęły tracić na wiarygodności. 

Całe szczęście, że antrakt się pojawił a z nim nowe elementy czeskiego "folkloru" operowego. W bufecie poza szampanem, kawą itd. podawali...kanapki. I to całkiem spore. My pozostałyśmy przy musujących trunkach alkoholowych. 

Spektakl zakończyło moje (o mało co) spadnięcie ze śmiechu z fotela,kiedy to podstarzały książę  zaczął, konając, śpiewać:
 

"Líbej mne, líbej, mír mi přej!
Líbej mne, líbej, mír mi přej!
Polibky tvoje hřích můj posvětí.
Umírám šťasten,
umírám ve tvém obětí."



"Całuj mnie, całuj, spokój mi daj!
Całuj mnie, całuj, spokój mi daj!
Twój pocałunek uświęci mój grzech.
Umieram szczęśliwy<
Umieram w twoich ramionach!"


Tekst w sumie wcale nie śmieszny ale... polibky (pocałunki) wywołały w mojej głowie obraz polipów wpijających się w usta... i... ze wszystkich sił musiałam zagryzać ww. usta aby nie skompromitować się w świątyni sztuki.

Z wielkim entuzjazmem przyłączyłyśmy się do gromkich oklasków na zakończenie. Nie dość, że nam się podobało, to w końcu miałam okazję swobodnie odetchnąć. 

To mocne doświadczenie ze spektaklem w języku czeskim zainspirowało nas do poszukiwań w przestrzeni wirtualnej i okazało się, że Rusałka operą popularną bardzo jest i doczekała się wielu, niekiedy kontrowersyjnych wystawień. Choćby takiego jak to:



Jak Wam się podobało ;-)
Margita

żródełka:
operaplus.cz
www.narodni-divadlo.cz
programy.sms.cz
https://www.youtube.com/watch?v=O4a2I5MmLgEhttps://www.youtube.com/watch?v=0VN1Rvyl8Fw


czwartek, 19 czerwca 2014

Z mojej półki z książkami...Taka piękna Ameryka...

Ponowna lektura tej książki, tym razem w zupełnie innych warunkach geopolitycznych i gospodarczych, nastraja do niewesołych refleksji. 
Jakoś tak bardzo blisko nam dziś do sytuacji pracowników amerykańskich z przełomu XIX i XX wieku.
W końcu nasz drapieżny kapitalizm i zaprzedane mu bez reszty organy państwa to dla nas dalej kraina nowa i nie za bardzo zbadana. 

Warto tą książkę przeczytać w charakterze kubła zimnej wody, który być może zmyje niektórym uporczywe bielmo zapatrzenia w "hamerykę" i wiary w ten "fantastyczny,wolny" kraj. 
 Że akcja się dzieje dawno temu? Coś mi się wydaje, że ludzie nie zmienili się tak bardzo... szkoda tylko, że Clarenców Darrowów jak na lekarstwo.


Życzę odkrywczej lektury
Margita



"Strach przed Bogiem nie jest początkiem mądrości, ale jej końcem." 
Clarence Seward Darrow (1857–1938) – amerykański prawnik, ateista.


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Z mojej półki z książkami.... Twierdza...

Czy ktoś czytał "Twierdzę"? Bo "Małego Księcia" pewnie wszyscy a "Nocny lot" większość - w końcu były lekturami. 
Ale Twierdza?
Książka dziwna, wciągająca, pisana z punktu widzenia... no właśnie ... Pisarza? Władcy? Boga?
Narzucająca poglądy, które aż proszą się o odrzucenie i bunt a jednocześnie je uzasadniająca i zmuszająca do próby, przynajmniej, poznania tego a nie innego punktu widzenia. 
Książka, która oplątuje mózg jak wędzidło, z którym szarpiesz się przez cały czas czytania,  chcąc i jednocześnie nie chcąc się uwolnić.

Ostatnia, niedokończona książka Exuperego - ale czy można ją było dokończyć? Czy istnieje zakończenie, które dorównałoby treści?  Czy istnieje podsumowanie, które byłoby kwintesencją zawartych tu myśli, z którymi się nie zgadzam a jednocześnie... zgadzam. 
To mój sposób przeżywania Twierdzy
a jaki jest Wasz?
Margita