środa, 5 lutego 2014

Nieuporządkowany ranking kibli... Sznurek z Tbilisi i saloon z Moskwy...

Temat kibli, którego dotknęłam w spocie http://wyjace50.blogspot.com/2014/02/podroze-z-ogrodem-w-tle-to-co.html okazał się być interesujący gdyż dotyczy żywotnych interesów wszystkich internautów i nie tylko. Istnieje nawet "Zestawienie kibli świata" - szalenie zabawne. Pokolenie 50+ miało przegląd niezły i do tych czasów chcę wrócić aby te ekstremalne przeżycia in "+" i in" -"nie zginęły w pomroce dziejów...

1. Jakiś czas temu (a był to rok 1981) poznaliśmy w Tbilisi przemiłego Gruzina, który postanowił oprowadzić nas po ciekawych i niekoniecznie uczęszczanych przez turystów miejscach. Pod koniec meczącego dnia zabrał nas do ekskluzywnej restauracji pod "statują" Matki Gruzji. Jemy, pijemy więc uboczne efekty fizjologiczne nie dają na siebie czekać. Pytamy Gruzina gdzie tu toaleta? Ten na to - niestety tu toalety niet! - ???? No ale jak to? Musi być! Ów zaprzecza w zaparte. W końcu pękł. Toaleta w budyneczku na zewnątrz. Idziemy z koleżanką (baby zawsze parami ;-) i wchodzimy do czegoś w rodzaju średniej stodoły: ściany z desek ze stosownymi szparami itd. Obiekt podzielony jest na 2 części w pierwszej nazwijmy ją "hol"(wielkość połowa powierzchni) stoi stół... i tyle. Za przepierzeniem z desek j.w. dwa "oczka" (każde powierzchni ok 2x3m) z turecką kucanką na samym końcu oczka. Do drzwi z desek (które cały czas otwierały się samorzutnie z malowniczym skrzypieniem) przymocowany sznurek długości jakichś 20cm służący do domykania drzwi? trzymania równowagi? Problem w tym, ze jak kucasz nad dziurą to nie dosięgniesz sznurka i drzwi, ze skrzypem, otwierają się na oścież. Jeżeli przymykasz drzwi trzymając za sznurek to zadkiem, nawet Harry Potter nie dosięgnie do dziury. Dostałyśmy takiego ataku śmiechy, ze mało nie posikałyśmy się po nogach i ani sznurek ani dziura nie były by już potrzebne. Dobrze, ze poszłyśmy w parze (jedna sikała, druga przytrzymywała drzwi). Stało się dla nas jasne dlaczego przemiły Gruzin nie chciał odkryć przed nami istnienia tego przybytku. Do dziś, opowieść ta bawi kolejne pokolenia moich znajomych, z tym ze młodzież nie bardzo już w to wierzy :-). 

2. Uniwersytet im. Łomonosowa w Moskwie (lata 1970-1990) jak każda uczelnia pełen był studentów radzieckich oraz inostranców np. podciągających się z języka rosyjskiego. Studenci, jak to studenci - knują... A gdzie knuć najlepiej bo się jest na osobności??? No w kiblu! Władza radziecka poradziła sobie z problemem z właściwą sobie prostotą. Rząd muszli oddzielono od siebie niskimi przepierzeniami, a od frontu zastosowano drzwi jak w saloonie. Gdy delikwent siedział na sedesie zasłonięte były tyko części najwstydliwsze. Głowa oraz stopy były widoczne dla wszystkich. Nie tylko ograniczało to możliwość konspiracji ale przyczyniało się wręcz do rozwoju intelektualnego - ileż ciekawych dyskusji można było przeprowadzić z sąsiadami odczytując prawidłowo mowę ciała...



3. Pociąg na trasie Kijów Tbilisi (rok 1981) - toaleta w tym pociągu była tak nieprawdopodobna, że każdy pomysł, skorzystania z niej (a trasa długa) wywoływał salwy śmiechu. Do normalnej muszli dobudowane były po obu stronach kolumienki na stopy, których wysokość była równa wysokości sedesu. Wspięcie się na tą konstrukcję, utrzymanie równowagi i wcelowanie do dziury podczas jazdy pociągu (na stacjach toalety zamykano i wieszano napis "kurort tualet zakryt") wymagało umiejętności równych olimpijskim gimnastyczkom akrobatycznym - oczywiście radzieckim...

4. Międzynarodowy Port Lotniczy Okęcie w Warszawie (lata 1989-1992).
Leciałam do Amsterdamu. Czasy były takie, że mając wykupiony bilet na lot międzynarodowy, dolot z lotniska lokalnego do Warszawy był gratis. 
Poleciałam więc z Wrocka na lotnisko krajowe w Warszawie a następnie, przecinając pieszkom wraz z grupą innych pasażerów drogę szybkiego ruchu (do dziś nie wiem jaka była prawidłowa droga przejścia), dotarłam na lotnisko międzynarodowe. Ponieważ do mojego lotu czasu było jeszcze dużo zasiadłam w,naprawdę obskurnej, kawiarni lotniskowej i zamówiłam coś w rodzaju śniadania. Ale ja tu nie o jedzeniu. Efektem ubocznym wypicia kawy było poszukiwanie toalety. Znalazłam! Wchodzę... Toaleta składa się z dwóch części pomalowanych na olejno na standardowy kolor tamtych czasów "jasny orzech" (naprawdę nie było tam kafelków!). Część pierwsza - przedsionek. Stało w nim ocynkowane wiadro z przewieszoną malowniczo burą szmatą do podłogi. Część druga - właściwe oczko (pomiędzy drzwi nie było, tylko futryna ) z muszlą, stojąca w kącie szczotką (na którą nakładało się rzeczoną szmatę - taki pierwowzór mopa) natomiast bez papieru toaletowego. To, ze rzecz dzieje się na międzynarodowym lotnisku nie zdziwiło mnie to nic a nic bo to był w tych czasach standard - Pcim czy stolyca.

A. Szwajcaria - autostrada (rok 1977) - stajemy w przydrożnej toalecie, czyściutko, pachnąco, brak babci klozetowej?!?!? Nikt nie pilnuje!?!? W oczkach stoją piramidki papieru toaletowego, którego nikt nie kradnie?!?!?! Na umywalkach pojemniki z mydłem a na półeczce stosik ręczników jednorazowych, leży bezpieczny, bez łańcuchów i kłódek - tak po prostu - wtedy po raz pierwszy poczułam różnice pomiędzy wschodem a zachodem...

B. Międzynarodowe lotnisko Schiphol w Amsterdamie (lata j.w.) - po 1,5 godzinie lotu dotarłam do Holandii. Na lotnisku również skorzystałam z toalety. Tu mnie zazdrość okrutna wzięła - kafelki, duperelki, kraniki, dywaniki, papier, pachnidełka... Europa

Pozdrawiam i życzę wesołych i funkcjonalnych kibli na Waszych szlakach.    

Margita

A może coś wrzucicie tego "ogródka"?

źródełka:
http://www.loswiaheros.pl/prywatnie-o/68-wokol-nas/719-kible-swiata-zestawienie 
http://pl.wikipedia.org/wiki/Uniwersytet_Moskiewski
www.tvn24.pl 
http://www.bbc.co.uk/news/world-europe-25830617
http://pl.point.fm/po-godzinach/wakacje/kolej-transsyberyjska.html

poniedziałek, 3 lutego 2014

Z mojej filmowej półki... Weekend ze Świętym...



Ostatnio Z. odkrył Świętego na Youtube.com. Ucieszył się jak dziecko i od 3 dni ogląda odcinek za odcinkiem, zafascynowany nie tyle fabułą (troszkę dziś przestarzałą ale uroczą)...
ile designem:


1. samochodów: zobacz citroen... jakiśtam, no cudo! A tu mercedes ze skrzydłami a tu....... no świetne te auta były...
2. wnętrz - no ja cię nie mogę - jakie fikuśne krzesełka...
3. strojów : chodź, chodź - zobacz jakie ma rurki, no i ten niezłomny kancik, a jaki gajerek - patrz obił już pół miasta a nawet mankietu koszuli sobie nie ubrudził, no i ten krawacik - śledzik... no cudo.

Simon Templar, który bez jednej kropelki potu na gładkim czole wymierza sprawiedliwość czy to biegun czy równik, to przystojna, mająca powodzenie u kobiet, bogata w kasę mieszanka detektywa amatora, Arsena Lupin i Robin Hooda. Jednym słowem 100% celebryta lat 60. ubiegłego (jak to fajnie brzmi) wieku.

Dzisiejsi pseudocelebryci nawet do pięt mu nie dorastają... 
Niedługo znowu weekend a odcinków ze Świętym prawie 200... Jak się bawić to się bawić :-)
Margita

źródełka:
http://snarkerati.com/movie-news/the-saint-confirmed-as-back-james-purefoy-is-the-new-simon-templar/
http://randomramblingofabroadwayfilmtvfan.blogspot.com/2010/10/tcm-alert-for-fans-of-saint.html 
http://en.wikipedia.org/wiki/Volvo_P1800

Nieuporządkowany ranking kibli... To co najważniejsze...

"Zapraszamy do restauracji, kawa, toaleta, WC+papier toaletowy, woda, mydło" taki oto szyld wisi sobie w ogródku przed jedną z knajp na lwowskim rynku. Jednym słowem - pełny wypas na ukraińską modłę. Raduje się serce, raduje się dusza, że choć nie tak dawno na takie luksusy nie można było liczyć w zbyt wielu lokalach w PRL to teraz idzie ku lepszemu. Nie przypominam sobie jednak aby reklama obecności papieru, wody i mydła kiedykolwiek wisiała na szyldzie! No może dlatego, że papieru na 100% było brak, mydła na 90% (a jeżeli już to obsiorbana resztka kostki, której dotknięcie to sport ekstremalny), woda z reguły ciekła, pod warunkiem obecności kurka... Czyli nie było czego reklamować ;-).
Ech... takie czasy. 
Ale żeby nie było, nauczona doświadczeniem (w końcu "manie" 50+ do czegoś zobowiązuje) zawsze (czy to Wilno, Praga, Paryż czy Nowy Jork) mam w torebce to co najważniejsze - kawałek papieru toaletowego i "mokre" chusteczki. Nigdy nic nie wiadomo... 
Margita

fotka: Margita Wiercipięta