Salon Wyjących Pięćdziesiątek to podróże kobiety >50 po życiu i świecie… Wpadajcie więc kobiety aktywne, kobiety dojrzałe (i niedojrzałe) emocjonalnie, kobiety >50 i 50<, globtroterki, kinomanki, czytelniczki, filozofki, fotografki i fotograficzki, kobiety ciekawe świata Faceci j.w. wpadajcie również. Blog >50 działa! Natkniecie się tu na podróże, ogrody, hlavni mesto Praha (Praga), książki i diabeł wie co jeszcze. Tu wszystko jest możliwe…
- Strona główna
- Nieuporządkowany ranking kibli...
- Podróże z ogrodem w tle...
- Praga o 6.00...+ Czechy w dzień i w nocy...
- Z mojej półki z...
- Wrocław, Wrocek, Wroclove... odkrycie...
- MRUGAWKI
- Uroda życia...
- Kochajcie ludzi...
- Myślownia na dziś...
- Pret a porter 50+
- Na pohybel wrogom kobiet.... spirytualia ;-)
wtorek, 30 grudnia 2014
Kochajcie ludzi... Rozciąć w pół po długości...
Kochajcie ludzi takich jakimi są...
Podlewałam właśnie kwiatki stojąc na drabince.
Mogłabym zawołać "wow" ale mnie to brzydzi więc po prostu spytam:
źródełka:
niedziela, 28 grudnia 2014
Pret a porter 50+... Zimowa torebka....
Do takiej torebki aż proszą się wysokie skórzane kozaki i cieplutki blezer. Noszenie jej latem byłoby czysta obrazą dla trawy, kwiatów i słońca. Najlepiej jej będzie w otoczeniu płatków śniegu (cha, cha, cha) a przynajmniej w towarzystwie mrozu, bo sama jest cieplutka i ptrzytulaśna. I pojemna na dodatek
Margita
źródełka:
www.craftsy.com
Etykiety:
50+,
blog 50+,
kobieta 50+,
kobiety 50+,
ładne rzeczy,
moda,
pret a porter,
Salon Wyjących Pięćdziesiątek,
street style,
torebka,
wyjące 50,
Wyjące Pięćdziesiątki
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Uroda życia... Drugie życie kutii...
Noo tak... Nawet z Last Christmas można przesadzić... Wczoraj z zapałem ubierała choinkę przywiezioną przedwczoraj z... i tu historia też ciekawa:
Jakieś 20 lat temu moi rodzice wraz ze swoimi przyjaciółmi spod Oleśnicy sadzili, u nich na polu, drzewa: świerki, sosny, dęby itd. Sadzili gęsto bo wszak nie wszystkie się przyjmą itd. Mieli "pecha"... Deszcz padał, było ciepło, znów deszcz padał - wszystkie france się przyjęły. Las urósł gęsty choć oko wykol, w równych rzędach. Dnia pewnego nadleśnictwo przysłało pismo, że trza część rzeczonego lasu wyciąć bo cośtam wyszło na satelicie. To przyjechali my pomóc i tak mamy choinkę. Nie powiem - całkiem ładnie pachnie, jak za dawnych, ekologicznych czasów tylko... duża jest...
No i wczoraj , ta pięknie ubrana choinka sobie stała, światełkami mrygała i oko cieszyła. Z. co prawda napomknął, że cosik krzywo stoi...alem zgasiła go jenem spojrzeniem.... Krzywo... no i co jeszcze!
Przyjechała my friend Bożenka, pije naleweczkę limonkową, zakąsza alkoholizowanymi kokosowymi ciasteczkami -zasłużyła, bo:
a/ czyta mojego bloga - kochana Bożenka!
b/ upiekła rzeczone ciasteczka i twierdzi, ze jej nie wyszły, bo duże czy coś...
No więc siedzimy i oddajemy się plotkom i przyjemnościom podniebienia, nad nami choinka... No świątecznie już tak i miło a tu nagle, nasza choinka, bez ostrzeżenia, płynnym ruchem obaliła się, z wielkim hukiem, na sam środek biesiadnego stołu! Woda z podstawki sie wylała, bombki w drobiazgi, szkło stołowe = skorupy. No armagiedon! Akcja ratownicza została przeprowadzona szybko i skutecznie. Stary Harcerz + 2 dojrzałe organizatorki i byłe przewodniczące, to dobra ekipa na sytuacje "kryzysowe". A cośmy się naśmiali to nasze :-). Choinka została karnie przeniesiona na podłogę i ponownie ubrana...
Ale, al - ja nie o tym miałam!
O kutii miało być!!!
No więc okazuje się, ze nie mam maku a mam ochotę upiec z makiem właśnie ciasteczka. Przypomniałam sobie (tym razem się udało pomimo wieku ;-). W szafce pokutuje od zeszłego roku puszka z kutią. Szuka, szukam... jest! Termin ważności... uffff! Wsio OK.
Pytanie - czy z tego da się zrobić ciasteczka?
Odpowiadam - jak najbardziej! Do kutiowej masy (a właściwie do tego co zostało, bo siedzę przy otwartej puszce i piszę) dodałam mąki, proszku, trochę oleju i jajko... Z masy kuleczki, spłaszczyć, wetknąć na "czubek" orzecha włoskiego (BEZ SKORUPKI!!!) i pieczemy.
Dam znać jak wyszło :-P
P.S.2 Ciastka wyszły SUUUUPER!!! Im dłużej leżą tym są lepsze :-)
P.S. 3 WESOŁYCH ŚWIĄT :-)
Jakieś 20 lat temu moi rodzice wraz ze swoimi przyjaciółmi spod Oleśnicy sadzili, u nich na polu, drzewa: świerki, sosny, dęby itd. Sadzili gęsto bo wszak nie wszystkie się przyjmą itd. Mieli "pecha"... Deszcz padał, było ciepło, znów deszcz padał - wszystkie france się przyjęły. Las urósł gęsty choć oko wykol, w równych rzędach. Dnia pewnego nadleśnictwo przysłało pismo, że trza część rzeczonego lasu wyciąć bo cośtam wyszło na satelicie. To przyjechali my pomóc i tak mamy choinkę. Nie powiem - całkiem ładnie pachnie, jak za dawnych, ekologicznych czasów tylko... duża jest...
No i wczoraj , ta pięknie ubrana choinka sobie stała, światełkami mrygała i oko cieszyła. Z. co prawda napomknął, że cosik krzywo stoi...alem zgasiła go jenem spojrzeniem.... Krzywo... no i co jeszcze!
Przyjechała my friend Bożenka, pije naleweczkę limonkową, zakąsza alkoholizowanymi kokosowymi ciasteczkami -zasłużyła, bo:
a/ czyta mojego bloga - kochana Bożenka!
b/ upiekła rzeczone ciasteczka i twierdzi, ze jej nie wyszły, bo duże czy coś...
No więc siedzimy i oddajemy się plotkom i przyjemnościom podniebienia, nad nami choinka... No świątecznie już tak i miło a tu nagle, nasza choinka, bez ostrzeżenia, płynnym ruchem obaliła się, z wielkim hukiem, na sam środek biesiadnego stołu! Woda z podstawki sie wylała, bombki w drobiazgi, szkło stołowe = skorupy. No armagiedon! Akcja ratownicza została przeprowadzona szybko i skutecznie. Stary Harcerz + 2 dojrzałe organizatorki i byłe przewodniczące, to dobra ekipa na sytuacje "kryzysowe". A cośmy się naśmiali to nasze :-). Choinka została karnie przeniesiona na podłogę i ponownie ubrana...
Ale, al - ja nie o tym miałam!
O kutii miało być!!!
No więc okazuje się, ze nie mam maku a mam ochotę upiec z makiem właśnie ciasteczka. Przypomniałam sobie (tym razem się udało pomimo wieku ;-). W szafce pokutuje od zeszłego roku puszka z kutią. Szuka, szukam... jest! Termin ważności... uffff! Wsio OK.
Pytanie - czy z tego da się zrobić ciasteczka?
Odpowiadam - jak najbardziej! Do kutiowej masy (a właściwie do tego co zostało, bo siedzę przy otwartej puszce i piszę) dodałam mąki, proszku, trochę oleju i jajko... Z masy kuleczki, spłaszczyć, wetknąć na "czubek" orzecha włoskiego (BEZ SKORUPKI!!!) i pieczemy.
Dam znać jak wyszło :-P
Margita
P.S. Choinka stoi i ani drgnie :-)
P.S.2 Ciastka wyszły SUUUUPER!!! Im dłużej leżą tym są lepsze :-)
P.S. 3 WESOŁYCH ŚWIĄT :-)
Etykiety:
50+,
blog 50+,
blog osobisty,
blogi,
choinka,
gotowanie,
kobieta 50+,
kobiety 50+,
kutia,
Last Christmas,
Margita Wiercipięta,
święta,
uroda życia,
wyjące 50,
życie
Subskrybuj:
Posty (Atom)