czwartek, 5 listopada 2015

From Margita with love... Kokosowy likierek... Jesienne rozgrzewacze...

Gdy dni stają się coraz krótsze, ciągnie po podwiązkach, a koc staje się najlepszym przyjacielem zaczynam myśleć o gęstych, słodkich, mlecznych likierach, które cudownie rozgrzewają
i są po prostu pyszne. Oczywiście zdradziecko wchodzą w biodra ale to zupełnie insza inszość :-).
Już od dłuższego czasu przygotowywałam się na wielki dzień likieru z kokosa (na razie tworzenia nie picia ;-)
I jak to pisała Ćwierciakiewiczowa:
- weź miałkiej mączki kokosowej kopiatych łyżeczek 6;
- dodaj mleka tłustego godnie i rozbełtaj coby grudek nie było;
- puszkę mleka skondensowanego, słodzonego mocno, otwórz i wlej połowę;
- wymieszaj dokładnie do gęstości śmietany;
- dodawaj pół pinty tęgiego spirytusu - ciągle mieszając żeby się nie zwarzyła;
- dodaj goździki, kawałek kory cynamonowca i laskę wanilii rozerwawszy ją wprzódy;
- wszystko to wlej do gąsiorka, zaczopuj i odstaw;
- potrząsaj kilka razy dziennie;
- po dwóch dniach skosztuj czy dość słodka i dość mocna... NIE PIJ!
jeszcze się dobrze nie przegryzła?!? Daj jej dojrzeć nieco!Jak już postoi z tydzień - no wiadomo, że dłużej nie da rady, przecedź przez sitko i... pić już można :-)
A i jesień przyjaźniejsza się robi :-)
                                                                                                         Margita

poniedziałek, 2 listopada 2015

Podróże z ogrodem w tle... Magiczny kościół...


Niedziela była cudna (działo się to w październiku) ... Babie lato prawdziwe - cieplutko, słonecznie, drzewa zaczynają się wybarwiać. No to do lasu na... grzyby ;-). Sucho jak 100 diabłów ale ciągnie wilka do lasu. 
Wrzuciliśmy więc "sprzęt" do cytryny i hajda w drogę!
stan z 1985 roku
 Z. jak zwykle skierował wolant do ostrzeszowsko-sycowskich lasów. To z tych właśnie rejonów przywozi najwięcej grzybów. "Tylko wpadłem do lasu na siku" mówi, wtargując do domu skrzynki wypełnione podgrzybeczkami, prawdziweczkami i kozaczkami.  





stan obecny
Ten rok jest suchy więc grzybów mało ale po drodze... wśród rozbuchanych krzunów, jak w tajemniczym ogrodzie ... stoi sobie z boczku obiekt niezwykły, magiczny zaiste choć wcale nie taki stary...zrujnowany kościół ewangelicki w Pisarzowicach - Schreibersdorf (Wielkopolska).




Ciut historii - bo ciekawa się być okazała: Wzniesiony na początku XX wieku (1901-1902, prace wykończeniowe zakończono w 1912) z polnych kamieni i czerwonego, francuskiego piaskowca. Fundatorem był książę Gustaw von Curland, właściciel dóbr sycowskich (czyli Państwa Stanowego Wartenberg), który chciał w ten sposób upamiętnić śmierć swojego syna - księcia Wilhelma, który zmarł w 1899 roku w wieku 13 lat. Legenda głosi, że w tym miejscu chłopię nieszczęśliwie spadło z konia ale fakty są banalne - książątko zmarło w Berlinie w wyniku powikłań po operacji wyrostka robaczkowego :-(

Zasmucany, utratą dziedzica, ojciec nie szczędził środków i zlecił projekt samemu Arnoldowi Hartmannowi z Berlina, który nadał kościołowi urokliwy, neoromański sznyt.

kazalnica - stan 1985
Na wyposażenie składały się między innymi wyrzeźbiona z piaskowca kazalnica (ambona) wysadzana szlachetnymi kamieniami, klęczniki i
kazalnica - stan obecny








konfesjonały z drewna dębowego, na szczycie wieży zawieszono jako odgromnik - pokrytą platyną kulę,  ramy okienne wykonano z miedzi
i ołowiu - jednym słowem "na bogato".


 










Na murach zachowały się kartusze herbowe rodziny Biron von Curland  z wykutym wezwaniem: "Miejcie ufność w Bironie, niezawodnym w nieszczęściu". Swoją drogą historia Birona to temat na osobną opowieść... i to kryminalną!
jedyna zachowana fotka wnętrza
 Kościół do 1945 roku służył gminie ewangelickiej (modlili się tam polscy 
i niemieccy ewangelicy) i funkcjonował pod nazwą "Prinz Wilhelm Gedachtniskirche" - Kościół Pamięci Księcia Wilhelma. Nigdy nie miał żadnych świętych patronów.

stan obecny wnętrza
A w 1945.. oddział milicji wysadził drzwi piwniczne w poszukiwaniu niedobitków armii hitlerowskiej. Otworzyło to drogę zamieszkującej okolicę ludności ( i/lub wszelakiego rodzaju złodziejom oraz wandalom), która spenetrowała świątynię i wyniosła z niej wszystko co się dało:
Dzwon i dębowe ławy "przeniesiono" do, wybudowanego w 1933 roku, katolickiego kościoła w Mąkoszycach Organy, zbudowane przez firmę Schlag & Söhne ze Świdnicy (opus 624) w roku 1902, zamontowano w, powstałym również w 1933 roku, katolickim kościele Św. Idziego w Mikorzynie.

Co ciekawe -  żadna z tych parafii jakoś nie chwali się, na swoich stronach www,  pochodzeniem tych artefaktów z kościoła ewangelickiego a jeżeli już coś wspomina to w kontekście ich "ratowania"... ciekawe przed kim?  Przed chrześcijańską miejscową/napływową ludnością?

Jasne, że rozumiem wczesno powojenną chęć odwetu na tym co "poniemieckie" ale dlaczego, po prostu o tym nie mówić, nie pisać???
Eufemizmy typu "Latem 1945 r. postanowiono ratować organy..." czy "przeniesiono dzwon do...", "... dzięki czemu można je oglądać do dziś..." mają usprawiedliwić dewastację, grabieże, profanację miejsc pochówku itd -  tego co nie nasze - poniemieckie... Trzeba wziąć to na klatę i powiedzieć wprost - "tak zachowaliśmy się w odwecie barbarzyńsko, taki był czas..." 

Ale teraz... nie ma już takiego czasu, okolice zamieszkuje chrześcijańska ludność a stan, jakby nie było, świątyni woła o pomstę do nieba.  Walające się butelki, śmieci, ściany pokryte bazgrołami... A nad tym wszystkim góruje, nie całkiem wyblakła sentencja ""Bądź wierny aż do śmierci, a dam Ci koronę żywota". 




Hmmm - Okoliczne parafie mogą być dumne ze swojego dobroczynnego wpływu na młodzież!






 
Jednak znalazł się ktoś kogo tak urzekła uroda i klimat tego miejsca, ze postanowił go ożywić. To młody poznański architekt Andrzej Majcher, który swoją pracą dyplomową "Trójkąt akademicki - adaptacja opuszczonego kościoła w Pisarzowicach na ośrodek wymiany myśli dla Poznania, Wrocławia oraz Łodzi" wygrał konkurs organizowany przez Fundację dla Polski.

Zwycięska projekt adaptacji opuszczonego kościoła w Pisarzowicach
Autor, tłumacząc dlaczego postanowił zająć się opuszczonym kościołem, odpowiedział, że zagadnienia architektonicznych transformacji są mu bardzo bliskie:"Zastanawiam się jaką wartość ma zabytek „martwy”? Czym jest architektura choćby najpiękniejsza na świecie, ale nie użytkowana? Wydaje mi się, że „niczym”. A wydaje mi się tak dlatego, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie teatru bez aktorów, w którym spektakl miałby się ograniczać do samego podziwiania scenografii.
Zwycięska projekt adaptacji opuszczonego kościoła w PisarzowicachNeoromański kościół w Pisarzowicach wydał się idealną materią, aby nadać opuszczonemu obiektowi nowe znaczenie. Temat adaptacji wynika z lokalizacji budynku. Kościół stoi niemal w szczerym polu na „zielonej wyspie”. W okolicy dominuje równinno - nizinny krajobraz wolny od decybeli współczesnych miast. Ten duch miejsca oraz fakt, że Pisarzowice leżą w otoczeniu Poznania, Wrocławia oraz Łodzi, zainspirowały mnie do przeobrażenia kościoła w „plenerowy dom akademicki” z duszą"

Może się uda???
Margita

zródełka:
http://poznajpolske.onet.pl 
http://www.kobyla-gora.pl
https://www.facebook.com/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82-w-Pisarzowicach-Prinz-Wilhelm-Ged%C3%A4chtniskirche-487476474689436/timeline/
http://wiekdziewietnasty.wikia.com

środa, 28 października 2015

Nieuporządkowany ranking kibli... 2 dni u braci Czechów...

U braci Czechów pije się dużo piwa - dobrego zresztą, z lokalnych browarów :-)
A piwo moczopędne jest okrutnie...
Tak więc w ciągu ostatniego weekendu wzbogaciłam ranking o kilka interesujących pozycji: 
 1. Kibelek na cmentarzu przy  klasztorze w Policach nad Metuji - bezpłatnie, czyściutko i ...
 papier toaletowy jest...

Jak widać bracia Czesi tez oglądali Misia ;-) 








2. Kibelek w broumowskim
klasztorze...
Tu se ne kouři tu se čura!










3. W Broumowie występuje dziwny, jak na Czechy, niedobór knajp w centrum. 

Ta którą znaleźliśmy, za nowo budowanym Lidlem,
w każdym damskim oczku, na podajniku papieru...



  
 miała pudełeczko po Whiskasie (mają kotów dużo chyba) wypełnione różnymi reklamami....
i odpowiednią instrukcję,
która, w wolnym tłumaczeniu, brzmi:"niniejszym prosimy panie, z przyczyn higienicznych, aby swoje podpaski pakowały do gazet."


I słusznie....







 4. Po drodze na wieżę widokową Cap
przy ślicznie odnowionym domu stał sobie klasyczny wychodek....







  

 zamknięty na kłódeczkę...

z klasycznym zapleczem...














Hmm... po tym piwie to znalezienie, w odpowiedniej chwili, takiego drogowskazu jest, zaiste, cudownym doświadczeniem...


Margita