Salon Wyjących Pięćdziesiątek to podróże kobiety >50 po życiu i świecie…
Wpadajcie więc kobiety aktywne, kobiety dojrzałe (i niedojrzałe) emocjonalnie, kobiety >50
i 50<, globtroterki, kinomanki, czytelniczki, filozofki, fotografki i fotograficzki, kobiety ciekawe świata
Faceci j.w. wpadajcie również. Blog >50 działa!
Natkniecie się tu na podróże, ogrody, hlavni mesto Praha (Praga), książki i diabeł wie co jeszcze. Tu wszystko jest możliwe…
Jesień... Ale ciepło... i nie pada... Czyli... złota polska jesień :-) To już lepiej... Taka jesień warta uczczenia :-) Torebunią...wesołą...nietuzinkową...Torebunią po prostu :-)
Jesienny choćby NAJSZARSZY płaszcz życia dostanie z taką torebunią :-) A i kobicie niejednej życie taka torebunia uratuje. W samym szaroszarym płaszczyku to kobiecina sama zgłasza się na ofiarę przejechania o zmroku.
Szydełka w dłoń moje Panie! mam nadzieję, że chociaż ta (dawno zapomniana) umiejętność się do czegoś przyda...
Maszyny do szycia marki Łucznik, ciężkie jak diabli, masywne i niezniszczalne na stół! Jesienno zimowe wieczory są długie, na telewizję szkoda czasu (jeżeli ktoś jeszcze telewizor posiada?) a na książkę czas się zawsze znajdzie :-)
Na spotkanie z koleżankami jak znalazł :-) To znaczy - można przyjść i gotową torebunią zaszpanować - niech im oko zbieleje, można też dziać na spotkaniu :-). Tak, tak - tu gadu, gadu, tu kawusia a w łapkach cudeńko się rodzi, ot tak mimochodem:-).
"Od urodzenia nie spotkałem rozkoszniejszego miejsca od tbiliskich bani" Aleksander Siergiejewicz Puszkin
No i co? Nie spróbować takiej atrakcji??? Skorom w Tbilisi i czasu mam wiele a ciało umęczone podróżą wzroczek mój tęsknie ku łaźniom spogląda.
Z internetowych doniesień "hardkor" to nie lada być musi. Sandra wymiękła na widok "masażystki wielkości słonia" (to cytat), inni opowiadali różniste historie o kiblach... Hmmm... Już mnie wabią ;-)
Kto nie ryzykuje w ciupie nie siedzi i nie ma liszajów. Raz Margicie śmierć. W końcu lepiej pod uciskiem masażystki niż wrażego ustroju. Idziemy! Po sprawdzeniu cennika (ostatni to nasz dzień w Gruzji więc i ostatnie lari) postanowiłysmy wziąć prywatny gabinet bez sauny (woda wszak ma 46 oC więc jeszcze większej rozgrzewki nam nielzja.) Kobieta za ladą niczego sobie - tłumaczy spokojnie w języku dawno (podobno słusznie) zapomnianym. Hmm - Madre rusycystka mogła być ze mnie dumna - dałam radę wykopawszy z zakamarków pamięci okrągłe zdanka :-)
Wypożyczono nam (odpłatnie oczywiście ale to groszowy wydatek) trzy prześcieradła + jedną rekawicę na trzy ciała. :-O. Luksus - normalnie masażystka ma swoją rękawicę, którą leci całe Tbilisi bez względu na przynależność partyjną, religijną czy jaką tam inną. Rękawica nasza cudna - ze starego dywanika (głowy nie dam, ze już nie była wielokrotnie reanimowana). Jak eko to eko nie ma co... eko-ekstramalne Idziemy do przyznanej nam kabiny. Łaziebna pukaniem przypomina poprzednim użytkownikom, że ich czas minął. Wychodzą - czerwoniutcy, upoceni ale szczęśliwi jak szczypiorek na wiosnę.
Od tej chwili, przez godzinę, gabinecik jest nasz! Gabinecik nie byle jaki - salonik ze stołem, fotelami, kibelkiem (wyjątkowo czystym choć na Małysza i bez papieru?!?) i wieszakiem a obok pokój kąpielowy z basenikiem, do którego nieustannie wlewa się woda z gorącego źródła, marmurowym katafalkiem do masaży i prysznickiem
Wszystko w mozaikach, naturalnym kamieniu spowite upojną wonią zgniłych jajek. Ale... od czego habituacja * chwilę bolało i organizm zaakceptował sytuację :-)
Łaziebna oznajmiła nam że "вы должны раздеться" **i do baseniku a za 15 minut "девушка придет, чтобы сделать пилинг и массаж"***
Diewuszka przyszła z własną rękawicą, wiadrem oraz butelką. Oba naczynia wypełnione były tajemniczą zawartością. Halinka odważnie poszła na pierwszy ogień. Masażystka, bez oporu zgodziła się na naszą, "prywatną" rękawicę. Ogrzała katafalk chlustami wody z baseniku, polała rękawicę tajemniczym zajzajerem z butelki i dawaj Halinie zdzierać skórę ruchami zamaszystymi i kolistymi od podbródka do pięt i z obu stron. Czarne ruloniki wszystkiego schodziły z niej (jak i później z nas) na całej obrabianej powierzchni. Jak wyznała девушка, zajazajer to виноградный сок, który w reakcji z siarkowymi wodami daje niezły zmiękczacz. Halina opłukana wiadrem gorącej wody z baseniku został poddana działaniu kolejnej substancji - tym razem z wiadra. Była to piana z szarego mydła za pomocą której девушка robiła świetny masaż (jaki poślizg!!!) równocześnie neutralizując poprzednie mikstury. Opłukana kolejnym chlustem z wiadra, Halinka dopłukała się pod prysznickiem, owinęła w prześcieradło i zasiadła aby пить чай****, który, w międzyczasie przyniosła łaziebna. Ona w spokoju już stygła a nas obrabiała девушка.
Oczywiście nie zabrałyśmy ze sobą żadnych balsamów. Byłam przekonana, że skóra niemowlaka jaką uzyskałam po zabiegu za chwilę zacznie się ściągać bez mazideł. A tu сюрприз!***** Nic podobnego?!?! Gładka, sprężysta, nawilżona... Tak mi dobrze tak mi rób :-) Szkoda, ze we Wro nie mamy takich źródełek a zamiast tego reumatyczne klimaty :-( Ale... zawsze można się machnąć do Tbilisi i zażyć siarkowych przyjemności. Acha... koniec końców zapach zgniłego jajka się za nami nie ciągnął... no chyba, ze habituacja ;-)
Margita
* habituacja– jedna z form nieasocjacyjnego uczenia się, proces poznawczy polegający na stopniowym zanikaniu reakcji na powtarzający się bodziec jeżeli nie niesie on żadnych istotnych zmian (informacji). Zmysł węchu: ludzie dłużej utrzymujący na sobie jakiś zapach przestają
zwracać na niego uwagę; mogą nie czuć zapachu własnego, na który inni
reagują z obrzydzeniem.
**вы должны раздеться - powinnyście się rozebrać
***девушка придет, чтобы сделать пилинг и массаж" przyjdzie dziewczyna zrobić piling i masaż
Ech Wieszczu mój Wojciechu M. kto wieszczenia pałeczkę po Tobie przejmie?
SMUTNE MIASTECZKO Wojciech Młynarski Raz państewko mi się przyśniło otoczone górami wkoło, co od innych tym się różniło, że w nim strasznie było wesoło. Żarty brzmiały na każdym kroku, żartowali duzi i mali, ludzie całkiem nie mieli boków, bo ze śmiechu je pozrywali. Aż szef państwa rzekł do ministrów, co tych żartów słuchali bladzi: "Szkodliwemu temu zjawisku jakoś, wiecie, trzeba zaradzić". Do państewka tego stolicy, co leżała nad krętą rzeczką, sprowadzono więc zza granicy Objazdowe Smutne Miasteczko. Karuzela się nie kręciła, a mechanik na pryszcze chory ludziom w uszy wciskał na siłę swój jedynie słuszny życiorys. Dostrzec można było tam bubka w oprychówie i ocieplaczu, co zachwalał widzom przeróbkę beczki śmiechu na beczkę płaczu. Śmiech istotnie przygasł w narodzie, a radosna ministrów rada zakrzyknęła: "Oto nam chodzi! Ta koncepcja nam odpowiada!" A widz pewien pod płaczu beczką do sąsiada szepnął: "Sąsiedzie, to jest tylko smutne miasteczko, ono sobie kiedyś pojedzie..." Lecz znał widać życie za mało albo patrzył na świat za prosto, bo miasteczko nie pojechało, lecz zostało i się rozrosło! Rozpaczliwi nieudacznicy i cynicy o wrednych pyskach na miasteczka głównej ulicy otwierali swoje stoiska. Starcy wstrętni i niewyżyci i przygłupy z mózgu chlupotem w tym miasteczku, w pełnym zachwycie, zabierali się do roboty. I od stoczni do ciemnych sztolni śpiew chóralny dzień rozpoczynał: "Dalej głupki! Naprzód niezdolni! Przyszła nasza piękna godzina!" I Miasteczko rosło, i rosło, i Miasteczko większe wciąż było, przyjechało zimą, a wiosną kraj calutki sobą pokryło. Aż śmiech całkiem zamarł w narodzie, a radosna ministrów rada powtarzała: "O to nam chodzi! Ta koncepcja nam odpowiada!" A kto zdrowy rozsądek cenił, ten ponury przeżywał dramat, tylko jeden widz się nie zmienił i nie zwątpił, i się nie złamał. I do dzisiaj pod płaczu beczką wciąż powtarza: "Nie, nie, sąsiedzie, to jest tylko smutne miasteczko, ono sobie kiedyś pojedzie..." I nie mylił się facet miły - pierwsze wozy jakby ruszyły?... I niemało już odjechało, ale drugie tyle zostało...