
Po stwierdzeniu, że jednak nie zielona, znowu, będzie kuchnia ino beige (czyli beżowa) wyruszyłam po nowe tapety. W odpowiednim branżowo sklepie nabyłam je w kolorze BEŻ. Gdy przyjechałam do domu (pora dnia i światło się zmieniło) tapety okazały się być OLIWKOWE. Oliwkowe!!! Czyli znowu zielone!
Jednak przed południem były znowu takie bardziej beżowe... jakby.
Nic to - z małorycerskim westchnieniem udałam się, dzierżąc rolkę tapety pod pacha jako szablę, do najbliższego, budowlanego super-hiper marketu.

o wdzięcznej nazwie "łany zbóż", która była właściwie ...ŻÓŁTA. Żółta???? Przykładałam tą nieszczęsną rolkę do wielu wzorcowych kwadracików - łany zbóż i nic innego. Raz kozie śmierć - biorę!
Panowie do sufitów mieli przyjść w poniedziałek, więc po sobotniej gościowej imprezie zaczęliśmy w niedzielę rozbebeszać szafki.

Co za idiota włożył do moich kuchennych szafek setki szklaneczek, tysiące spodeczków i miliony kubeczków! Może to ktoś z Was???
Cały salon pokrył się warstwą naczyń wszelakich, duperelków wiszących, stojących oraz leżących...
Ale za to gdy Warszawę demolowali narodowcy, moje ściany, płat po płacie, pokrywały się czyściutką, nowiutką, niewiadomego koloru tapetą.
Tapetowanie kocham namiętnie a skakanie po drabinie w górę i w dół wylaszczyło mnie niewąsko. Córeczka paciała klejem i oklepywała bliżej podłogi a Z... już się w kuchni nie zmieścił ;-) - za to będzie wieszał!
Rzut oka na gotową kuchnię... wygląda prawie dokładnie tak jak poprzednio???
Widocznie moja karma nie pozwala mi się uwolnić od zieloności.
Jest cudnie, hand made i vintage....
Teraz, z całej siły, staram się nie upchnąć wszystkiego nazad tylko popakować w kartony i wywieźć!
Ale ten związek emocjonalny z każdą skorupą jest straszny!!!!!!!!!!!!!!!!
Chyba jednak dam radę......
Margita
Mój ojciec (lat prawie dziewięćdziesiąt, ale wciąż aktywny) , kiedyś przygotowywał się na przyjście malarza. Poczuł potrzebę odświeżenia ścian. Jak większość mężczyzn, nie rozróżnia odcieni barw. Fiołkowy, lila, fiolet, to dla niego właściwie wszystko jedno. Dobierał farby z katalogu. Kiedy przeczytał nazwy farb, zachwycił się. Do sypialni wybrał "słoneczny pocałunek". Robi mu się miło kiedy o tym pomyśli. Nigdy wcześniej nie podchodził tak ........ emocjonalnie, a może sentymentalnie, do własnych ścian.
OdpowiedzUsuńPięknie :-)
OdpowiedzUsuńTeż przypomina mi się taka "malarska"historia z dzieciństwa: Rodzice zlecili malarzom pomalowanie pokoju na kolor ŁOSOSIOWY i poszli do pracy. Po powrocie do domu zastali ściany.... brązowe. Zaczęli się pultać, na co malarz, ze stoickim spokojem a nawet nutką lekceważenia pyta - jak to zły kolor? Co to ŁOSIA nie widzieliście?????
Od tej pory Tato sam maluje mieszkanie :-)
Jeszcze raz o kolorach.
OdpowiedzUsuńKoleżanka podrzuciła mi resztki farb po remoncie.
- Zużyj - powiedziała. Kończyłam właśnie remont u siebie. Chciałam pomalować przedsionek do pracowni, ale żaden z posiadanych kolorów mi nie odpowiadał. Wszyscy byli zajęci. Zastosowałam metodę pt - "zamiast prosić, zrobię sama". Z resztek farb przywiezionych i posiadanych zrobiłam kolor. Można było z pewnością stwierdzić, że to „szmaragd” …….. i pomalowałam nim przedsionek, wejście do pracowni.
Moja E wracała do domu, zobaczyła drzwi do pracowni otwarte, weszła, zobaczyła kolor i zakrzyknęła:
- Mamo, chyba na głowę upadłaś! - Zgodziłam się z nią. Upadłam. Nikt się jednak do malowania nie kwapił. Musiałam sama. Oczywiście, widziałam niedoróbki. Było pomalowane nierówno, a jasny sufit zupełnie mi nie wyszedł.
Było lato, upał. Miałam wrażenie, że mogę u siebie robić co chcę. Ale może nie. W dołączył się. Malując ściany, zniszczyłam płytki, których już nigdy nie odczyści po farbie i rzucił się do zmywania podłogi. Czułam się dziwnie. Pokazałam przecież W kolor przed malowaniem, zaakceptował. Teraz był już w jednej drużynie z E. Usiadłam w altance, żeby ochłonąć. Do domu wchodził M, mąż E. Pomiędzy furtką a schodami głównymi dostał sms-a. Skręcił więc do wejścia do pracowni, zobaczył i zaczął się śmiać. Śmiałabym się razem z nim, gdyby coś nie dławiło mnie w gardle. - Śmieszne?
Wykąpałam się po malowaniu, zmyłam z siebie farbę. Kiedy zeszłam na dół W zmywał dalej podłogę, a E musiała mi wszystko wyjaśnić.
- Ktoś w końcu powinien ci powiedzieć……..!!!!
- Co powiedzieć? Czy się zbyt nie zagalopowałaś w moją stronę?
Niestety moja kochana E uważała, że ma do tego prawo. Jest przecież dorosła.
A ja zastanawiałam się, czy na tym szmaragdzie nie domalować różowych kwiatków i napisać:
„MOJA ŚCIANA, MOJA PRACOWNIA, MOJA FARBA, MÓJ CZAS ”
...............Zanim dorosłe dzieci dojrzeją ........ Przez to wszystko przechodzą dzieci, ale razem z nimi muszą przejść też rodzice.
W styczniu urodzi się mój wnuk. ............
Piękna sentencja- „MOJA ŚCIANA, MOJA PRACOWNIA, MOJA FARBA, MÓJ CZAS ” :-). Walnij ją sobie koniecznie i często czytaj :-). Ja bym tak zrobiła. Dajmy sobie prawo do "mojości" - w końcu jesteśmy dorosłe i nikogo nie krzywdzimy! Już na to najwyższy czas :-) A wnuk... będzie zachwycony taką babcią :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny post :) Miło mi to czytać.
OdpowiedzUsuńWsparcie psychoterapeutyczne może być potrzebne w różnych sytuacjach życiowych, dlatego https://empatio.pl/uslugi/pomoc-psychoterapeutyczna/ może być jednym z miejsc oferujących taką pomoc. Istnieją różne metody terapeutyczne, dostosowane do indywidualnych potrzeb pacjenta. Terapia może dotyczyć zarówno problemów osobistych, jak i trudności w relacjach czy pracy. Ważne jest, aby skonsultować się ze specjalistą i określić najlepszą formę pomocy. Spotkania odbywają się zazwyczaj cyklicznie, co pozwala na stopniową pracę nad problemami.
OdpowiedzUsuń