czwartek, 11 kwietnia 2013

Podróże z ogrodem w tle... Wiszące ogrody Semiramidy za 50 zeta



Za oknem ciągle Wiosna przegrywa walkę z Zimą. Mam zresztą wrażenie, że wcale nie walczy.
W kościach łupie a wzdłuż kręgosłupa pełzną dreszcze (czy dreszcze mogą pełznąć?). I gdzie tu znaleźć zielony, choć trochę, ogród???
Proponuję krótki wypad do Paryża (jak się dobrze trafi to i lot za 50 zeta można nabyć drogą kupna).
Po krótkim rzucie okiem na zamgloną i mokrą wieżę pana E....








...robimy parę (dosłownie) kroków w bok
i stajemy przed zielonym ogrodem, tyle, że… pionowym! 



http://www.flowersway.com/visite/musee-du-quai-branly-566
To Musée du Quai Branly – Muzeum Sztuki Kultur Pozaeuropejskich (Paryż, Quai Branly 37) - najsłynniejsza, zielona fasada w Europie pokazująca, że soczysta zieleń może,
z powodzeniem, rosnąć  również
w niespotykanych, dość karkołomnych miejscach i położeniach a wiszące ogrody Semiramidy są w naszym zasięgu.


Zielone panele na ścianach tego bajkowego budynku (wzniesionego według projektu Jean'a Nouvel'a) zapewniają roślinom odpowiednie nawodnienie
i niezbędne składniki odżywcze a dla wszystkich, którzy są wewnątrz, nie bez znaczenia są świetne właściwości izolacyjne (tak zimą jak i latem). Dzięki dużej lekkości, "Le Mur Vegetal" jest niezwykle praktycznym materiałem wykończeniowym stając się integralnym elementem architektury paryskiego muzeum
i podkreślając jego walory.


A co  kryje się w środku tego niezwykłego ogrodu?
Myślę, że wiele wyjaśni wizyta na stronie  http://www.quaibranly.fr/en/


Muzeum posiada około 267 000 eksponatów z których 3500 jest wystawiana. Zbiory rozdzielone są na kolekcje gromadzące skarby ludów Azji, Afryki, Ameryki i Oceanii unikalne dzieła Majów, Inków, Azteków, Aborygenów czy Papuasów. W muzeum znajduje się również Wieża Muzyki, gdzie eksponowane są instrumenty muzyczne z całego świata

Ja radzę rzucić okiem na dość niezwykłą niezwykłość - KRYSZTAŁOWĄ CZASZKĘ

Mierzy 12,7 cm wysokości, 17,8 cm długości oraz 12,7 cm szerokości. Została wykonana z jednego kawałka kryształu górskiego, z wielką dbałością o szczegóły anatomiczne - posiada wewnętrzne otwory i kanały na naczynia krwionośne, jej żuchwa jest ruchoma. W łukach jarzmowych wydrążono kanaliki dla wpadających promieni światła, a podstawa czaszki jest pocięta, tworząc pryzmat, co daje wspaniałe efekty optyczne.


Czaszkę tę znalazła rzekomo, pod gruzami ołtarza Majów, w 1927 r. Anna Mitchell-Hedges, przybrana córka brytyjskiego archeologa amatora i łowcy przygód, Fredericka Mitchella-Hedgesa. Podobno na widok tego zdumiewającego przedmiotu 300 Indian biorących udział w wykopaliskach padło na kolana, a potem modliło się przez dwa tygodnie. Mieszkający w okolicy potomkowie Majów powiedzieli jakoby dziewczynie, czaszka ta pochodzi bezpośrednio od bogów a kapłani za jej pomocą sprowadzali śmierć na swych wrogów. Nie ma dowodów, że Anna rzeczywiście uczestniczyła w wykopaliskach. Pewne jest natomiast, że Frederick nabył tę czaszkę w 1943 r. za 400 funtów w londyńskim domu aukcyjnym Sotheby\'s. Anna, aż do śmierci w 2007 r. w wieku 100 lat, była właścicielką rzeźby i w wygłaszanych referatach z upodobaniem opowiadała o jej cudownych właściwościach i kosmicznym pochodzeniu czaszki.  W 1970 r. czaszkę tę przebadano w laboratoriach koncernu Hewlett-Packard w Santa Clara, jednak inżynierowie koncernu nie zajmowali się datowaniem ani technologią wykonania tajemniczego artefaktu. Mimo to rozniosły się pogłoski, że jeden ze specjalistów HP powiedział: - Ta przeklęta rzecz jest tak niezwykła, że ogóle nie ma prawa istnieć
 
Co ciekawe, detektyw Frank J. Domingo z wydziału zabójstw nowojorskiej policji, zrekonstruował twarz właścicielki czaszki (a przynajmniej jej pierwowzoru).
Czy jest podobna do Semiramidy? No może troszeczkę... i też ma swój wiszący ogród...


                                                                                                        Margita 



 
 






środa, 3 kwietnia 2013

Uroda życia... Senior funeralny

Po świętach...
Po co ten śnieg pada teraz zamiast w grudniu, kiedy wszyscy czekali na niego z takim utęsknieniem?
Białe Boże Narodzenie - marzenie :-))) ALE NIE NA WIELKANOC!?!

Pozostaje mieć nadzieję, że przedzieranie się przez zaspy spowoduje szybsze rzucenie nad-kilogramów sernikowo-pasztetowo-jajkowych :-).

Jakieś propozycje co do fajnych miejsc gdzie kondycji można nabrać przed wiosną?
NORDIC WALKING???
  • http://www.acteam.pl/park_zachodni.html
  • http://www.nordwalk.pl/index.php/jak-zaczac

Z innej beczki - Najśmieszniejsze, że pod hasłem 50+ (wg źródeł) kryją się nie: normalne, pracujące, zadbane, chodzące na zakupy, ploty, kawę, jeżdżące na wycieczki krajowe i zagraniczne, bywające w kinie i teatrze, szczupłe i grube, chodzące na obcasach i w balerinach, itd. OSOBY - tylko SENIORZY pomiędzy 50 a 80-90 rokiem życia, mający potrzeby SENIORALNE - (dobrze, że nie FUNERALNE) kompletna załamka.

Znalazłam takie opracowanie dotyczące 50+ we Wrocławiu i okolicach:
http://as.sektor3.wroclaw.pl/page/raporty/babie_lato_wolontariat_raport_1.pdf

Poczytajcie drogie SENIORKI ;-) - Wszyscy do jednego worka ...

No to wracam do pracy - a później jakaś przebieżka i trzeba zaplanować majową wycieczkę do Pragi :-)

Bądźmy jak przebiśniegi...

Margita

wtorek, 2 kwietnia 2013

Podróże z ogrodem w tle... Prawie jak Sanssouci u stóp Ślęży


KRASKÓW - Reminiscencje wielkanocne


W 1845 roku – równo 100 lat przed … najazdem wschodnich Hunów, Peter Joseph Lenne - światowej sławy ogrodnik, którego ręka i talent stworzyły projekt kompleksu Tiergarten w Berlinie, park krajobrazowy w Petzow, który brał udział w przekształcaniu w bajkę otoczenia wiedeńskiego Schonbrunnu  i spełniał sny władcy w ogrodach Sanssousi , pochylił się nad nowym projektem kompleksu ogrodowo parkowego wspaniałej rezydencji rodziny von Zeidlitz w Kraskowie.

Lenne –zgodnie z ówczesną modą stworzył w dolinie Bystrzycy angielski park krajobrazowy z widokiem na Ślężę, wplatając  w niego przeurocze elementy barkowej architektury ogrodowej.


Nas przywiodło do bram Kraskowa w okolicach Wielkiej Nocy 2010 (a ponieważ jesteśmy troszkę walnięci na punkcie zamków, pałaców itd. przywiedzie nas pod ich bramy wielokrotnie i o różnych porach roku).


Na pałacowych trawnikach wsadzono widocznie cebulki zajączków bo w pierwszych promieniach wiosennego słońca, zakwitło ich całe mrowie... żółciutkich jak, nie przymierzając, kurczaczki :-).

Trafiliśmy też na gekony?


Lwy...

no dobra... lew był jeden (chyba dlatego z taką niezadowoloną miną) ... ale za to kobitek ze skrzydłami zatrzęsienie...


Pierwiastek męski reprezentował goły i nieco zmarznięty grajek mieszkający na środku, pustej o tej porze, fontanny... (taki leniwy, że ciągle by leżał i nie chce za nic stanąć...)


 oraz dwóch groźnych facetów, co prawda bez męskości ale za to w czapkach ;-).


W pałacowej kawiarni byliśmy jedynymi gośćmi (to pewnie przez tą Wielkanoc) i mieli tylko sernik i mazurek (to też przez Wielkanoc). Zjedliśmy sernik (chociaż połowa mojego czekała w domu), ogrzaliśmy dusze kawą i poznaliśmy historię jednego herbu. A było to tak:


Tradycyjny herb Zedlitzów to trzy rybki, tymczasem w Kraskowie mamy herb … klamerkę. Podczas jednej z bitew Zedlitz otrzymał cios szablą. Szczęśliwie jednak ostrze zatrzymało się na klamrze przy ubraniu, co uratowało arystokracie życie. Od tej pory owa zbawcza, choć pęknięta klamerka znalazła się w herbie.



Pora zacząć myśleć o tegorocznej Wielkanocy... Chociaż pieruńsko zimno...

Margita