niedziela, 6 marca 2016

Nieuporządkowany ranking kibli... Samurajskie porządki...

Mój kolega z PrzymJeża - Adam, wojażował ostatnio dość długo i dogłębnie po Japonii. Po, szczęśliwym ( w 25 dni pokonał 27 250 km - 3 x pociągami, 9 x samolotami i 5 x autobusami) powrocie, postanowił sprezentować mi fotoreportaż (ze stosownym komentarzem) ze stanu tamtejszych urządzeń sanitarnych.
Napisał do mnie tak:
Gosiu,
Kōshū toire 公衆トイレ toaleta publiczna
takie toalety jak w Twoim poście (kliknij), są w Japonii w użyciu od dawna, i to nawet w miejscach publicznych. Tylko w Europie ten typ urządzenia sanitarnego może jeszcze budzić zdziwienie. Jako dowód przesyłam zdjęcia zautomatyzowanej toalety myjącej, grającej i z innymi funkcjami zainstalowanej w jednym z tokijskich muzeów. 
 



Deski są najczęściej podgrzewane, w niektórych modelach wysuwa się samodzielnie papier higieniczny pokrywający deskę - po wszystkim odrywa się go i wyrzuca do śmieci. Ponadto często spotyka się toalety sterowane pilotem. W użyciu jest bardzo dużo modeli, dlatego zawsze najpierw należy się zapoznać z zawieszonymi instrukcjami - aby przez przypadek nie wezwać sobie ratownika medycznego (poważnie!). Jak tu się zapoznać jak wszystko robaczkami?

Jednak jak już się zapoznasz z danym modelem to dalsze korzystanie jest już prawdziwie czystą przyjemnością. 

W tych toaletach są czujniki nacisku na deskę sedesową, więc woda spuszcza się sama, gdy wstaniesz. 

Ach, zapomniałem jeszcze o pewnym dość istotnym szczególe - muszle klozetowe bywają klimatyzowane i wyciągają wszystkie nieprzyjemne zapachy, zanim dotrą do nosa użytkownika.:-)

Co do utworów to ja wybrałem naturalne dźwięki relaksacyjne (szum płynącej wody i głosy ptaków).



 
















 Powyżej dla przykładu hotelowa toaleta z pilotem (deska oczywiście podgrzewana a czujnik nacisku był bardzo czuły, że wystarczyło trochę się przekręcić i za każdym razem woda była spuszczana).

O dalekowschodnich toaletach można opowiadać bardzo długo, a jeśli jesteś tam po raz pierwszy wpadasz w zachwyt za każdym razem gdy chcesz skorzystać z tego typu przybytku w nowym miejscu. Czystość, czystość, czystość i to bez żadnych opłat. Widziałem też specjalne toalety dla psów, choćby przy muzeum w Naha –niestety zapomniałem zrobić zdjęcie.

 Dzięki Adamie :-)

cdn.  Margita
 
  
Zdjęcia:
Adam Grabowski

piątek, 4 marca 2016

Uroda życia...Dzieciobójstwo w randze sztuki ;-)

Ach ci Czesi - chciałoby się rzec ale nie oddawałoby to całej prawdy...
Ale od początku:

Państwo EJ namówiła mnie na janaczkową Jenufę w teatrze Wielkim w Poznaniu. 

Niby niedaleko a jednak...
Poranne wyjście na autobus (PKS Turek) do Kalisza. Czekam, czekam, czekam.....czekam.... Autobusu ani widu ani słychu... Stoję jak ten gwizdek na przystanku na zadupnym Psim Polu. Dobrze, że Z. mnie tu podwiózł - towarzystwo do pomstowania przynajmniej mam. Co więcej - jest nas tu więcej. Autobus sprawdzony na e-podróżniku
a i na przystanku wisi jak wół... Tyle, że go nie ma... Drugimi chętnymi do Kalisza okazał się ojciec z córką. Po nawiązaniu pierwszych, staczych znajomości i wyrażeniu pierwszych nienadających się do publikacji uwag na temat PKS Turek, Z. podjął decyzję, która przerwała konwersację. Stać dłużej nie będziemy! Jedziemy cytryną do Kalisza. Jak powiedział tak zrobił, robiąc przy niedzieli dobry uczynek. A właściwie dwa bo i córkę staczkę zabraliśmy do Kalisza.
Uprzedziwszy Państwa EJ o stanie podróżnym (niech biedna nie wyjeżdża na kaliski dworzec) dojechaliśmy prawie bez przeszkód. Prawie - bo Kalisz, jak zwykle nie chciał nam odkryć od razu drogi do EJ. 
Na miejscu - po poszukiwaniach w necie okazało się, że PKS Turek już w styczniu odwołał wszystkie kursy (chyba szlag go trafił) - tylko, że tylko on o tym wie. 
Kij mu w ucho - jedziemy do Poznania :-) na kulturę więc nie będziemy się zachowywać niekulturalnie...
 Jesteśmy :-0. Odpowiednio przed czasem, spokojnie, szatnia, winko, te rzeczy ;-)... Kurtyna w górę :-)

Libretto - jak libretto - niby nic nowego. Ot - w pewnej wsi na Morawach panna Jenufa zawierzyła kawalerowi. Rzeczony Steva ją wystawił a ona powiła dzieciątko. I tu wchodzimy na cienki lód - wychodzi na to, że dziecko jest z kazirodczego związku (Jenufa i Steva mają wspólną babkę)... ale nic to - brniemy dalej. Jest również drugi kawaler Laco - (Jenufa też ma z nim wspólną babkę), który z zazdrości (też mi argument) dziabie dziewczynę nożem w twarz, skutecznie ją oszpecając. Steva nie chce oszpeconej ciężarnej, Jenufa nie chce brutala Laco, macocha Jenufy nie chce grzesznego dziecka. Ot - życie.  Żeby zaradzić "złu" macocha o wdzięcznym imieniu Kostelnicka (Kościelna-ciekawe dlaczego;-)) wykorzystuje chorobę Jenufy, wykrada dziecko i topi je w przeręblu. Koniec końców Jenufa zgadza się wyjść za jedynego chętnego czyli,spowinowaconego ze sobą dość blisko, brutala Laco a podczas wesela wychodzi na jaw dzieciobójstwo...

No właśnie - niby nic a spektakl, oddziałujący na wszystkie zmysły, powala :-D...

Spektakl iście multi-kulti:
- muzyka czeska - Leoš Janáček
- libretto czeskie - Leoš Janáček wg noweli Gabrieli Preissovej Jej pasierbica 
- reżyseria łotyska - Alvis Hermanis
- kierownictwo muzyczne - dyrygent - polski - wrocławski z domieszką izraelską Gabriel Chmura
- scenografia łotyska - Alvis Hermanis
- kostiumy brytyjskie - londyńskie -  Anna Watkins
- dramaturgia francuska - Christian Longchamp  
- adaptacja reżyserii belgijska z domieszką włoskości -Marielle Kahn Teatro Comunale di Bologna 
- choreografia rosyjska - Ałła Sigalova Teart Bolszoj
- projekcje multimedialne łotewskie - Ineta Sipunova
- reżyseria świateł rosyjska z domieszką niemiecką, amerykańską i włoską - Gleb Filshtinsky
- kierownictwo chóru polskie... wielkopolskie - poznańskie - Mariusz Otto

Taki konglomerat talentów, pomysłów i wizji, pod wodzą Hermanisa, stworzył dzieło fantastyczne. 

Niezwykłe jako całość - przemyślaną, konsekwentną i ... zaskakującą. 

Hermanis oglądał wcześniej wiele wystawień Jenufy i nie pasowała mu wystawiennicza pszaśność i bylejakość. 
Wybrał się więc na Morawy i odkrył bogactwo tamtejszej kultury. Zachwycił się nią i stwierdził, że bez osadzenia fabuły w etnograficznym tle, Jenufa nie będzie w pełni wybrzmiewać. I osadził...
Ech... Stroje - nie pomaźdane byle jak w kwiatki tylko z niezwykłą, rzemieślniczą starannością splisowane, wyszyte, udrapowane, pozszywane...


Czy z daleka czy z bliska urzeka staranny dobór barw, faktur, odcieni..

Kapitalnie wymyślona multi-dekoracja ze zmieniającą się kolorystyką - od barwy dojrzałego zboża, poprzez żałobną czerń i szarość po odpustowość makatek, tworzyła secesyjną ramę i komentarz do obrazów spektaklu.  

Niepokojący balet panien, który jak podskórny krwiobieg myśli, w ciągłym rytmicznym ruchu, był swoistym podświadomym tętnem życia Jenufy i całej społeczności. Zmieniające się drobne detale (rękawiczki, mitenki, nagie różowe palce przywodzące na myśl szpony) towarzyszyły przemianie duchowej Jenufy. 

I dramatyczna zmiana strojów dekoracji w 2 akcie, na, przywodzące na myśl wnętrza z Kiepskich lub filmu "Z daleka widok jest piękny" jako tło do prawdziwego dramatu dziejącego się pod cieniutka warstwą pisankowej obrzędowości i moralności.

Nic tu nie napiszę o warstwie śpiewaczej bo - była OK (choć w pierwszym akcie musieli przekrzykiwać zbyt głośno grająca orkiestrę)...  Była bardzo poprawna a niektóre osoby nawet wzbiły się na szczyty swoich możliwości - również aktorsko. Mam jednak wrażenie, że absolutność uzupełniania się warstwy muzycznej z wizualną daje możliwość zaśpiewania partii solowych i chóralnych każdej artystce czy artyście (obdarzonych odpowiednimi głosami) nie naruszając całości.

Hermanisowa Jenufa postawiła nam poprzeczkę wysoko, oj wysoko. 
Zabieramy się do szukania kolejnych - równie ciekawych i kompletnych spektakli. Mam nadzieję - z powodzeniem :-)
Margita 
prameny:
classical-iconoclast.blogspot.com
www.demunt.be
www.lestroiscoups.com 
cojestgrane.pl 
casicritici.wordpress.com 
www.fotosik.pl 
http://rotrekl.cz/jmkroje.html 

wtorek, 1 marca 2016

Uroda życia... Chillida - rzeźbiarz dźwięku...

Chillida da się lubić....
Gdy zobaczyłam jedno
z jego najwcześniejszych dzieł  natychmiast stanął mi przed oczami  nasz stary filmowy hicior
z poszukiwaczem trylinek (czy tej samej części zamiennej do maszyn rolniczych ale o innej nazwie;-), i wystawą sztuki nowoczesnej...Ech...

silent music
I wcale się nie naśmiewam :-) 
Choć industrialne rzeźby Chillidy kojarzą mi się z... częściami zamiennymi różnego kalibru
i zastosowania - mają w sobie nieodparty urok
i przyciągają... 



Eduardo Chillida - Bask z San Sebastian rzeźbi dźwięki... Niemożliwe??? A jednak!

Muzyka miała dla niego ogromne znaczenie i całe cykle rzeźb poświęcił  muzyce Bacha czy Vivaldiego...
El Peine del Viento - Grzebienie wiatru

Rzeźbił potęgę muzyki i jej zdolność rozprzestrzeniania się w czasie i przestrzeni


Czasem jego rzeźby są metaforą muzyki niesłyszalnej - brzmiącej tylko w duszy.... a czasem wychwytują niesłyszalną muzykę i... uwalniają ją pozwalając ludziom ją usłyszeć - jak choćby w przypadku Grzebieni wiatru - które "czesząc" powietrze pozwalają mu grać...

Dużo by opowiadać o dialogu między przestrzenią i pustką a niezwykle masywnymi, ciężkimi materiałami jakich używał Chillida w swojej twórczości... ale myślę, że każdy powinien usłyszeć go sam, na swój indywidualny sposób...
Margita 





PS.  Zobaczcie na tym krótkim filmiku, co można "wydobyć" z rzeźb Chillidy...



PS.2 -  Jako, ze Wro stolicą kultury w tym roku jest - to i Chillidę można przeżyć tu na miejscu - WARTO :-)

źródełka:
www.canalplus.pl
system.festiwalgdynia.pl
http://csw.art.pl 
www.spanish-art.org 
myartrl.blogspot.com 
www.march.es