poniedziałek, 15 grudnia 2014

Wrocław...Wrocek...Wroclove... odkrycie ... Noc dla wytrwałych...

Macondo
Bo trzeba było naprawdę być wytrwałym aby podczas Nocy Nadodrza pałętać się po ciemnych ulicach tej, nie cieszącej się dobrą sławą części Wrocka, napotykając co i już pijaczków, zwarte męskie głośne grupy itd. Ale... wsparta o silne ramię Z. mogłam stawić czoła przeciwnościom ;-)

Zaczęliśmy od Macondo - galerio-kawiarni, która, obciążona nazwą marquezowskiej wioski z, kultowej za moich czasów, powieści "100 lat samotności". Ciekawe jak to miejsce poradzi sobie z takim bagażem? Faktem jest, że ma duże szanse bo króluje w nim Julia Wernio znana reżyserka teatralna (Teatry: Witkacego-Zakopane, Słowackiego - Kraków, Współczesny i Polski - Wrocław). Pani Julia - Wrocławianka zresztą postanowiła wrócić i zająć się innym rodzajem sztuki, równocześnie tworząc przestrzeń dla twórczości innych. Kobieta jest niesamowita - fantastycznie kontaktowa i gaduła straszna (tak pozytywnie). Wypiliśmy kawę przygotowaną przez córkę pani Julii. Moja, o wdzięcznej nazwie "Agnieszka Osiecka" była z... lawendą. Spodziewałam się czegoś innego trochę. Lawendy była kupka na czubku pianki (miałam nie mieszać i wdychać). Hmmm - jednak zapach zbyt mydlany jak na kawę... a i te kwiatki, których nie udało mi się przecedzić przez zęby zalatywały no... mydłem. Ale... wszystkiego trzeba w życiu spróbować. Na koncercie nie zostaliśmy bo kilka następnych galerii było jeszcze przed nami. 

W poszukiwaniu kubka (o którym innym razem) zajrzeliśmy do Piecowni
Gdzie na odmianę dwie panie o zupełnie odmiennych typach urody - Violetta Ciach-Melewska - egzotyczna południowa brunetka i jej koleżanka wysoka, długowłosa blondynka, szalały udzielając odpowiedzi, pokazując, doradzając. Sklep pełen fajnych drobiażdżków mniejszych i całkiem dużych. Wypatrzyłam nawet fajny kubek ale... nie miał uszka bo to była miseczka!
Piecownia

 Najbardziej przypadło mi do serca naczynie używane przez artystki jako... wzornik wypalanych kolorów.
To było TO! Ale... (znowu jakieś ale!!!) było za ogromniaste. Dla Z. by się nadało ale dla mnie nie.

Postanowiłam zamówić rzeczony kubeczek i mam go mieć... po Nowym Roku...


4 sztuki

Jednak ciekawość i pożądanie 
(może jednak znajdę kubeczek NATYCHMIAST) pociągnęło nas przez ciemne zaułki na Jagiellończyka, do piwnicznej galerii 4 sztuki. Gdyby nie to, że byłam tam rok temu i wiedziałam gdzie się mieści "przechadzka" w ciemnościach nie byłaby miła.

Przemiła pani (same panie) - Matylda Mika opowiedziała nam o tajnikach wypalania kubków ( dla niej to łatwizna a dla nas wiedza nova). Pasującego mi kubeczka nie znalazłam, natomiast uczucie de ja vous pojawiło się po raz kolejny -  asortyment podobny co w dwóch poprzednich miejscach. Znaczy "producenci" wymieniają się swoimi wyrobami! Hmmm - czyli w efekcie końcowym w każdej galerii będzie prawie to samo???? To po co mam tłuc te kilometry!!!!

Nic to - idziemy dalej! Kolejny punkt galeria Nado miał znajdować się na pl. Św Macieja. No cóż - może i adres tam mają ale galeria jest w uliczce dochodzącej do placu. Dobra - nie czepiamy się. Znowu schodzimy do piwnicy. Pani (kompletna feminizacja ) - coś pakowała i w ogóle nie była zainteresowana ani nami ani nikim kto wchodził. A ta ceramika :-O... O gustach się nie dyskutuje! Nam jednak absolutnie nie przypadły do gustu, jak wyciągnięte z jakiegoś horroru o końskiej rzeźni,  kubeczki... Okropne!!!! Trzeba to gdzieś odreagować!!!

Przemieściliśmy się do, patrząc na mapkę, do galerii o wdzięcznej nazwie "W tonacji serca" - A TAM ZNOWU KOBIETY - zarówno pani prezes stowarzyszenia jak i młodziutka malarka Grażyna Małkiewicz - autorka Portretów radykalnych.

Grażyna Małkiewicz


Wielkie płótna przedstawiające osoby z "piętnem" gender. Dlaczego z piętnem? Dziś, okazuje się nie tylko u nas, gender to inność, niekoniecznie akceptowana przez otoczenie. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Obrazy są ciekawe...warto zajrzeć na wystawę bo, być może, o tej artystce będzie głośno?!? A, ze przy okazji machnęła nam "portreciki" - może w końcu się odkujemy:-)

Na koniec, w ciemności i mżawce dotarliśmy na Plac Strzelecki do galerii "Miejsce przy miejscu". Wejście przez zasyfiałą, odrapaną bramę i... znowu czeka kobieta, niejedna... ale ta nas zauroczyła. Kobieta - drukarz (bo przecież
 nie drukarka ;-) drobniutka dama prowadząca Pracownię Grafiki Warsztatowej i Książki Unikatowej OPT. Ponieważ Z. w zamierzchłych czasach pracował w drukarni - dogadali się w 5 minut. Z jaką miłością pani Drukarz opowiadała o maszynach i pokazywała precyzyjnie działające, ze 2x starsze od niej szwajcarskie maszyny do wklęsłodruku czy muzealny okaz "dostany" od jednego z ostatnich, emerytowanych fachowców. Na pytanie "czy z tego da się wyżyć" tylko się uśmiechnęła. To jej pasja i tyle.. zarabia na grafice komputerowej a to po prostu kocha. To były bardzo cenne chwile :-).

O wystawie ze zbiorów IPN nawet mi się pisać nie chce. Dorabianie idei i ideologii tam gdzie jej nie ma jest już nudne.

Choć było ciemno i mokro - żarzące się punkty różnorodnych działań, bez względu na to czy są w moim guście czy nie, pokazują nowe możliwości i wlewają życie w zapyziałe "arterie" Nadodrza. Oby tak dalej :-)
Margita

źródełka:
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/56,35751,12700047,Pracownia_Cztery_Sztuki_i_Piecownia,,4.html 
domhobby.pl
http://wtonacjiserca.pl/?lang=2 
polskaanimacja.wordpress.com 
http://grafikawarsztatowa.opt-art.net/?page_id=62 

1 komentarz:

Czy Twój komentarz przejdzie przez filtry:
1. Prawdy (czy to co chcesz napisać jest zgodne z prawdą?)
2. Dobra (czy to co chcesz napisać jest dla mnie dobre?)
3. Pożyteczności (czy to co chcesz napisać jest dla mnie pożyteczne?)
Jeżeli tak - pisz :-)