I oto ostatni z harmonijki moich biletów na NH - "Debussy" brytyjskiego reżysera Kena Russela.
Obraz utrzymany w konwencji filmu w filmie, czarno biały, na wąskim ekranie, klimatyczny... Charakteryzacja członków współczesnej ekipy filmowej silnie nawiązuje do lat 60 - makijaż w stylu BB, napuchane fryzury, garniturki facetów - miodzio...
I w tym wszystkim twarz jednego z głównych bohaterów (granego przez Vladka Sheybala) - reżysera i równocześnie odtwórcy roli Pierre Louisa, bogatego fotografa i jednego z dobroczyńców Debussy'ego - która nieodparcie przywodzi na myśl...Putina!
Obraz utrzymany w konwencji filmu w filmie, czarno biały, na wąskim ekranie, klimatyczny... Charakteryzacja członków współczesnej ekipy filmowej silnie nawiązuje do lat 60 - makijaż w stylu BB, napuchane fryzury, garniturki facetów - miodzio...
I w tym wszystkim twarz jednego z głównych bohaterów (granego przez Vladka Sheybala) - reżysera i równocześnie odtwórcy roli Pierre Louisa, bogatego fotografa i jednego z dobroczyńców Debussy'ego - która nieodparcie przywodzi na myśl...Putina!
Zupełnie nie mogłam poradzić sobie z tym skojarzeniem. Tu nostalgiczne obrazy, piękna muzyka Debussego w tle i... Putin jak królik z kapelusza. Przenikanie się sztuki i rzeczywistości, miłosne wielokąty i samobójstwa i wciąż ten Putin...
szlag by to trafił.
szlag by to trafił.
A jeżeli do tego dodać kontekst - życiorys artystyczny samego Vladka (Władysława) Sheybala - to ta jego putinopodobność zakrawa na chichot historii.
A miało być o filmie :-)
Margita
źródełka
www.ferdyonfilms.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czy Twój komentarz przejdzie przez filtry:
1. Prawdy (czy to co chcesz napisać jest zgodne z prawdą?)
2. Dobra (czy to co chcesz napisać jest dla mnie dobre?)
3. Pożyteczności (czy to co chcesz napisać jest dla mnie pożyteczne?)
Jeżeli tak - pisz :-)