poniedziałek, 30 września 2013

Praga o szóstej sennie jeszcze ziewa... Jestem najpiękniejszy... A właśnie, że ja!!!

Senat Republiki Czeskiej w Pradze,
to miejsce wprost wymarzone dla leniwych,napuszonych, wyniosłych, aroganckich i zarozumiałych samców. 


 


                               

Jak w każdym senacie, usiłują się dostać wyżej, choć nie mają do tego predyspozycji (poza dobrym mniemaniem o sobie)... 










 

Niecierpliwie czekają na wyrazy
podziwu i uwielbienia, a przynajmniej
oklaski ... 







 

a jeżeli ich nie dostają
odchodzą pełni ansów i pretensji, długo chowając głęboką urazę w sercu.





 A ich kobiety, ze stoickim spokojem stroszą pióra i czekają na okazję
  • przejęcia władzy
  • przejęcia kasy
  • przejęcia żarcia
  • przejęcia niczego (czyli nieprzejęcia się niczym) i mania w końcu świętego spokoju


 Czego i Wam życzę
Margita




wtorek, 24 września 2013

Uroda życia... Watykan i cycle shic...

Kocham Felliniego! To on jest ojcem mody rowerowej! Cały ten cycle shic rozpoczął się w dniu, kiedy na ekrany wszedł Rzym, czyli 14 marca 1972.
Do dziś pamiętam kultową (sic!) scenę watykańskiego pokazu mody.
A tam, wśród innych "modeli" wzór sutanny  z rozcięciem na bagażnik,  błotnik i koło, przeznaczonej dla
dla wiejskich księży. Łza się w oku kręci.
Dzisiaj jedynym księdzem, który jeździ na rowerze jest ojciec Mateusz. I się mu troszkę jego klasyczna sutanna zawija. Może by mu sprezentować taką fellinowską?
 


 Zapomniałam o fernandelowskim Don Camillu, który już od lat 50-tych (XX w.) siał postrach
w swojej parafii, ale jednak jego cycle shic był klasyczny ze wszech miar.















Ach, zapomniałabym (ten wiek!!!) o soli Watykanu - zakonnicach przecie.Te to dopiero zadają cycle shicu.

 Ale Fellini jest ponad wszystko :-)

Margita






http://carabaas.dreamwidth.org/tag/nuns

poniedziałek, 23 września 2013

Uroda zycia... Lato z ptakami odchodzi

Się śpiewało, choćby na Harcerskiej Operacji Bieszczady 40.
Trafiłam na nią całkiem przypadkiem 1976 roku. Zaprzyjaźniony druh Paweł Z. zaproponował mi wyjazd tamże w charakterze druhny K.O. i poszłooo...


Cokolwiek by się dzisiaj o tym nie mówiło, ci co byli wiedzą swoje. Ci co nie byli - kłamią - bo skąd mają wiedzieć? Z relacji świadków? To druga ręka wszak i niewiarygodna z zasady:-).

NS
W magazynach Dolnośląskiej Chorągwi, gdzie przygotowywaliśmy wyjazd na kwaterkę (pakowanie namiotów NS, kanadyjek, kuchni polowej i co tam jeszcze chcecie) poznałam ludzi fantastycznych, wesołych i pełnych energii. 
kanadyjka

Że takie dziwne miejsce na zawieranie znajomości? Bzdura - nic tak nie łączy

i nie pozwala poznać ludzi jak wspólna, choćby krótka, praca. Zaśmiewaliśmy się do łez pakując na rozklekotany, magazynowy wózek mniejsze i większe toboły. Opowieściom i flircikom nie było końca, zwłaszcza, że przed nami był cały miesiąc w Bieszczadach. Niektórzy, w tym Z. już wtedy wiedzieli, że dziewczyny rwie się na przejażdżkę furą i woził mnie zawzięcie na rzeczonym wózku. 

Kwaterka pojechała a my - pozostała kadra - zabraliśmy się po paru dniach
z uczestnikami "autokarem" niezniszczalnej marki Jelcz w daleką podróż do Czarnej. 


http://blogowsky.blogspot.com/2012/09/manipulacja.html
 Te rozkładane siedzenia między rzędami :-)), z paskiem zamiast oparcia :- ))) poezja podróży. Dziś nikt by na to nie poszedł. Nie powiem, że było wygodnie ale jest co wspominać.



 




Pomimo permanentnych opadów, gdy podgniło wszystko łącznie z kaloszami, współuczestniczyliśmy wytrwale w:
  • budowaniu pawilonu handlowego w Czarnej,
  •  produkcji, butelkowaniu oraz etykietowaniu kwasu chlebowego,
  • żniwach,
  • festiwalu kulturalnym w Bukowcu,
  • zdobywaniu połonin (Caryńskiej i Wetlińskiej),szczytów (Tarnica, Krzemień itd),
  • myciu menażek piaskiem w strumyku,
  • rozpalaniu ogniska jedną zapałką,
  • i innych czynnościach (mam prawo już ich nie pamiętać)
Choć cała Operacja,ku czci 40 lecia PRL miała trwać lat 10 (1974-1984), z tego co wiem, trwała i trwa nadal choć pod innymi nazwami. 

 A ponieważ zawsze, gdy za oknami leje, wspominam sobie ten mokrusieńki namiot, błoto, indoktrynację, storczyki i ciepłe koleżeństwo trwające do dziś, robię to i dzisiaj ku pamięci. 

Lato odeszło z ptakami - czas na bieszczadzkie deszcze. 


Margita






sobota, 14 września 2013

Kochajcie ludzi... Tu szubieniczka tam betonik...

Kochajcie ludzi takich jakimi są... innych nie ma...

Nie ma Wrocek szczęścia do architektów wszelkiej maści oj nie ma.
Toż nawet Max Berg się chyba w grobie przewraca jak to widzi.
Konkursy i owszem są, ale czy wygrywają je krewni i znajomi królika, czy jury nie lubi tego miasta, czy może samo (mając w składzie same miernoty), wybiera jeszcze większe miernoty, żeby nie było, że ktoś lepszy jest. Zgroza.

Mogę sobie uważać na ten temat co chcę a uważam, że zalew beztalencia, braku pomysłów i kulawej kreatywności zaczyna osiągać poziom krytyczny.

Taki, na ten przykład, plac Nowy Trag.

Projektów ci było sporo http://wroclaw.naszemiasto.pl/galeria/zdjecia/1965072,wroclaw-nowy-targ-projekty-ktory-najlepszy,galeria,6349158,id,t,tm,zid.html#material-artykul a wyszło jak zwykle. Szubieniczki i betonik. Very nice - jak mówi znajomy Anglik gdy ,
z grzeczności, nie chce powiedzieć niczego niemiłego. Ciekawostką jest skład jury (o którym nic nie wiadomo) oraz, jak zwykle, kwiecisto-bełkotliwe uzasadnienie - cytuję:

 I nagroda  - Roman Rutkowski Architekci - Wrocław. Nagrodę przyznano za twórcze(????-mamy chyba inne definicje słowa "twórcze") rozwinięcie pierwotnego projektu, mającego genezę w latach 60-tych. Rozwiązanie posadzki (posadzka to ostatnia warstwa podłogi -gdzie tu podłoga?) - w oparciu o siatkę kwadratów - jako uniwersalna formuła organizacji przestrzeni, zostało tutaj przedstawione  w formie manifestu(co to u diabła jest???) . W ocenie jury - pomimo jednoznaczności takiej wypowiedzi istnieje swoboda w dalszym kształtowaniu architektury placu i otaczającej go zabudowy. Zdefiniowana architektura placu w dalszym ciągu ustala założenia (architektura ustala założenia - czad) dla powstających w przyszłości nowych budynków (że niby gdzie te budynki maja stanąć skoro pod spodem parking???) - nie zmykając możliwości przekształceń i nie dominując, stanowić będzie dla niej (dla niej czyli dla kogo - żadnej niej tu nie widzę) zawsze silny zwornik.

Koledzy z zaprzyjaźnionej strony http://progg.eu/?p=6221 nie zostawili suchej nitki na tym lotnisku.


A pomyśleć tylko, że można by choć troszkę bardziej po ludzku
Jak choćby, w opisywanej wcześniej Pradze

A to drugi z serii moich "porażających" faworytów.
Prawdziwe szaleństwo "talentu"
i "wyobraźni" autora projektu wprost przytłacza. 


Nowa Biblioteka Uniwersytecka we Wrocku. Powstawała przez 10 lat, zbudowana została za 220 milionów złotych.


I nagroda realizacyjna – projekt zespołu autorskiego z Warszawy w składzie: Jacek Rzyski, Jerzy Ruszkowski, Jacek Kopczewski.
Z zewnątrz budynek jest podobny  do innych nowoczesnych (nowoczesnych???) obiektów,
na przykład do wybudowanej przed paru laty biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, zaprojektowanej zresztą przez tych samych architektów


No i wszystko jasne!
Jakież to "nowoczesne", "oryginalne",pełne "polotu", wręcz "wizjonerskie"...Ale, ale -  może to nawiązanie do budynku bergowskiej elektrowni???? Że nad wodą, że książki to energia dla mózgu i takie tam...

 Plik:Elektrownia polnocna.jpg 
Biedny Berg chyba drugi raz umarł, nie wiem tylko czy ze śmiechu czy ze wstydu...

Za utrzymanie nowego budynku Uniwersytet Wrocławski płacił około miliona złotych rocznie.Biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego uzyskała piątą, najniższą kategorię w ocenie placówek naukowych przeprowadzonej przez Ministerstwo Nauki.Z założenia niska ocena parametryczna powoduje obniżenie dotacji na jej działalność. Ma to zmusić słabe naukowo placówki do reorganizacji, zmiany systemu pracy.

A na przykład w takiej Pradze Biblioteka ma wyglądać tak:



 
 A w Barcelonie tak:
The Someru Community Center houses the local government and a library. | Courtesy of Someru Community CenterChyba się czepiam?!?
Margita

czwartek, 12 września 2013

Nieuporządkowany ranking kibli.... Srajtaśma z przydatkami...

Toaleta, jak się okazuje, może być również źródłem zabawnych inspiracji dla designerów. Kibel, klop, WC, wychodek, wygódka, serduszko... cho, cho, cho jakie bogactwo językowe!

Żeby do tegoż przybytku trafić potrzebne są piktogramy zrozumiałe pod każdą długością i szerokością geograficzną. 



Precz z nudą!
Radujmy nasze oddawanie moczu itd. urozmaiceniami i żarcikami!
Te brytyjskie oznakowania oddają z taką naturalistyczną dokładnością cierpienia przepełnionego pęcherza, że nikt nie ma wątpliwości, iż trafił we właściwe miejsce aby im zapobiec :-)

dla wszystkich dystyngowanych "ą" "ę" i bułkę przez bibułkę, przewidziano ten granatowy piktogramik.
Natomiast dla całej rzeszy zboczków, podglądaczy
i innych cieszących się inaczej, ten znak to właściwy drogowskaz ;-)))









Sama muszla - funkcjonalna i sterylna też czasami ma ochotę odsapnąć od , bądź co bądź, ciężkich i z natury brudnych obowiązków.
To uroczo zaświeci oczkami...









czasem lubieżnie się obliże...
a niekiedy zdziwiona coś wykrzyknie...










Nie ma lekko. Też jej się coś od życia należy.  a taka na przykład srajtaśma - co to przyrównują ją do (powyższego) życia, że długa, szara i do dupy... wcale taka być nie musi (jak życie znaczy).
Może być:
  •  długie ciekawe i pełne labiryntów
  •  albo długie i do pokolorowania we własnym zakresie









Należy tylko pamiętać, żeby podchodzić do niego fachowo i zgodnie z instrukcją,

 
 do życia i do srajtaśmy oczywiście (do przydatków też).




leceeee
Margita



wtorek, 10 września 2013

Uroda życia... Wstydliwa choroba



Stary telewizor, vintage ilustracji. Zdjęcie Seryjne - 12076987

A ja nie mam telewizora!
Będzie już drugi rok :-)
Kiedy, znienacka, wydając dziwne odgłosy umarł nasz wiekowy Panasonic, stwierdziliśmy z Z., że chwilowo kasę przeznaczymy na co innego a "misyjne" tudzież komercyjne programy (czy ktoś może wskazać różnicę?) obejrzymy u sąsiada przez balkon;-). Sąsiad posiada TV wielkości sporego boiska  więc nie trzeba się specjalnie wysilać ani wychylać. Laskowik już to przerabiał więc czemu nie my?
I tak nam jakoś zeszło. Na początku, ludziska słysząc o takim niedoborze patrzyli na nas z niejakim pożałowaniem jakbyśmy chorowali na wstydliwą chorobę. Ostatnio jednak zauważyliśmy delikatną zmianę w kierunku zazdrości.
Nie słuchamy tych (opłacanych przez nas) debilnych palantów z okrąglaka. Nie oglądamy reklam i newsów o katastrofach i celebrytach. Na filmy chodzimy do kina albo oglądamy na kompie. Teatr telewizji i tak wszystko wyciąga ze starych magazynów (a to mamy nagrane). Nie musimy zdążyć na spotkanie z "bohaterami" tasiemców i nie wiemy kto to pani X czy pan Y i dlaczego z tym a nie z tamtą. A z wiadomości w necie wybieram co chce albo przelatuje po nagłówkach.  Co za ulga dla nerwów!

Zastanawiam się gdzie miałabym dzisiaj czas jeszcze TV wsadzić (bez metafor!). Tyle książek nieprzeczytanych, miejsc nieobejrzanych, ludzi niepoznanych hej!


Mało casu kruca bomba!
Margita


A swoją drogą czy ktoś pamięta takie filmy jak czeski "Fatalne skutki awarii telewizora" czy hiszpański "Telewizor"


Myślownia na dziś...

Kiedy tak sobie patrzę na otaczającą rzeczywistość, to mi przychodzi do głowy myśl, że wczoraj było ch*jowo, dziś jest ch*jowo i jutro też będzie ch*jowo. Czyżby wreszcie, kurna, długo oczekiwana stabilizacja?

poniedziałek, 9 września 2013

Uroda życia... Kolaże Kolářa i...


Wczoraj był ostatni dzień aby obejrzeć wystawę "Korespondarz". Gdzieś o niej przeczytałam a załączone fotografie prac, nieznanych mi dotąd artystów, mocno mnie poruszyły.

Wybierałam się, wybierałam,wybierałam... jak to się zdarza,  zamiast zarządzić czasem czas zarządzał mną.
I tu nagle dzwonek - w niedzielę ostatni dzień!!!

Parę przeorganizowań i jesteśmy.

I od razu - bang!
Za szkłem seria drobiażdżków, form maleńkich i dalekich od komercji. Pełna wolność osobistych emocji w niewoli gotowej formy. A jednak na każdym z tych niewielkich kolaży widać wyzwalającą energię, ożywcze przymrużenie oka, lekką prowokację czy po prostu zabawę formą.
Jestem oczarowana prostotą pomysłu i wyobraźnią Jirego Kolara

 Na środku sali wystawowej, nie panosząc się, urzekają formą niezwykle kobiece rzeźby. Pierwsze skojarzenie to Mitoraj w miniaturze. Ale pewnie dlatego, znam i lubię jego twórczość a formy Beatrice Bizot widzę po raz pierwszy. Pierwszy też raz, od długiego czasu, chciałabym mieć coś takiego u siebie w domu by móc napawać się codziennie.     







 Tak mnie cieszy fakt, że o tylu rzeczach jeszcze nie wiem a za każdym rogiem może czekać coś fascynującego. Czego Wam życzęMargita  Więcej o wystawie i jej bohaterach na stroniehttp://galeriamiejska.pl/aktualnosci/00099_ikorespondazi---jiri-kolar-i-beatrice-bizot          Co ciekawe pogrzebawszy w internecie znalazłam taka oto instalację Beatrice Bizot, która natychmiast skojarzyła mi się z wrocławska instalacją "Przejście"
  
Ciekawe co było pierwsze? kto
z kogo czerpał inspiracje? A może wszystko powstawało równolegle, niezależnie od siebie?

sobota, 7 września 2013

Praga o 6 sennie jeszcze ziewa... Praska księżniczka






     Tańczący dom w Pradze wszyscy chyba znają. Co do Blanki Matragi (czeskiej projektantki mody), nie mam takiej pewności. 

A Czeszka Blanka, w naszym kobiecym życiu, jest postacią ważną choć nawet o tym nie wiemy. Mieszka w Libanie i projektuje suknie
dla perskich księżniczek. A rzeczone księżniczki
w tych sukniach, i owszem, chodzą.



Kiedy następnym razem wpadniecie do Pragi
i pokoukacie na Tancinci dum, może zobaczycie księżniczkę
.

Czego Wam życzę
 Margita... księżniczka omc
















Tento model viděli hosté módní přehlídky pořádané v pražském Obecním domě.



http://www.kudyznudy.cz/Aktivity-a-akce/Akce/Blanka-Matragi-v-Obecnim-dome.aspx

piątek, 6 września 2013

Wrocław, Wrocek, Wroclove... odkrycie - Poranna kawa w Dwóch Małpach


Wczoraj odkryłam Wrocław na nowo. Po zbyt długim czasie na trasie dom-praca-dom-praca łukiem omijając centrum (taka trasa) znalazłam się o poranku w samym centrum.  Poczułam prawdziwe, bijące serce city - biegnący ludzie, dziewczyny na rowerach, panowie z teczkami... Ruch, harmider :-)....

Ponieważ przyjechałam nieco za wcześnie na spotkanie, postanowiłam pokrzepić się kawą w pierwszej z brzegu knajpce. Trafiło na (znane mi wcześniej) Dwie Małpy.
Poranek, słońce, zapach kawy, malutki stoliczek, przeurocze kelnerki, wielka czerwona filiżanka w białe groszki pełna pienistego cappuccino i pyszne ciasteczko z migdałami i żurawiną. I te pięknie ubrane dziewczyny na obcasach  wpadające co chwilę po kawę na wynos, kanapkę, młodzi chłopcy (mężczyźni?) zamawiający ciastka z kawą na śniadanie... Przepływ energii był widoczny jak zakręcona para nad kubkiem w reklamie kawy. 

Nie siedziałam tam ani za krótko ani za długo - w sam raz tyle żeby nie utracić magii chwili. 

Chcę koniecznie to powtórzyć ;-)))

Margita

Podróże z ogrodem w tle.... Praskie warcaby


ciglermarani_park_03


ciglermarani_park_01


ciglermarani_park_02

Zerkanie na czesko-praskie rozwiązania architektoniczne to prawdziwa frajda.  Niby ciąg zwykłych biurowców a między nimi projektanci projektanci Cigler Marani Architects oryginalny parczek? ogród? Miejsce 
 gdzie można wyjść z lunchową kanapka albo napić się kawy ewentualnie odetchnąć po stresie. 
jest się czego uczyć drodzy polscy projektanci i inwestorzy, oj jest :-)))

Ale, podobno na naukę nigdy nie jest za późno (jeżeli tylko ma się w sobie wystarczającą dawkę pokory).
A nie mają jej, niestety, na pewno, projektanci placu Nowy Targ we Wrocku.

Margita

ciglermarani_park_04

środa, 4 września 2013

Uroda życia..... Powierzchnie płaskie

 Właśnie znalazłam takie cudo:













 i takie:













no i takie:













Nie na ścianie niestety ale na FB...
https://www.facebook.com/powierzchnieplaskie?ref=nf

Street art w najlepszym wydaniu - czas skończyć z patrzeniem na rzecz widzenia.
Lecę na miasto :-)

Margita