wtorek, 29 kwietnia 2014

Myślownia na dziś...


Nie zgadzam się
z twoimi poglądami
ale oddam życie
abyś mógł je
głosić





To słowa przypisywane  Voltaire’owi, jednak autorką ich jest pisarka Evelyn Beatrice Hall, autorka książki "The Friends of Voltaire", którą wydała w roku 1906 pod pseudonimem 'G. Tallentyre. 

źródełka:
www.wikipedia.pl
www.factfixx.com

piątek, 25 kwietnia 2014

Pret a porter 50+... Zaprzepaszczony koszyczek...

Taki koszyczek miałam na oku. Odłożono mi go nawet w sklepie i... gdy przyszłam po niego z gotowizną w ręce okazało się, ze ekspedientka go komuś sprzedała....  Kiedyś pewnie bym rozpaczała dziś zapoluję na podobny... może się uda. A jak nie to przynajmniej po napawam oczy.
Margita


źródełka:
www.becomegorgeous.com

czwartek, 24 kwietnia 2014

Podróże z ogrodem w tle... Dla dobra ambony...(Milicz2)


 Z przypałacowego parku http://wyjace50.blogspot.com/2014/04/podroze-z-ogrodem-w-tle-lesnicy-jak-sie.html powędrowaliśmy (choć to może za dużo powiedziane) na drugą stronę ulicy do pięknego szachulcowego kościoła. Niestety, czasy teraz niespokojne a i lud, choć w 95,5% katolicki (wg. ISKK), słabo widać przestrzega 7 przykazania, bo kościół, poza czasem przeznaczonym na mszę, zamknięty na głucho, choć to czas Wielkiej Nocy. 
Szkoda bo wnętrze oglądane na fotkach zapowiadało się pięknie ;-(.


Nic to - jak mawiał Mały Rycerz - wycieczkę da się powtórzyć. 
Jednak historia samego kościoła jest, jak wiele na Dolnym Śląsku, bardzo ciekawa:

1 września 1707 roku  pomiędzy królem Szwecji Karolem XII i cesarzem Józefem I Habsburgiem została podpisana "Ugoda altransztadzka". Na jej mocy  katolicki cesarz musiał zwrócić śląskim protestantom 121 kościołów, zakazano ustanawiania katolickich opiekunów dla ewangelickich sierot, zapewniono ewangelikom wolność czynności kościelnych (mszy, chrztów, ślubów, pogrzebów) w obrządku luterańskim oraz wolność wysyłania dzieci do szkół ewangelickich. Zezwolono na wyposażenie "kościołów pokoju" w dzwony i wieże oraz na wybudowanie 6 "kościołów łaski". Za okazaną "łaskę" cesarz Austrii Józef I otrzymał od śląskich protestantów 700 tys. guldenów, komisja cesarska dostała 15,4 tys., a szwedzki negocjator - 20 tys. guldenów. Na tym nie koniec, były jeszcze dodatkowe haracze płacone dworowi wiedeńskiemu za zezwolenie na budowę kościoła przez poszczególne gminy ewangelickie, np. ta w Miliczu musiała zapłacić ok. 10 tys. guldenów.
Rozpoczęto budowę szachulcowej świątyni na planie krzyża greckiego, którą w dużej części sfinansowała rodzina hrabiów Maltzan, którzy od roku 1590 władali Miliczem. Wewnątrz świątyni znajdują się trzy piętra drewnianych empor(balkonów), dzięki czemu kościół mógł pomieścić około 2000 osób. Wieża kościoła początkowo miała około 59 metrów, ale w obawie przed runięciem została w 1789 r. skrócona o 10 m.  Na wieży znajdują się trzy dzwony ufundowane przez rodzinę hr. Maltzan na początku XX wieku. Do końca wojny kościół pod wezwaniem Świętego Krzyża był luterański.

Chichotem historii było powojenne przejęcie go przez parafię katolicką i przekształcenie w kościół rzymsko-katolicki pod wezwaniem Świętego Andrzeja Boboli.

Zabytkowa ambona i chrzcielnica
jeszcze w Miliczu
na przedwojennej fotografii
Niestety nie uchroniło to kościoła przed wewnętrzną "grabieżą".
Mała, prowincjonalna, milicka parafia dostała we władanie również wyposażenie kościoła wraz z tak cennymi, zabytkowymi arcydziełami jak:  pochodzący z 1720r. odlany z brązu żyrandol   autorstwa G. A. Miehla i bogato zdobiona ambona wraz z barokową chrzcielnicą.


 W tym samym, powojennym czasie, poznańska katedra podnosiła się z powojennych zniszczeń i jej emisariusze ściągali z "poniemieckich" kościołów (choć w większości nawróconych już na "prawdziwą" wiarę) co cenniejsze elementy wyposażenia:
-
ołtarz główny katedry to przywieziony z kościoła parafialnego w Górze Śląskiej  wspaniały późnogotycki (ukończony w 1512 r.) poliptyk z dwiema parami skrzydeł;

Ta sama ambona
już w Poznaniu
- stalle z początku XV w., trafiły do katedry ze Zgorzelca;
Chrzcielnica
już w Poznaniu
- w 1956 roku z milickiego kościoła "pozyskano" właśnie to co było w nim

najcenniejsze: żyrandol, chrzcielnicę i ambonę (ponoć przez

lud miejscowy... hmm... napływowy ze wschodu... katolicki... dewastowaną... jako poniemiecką). Może i dobrze się wtedy stało i być może uchroniło to zabytki przed zagładą... ale... czasy niepewne dawno minęły i czas by się rozliczyć z maluczkimi. 

Ołtarz z Góry Śląskiej
w poznańskiej katedrze
Stalle ze Zgorzelca w katedrze poznańskiej
Poznańscy wierni są przekonani o tym, że cacka te zostały przez katedrę zakupione.Hmmm, żadne dostępne mi źródło tego nie potwierdza.. Wyglądało to pewnie tak: wyższy stopniem duchowny z wielkiego Poznania "uprzejmie" zapytał  niższego stopniem duchownego z małego Milicza czy przekaże "upatrzoną" ambonę, żyrandol i chrzcielnicę  z poniemieckiego kościoła do, zdewastowanej przez Niemców Katedry Poznańskiej. To miał się proboszczunio

nie zgodzić? Jasne, że się zgodził! (choć prawa nie miał, bo jakby nie swoje dawał wszak to majątek innego kościoła był  a 7. "nie kradnij"). No cóż - jak Kalemu zdemolować kościół to źle ale jak Kali zdemolować to dobrze.

ambona z Postolina w milickim kościele
Całe szczęście 33-głosowych organów 1 1718 roku nie wymontowano.

Został więc sobie milicki kościół bez ambony. I cóż robi proboszcz? Wzorem poznańskim (wszak przykład idzie z góry) wypuścił swoich emisariuszy i znalazł w niedalekim malusieńkim Postolinie kościół (poniemiecki, a jakże) z zupełnie niezłą amboną. I tak ambona z postolińskiego kościółka trafiła do Milicza.



milicki kościół przed...


milicki kościół po...




I tak to większa ryba zżera mniejszą , bez względu na to z jakiego jest stawu...

Margita



A o kolejce... w następnym odcinku...

źródełka:
commons.wikimedia.org

fotopolska.eu
kociegory.com
www.kosciolydrewniane.pl
www.naszlaku.com
www.golowersilesia.pl
http://www.przewodnik-katolicki.pl/?page=nr&nr=398&cat=61&art=16825
http://www.postolin.pl/index.php/cmentarz-parafialny
www.dokumentyslaska.pl
www.klub.senior.pl

www.mmpoznan.pl


 

wtorek, 22 kwietnia 2014

Podróże z ogrodem w tle... Leśnicy jak się patrzy...(Milicz1)

Śmigus Dyngus... gdzie by tu dać nogę z zewsionego wiadrami z wodą miasta Wrocka?
Moment zastanowienia...umysł ociężały sernikami i schabami zaskoczył: najbliżej Milicz!
I pałac z angielskim parkiem/ogrodem i kościół łaski zakoszony ewangelikom i zmartwychwstała kolejka wąskotorowa i... różne różności...

Z. odpalił automobil i w drogę! 
Po drodze wszystko kwitnie i jasnota purpurowa wzdłuż szosy i konwalie przy zarośniętym, poniemieckim cmentarzyku i lilaki... wiosna! Pogoda nie może się zdecydować: czy upał czy zimny wiatr nawiewający chmury... kwiecień plecień...
Secesyjna fontanna wg.projektu Cornelii Paczka-Wagner,
z wyrytą sentencją
Proles opusque vitae fructus-Praca i potomstwo owocem życia

jeszcze w latach 60. miała, między figurami, piękne odlewane
w brązie płyty ze płaskorzeźbami. Niestety z czasem je skradziono,
podobnie jak płytę z grobowca von Maltzanów


Milicki pałac przywitał nas działającą fontanną (wyłożoną folią ogrodniczą w celu zapobieżenia przeciekom). Joachim Karol von Maltzan - właściciel dóbr milickich, pewnie się przewraca w grobie (z którego, nota bene, ktoś "potrzebujący" zakosił, we wrześniu 1991 roku, piękne, rzeźbione kolumny - nie małe i nielekkie - i nie była to armia radziecka, oj nie...)

Ale ab ovo: Milickie dobra były jednymi z pierwszych na Śląsku zespołów pałacowo-parkowych zaplanowanych i zrealizowanych zgodnie z nowatorską sztuką ogrodową. Budowę pałacu, hrabia von Maltzan powierzył
Karolowi Gottfriedowi Geisslerowi, natomiast ogrodami zajął się inspektor budowlany Joachim Schätzel. Były to dobre czasy dla "naturalnych" ogrodów odzwierciedlających stosunek możnych do przyrody i przydające zupełnie innego blasku pałacowemu otoczeniu.   Joachim Karol von Maltzan wiele lat spędził w Londynie „obcując” z parkami angielskimi i ta fascynacja zaszczepiona na równinny teren nad Baryczą i Młynówką, dała w efekcie  romantyczny park ze sztucznymi wzgórzami, bramami z polnych kamieni, pustelniami, antycznymi świątyniami, ruinami, wieżami, grobowcami i innymi elementami mającymi stworzyć klimat różnorodności i bogactwa doznań dla zapraszanych gości jak i domowników. Ogród, odgrodzony od miasta murem , od północy rzeką z pozostałych stron wtapiał się łagodnie w tereny leśne.
Bramę wjazdową zdobiły rzeźby nimf w kąpieli,które powoli
zaczynały opuszczać filary bramy. Dziś zostały tylko dwie...
Jedna z ocalałych nimf


 










Dziś, po większości z tych elementów dekoracyjnych, jedynym śladem jest kupka gruzu lub śladu żadnego nie ma. 

Jednak dla pałacu, szczęściem w nieszczęściu okazało się szkolenie leśników, którym w 1950 roku przekazano budynki. Uchroniło to dobra milickie przed ruiną i chwała im za to (leśnikom znaczy)... ale...park angielski, wbrew pozorom, wymaga bardzo fachowej i regularnej pielęgnacji. Można by się spodziewać, że park taki, w którym i na którym uczą się przyszli leśnicy Technikum Leśnego - szkoły Ministra Środowiska, powinien być wzorem zagospodarowania. Niestety słynny ogród angielski hrabiego Joahima Karola zamiast zachwycać straszy. Zaniedbany drzewostan, brudne zbiorniki wodne, butelki, papiery - generalnie śmietnik wzdłuż zapuszczonych ścieżek. Obraz nędzy i rozpaczy. Jedynie od frontu, od strony fontanny, widać jakieś działania - ale klombik na wprost bramy urodą i profesjonalizmem nie zachwyca. 

Na stronie technikum można przeczytać autoreklamę typu: "Bardzo dobra współpraca z Nadleśnictwem przekłada się na wzorową organizację zajęć i umiejętności uczniów, co znajduje wyraz w ich sukcesach na egzaminach końcowych w szkole. Ich prace dyplomowe doceniane były wielokrotnie na ogólnopolskich konkursach prac dyplomowych. Mają znaczące osiągnięcia na olimpiadzie ekologicznej i leśnej. W ciągu zaledwie kilku ostatnich lat nagrodzono bądź wyróżniono blisko 40 ich prac. Nagrody te stały się podstawą do przyznania trzech wyróżnień za całokształt osiągnięć dla szkoły. Dziś sukcesem szkoły jest zdawalność egzaminów maturalnych i potwierdzających kwalifikacje zawodowe..."

PUSTKA
Czyli teoretycznie jest super!
Jeżeli zaś chodzi o praktykę, to zarówno na stronie szkoły, jak i w realu PUSTKA!

I tu budzą się we mnie wątpliwości, jak mogą dobrze nauczać i jak mogą zostać dobrymi leśnikami ludzie, którym wisi stan zabytkowego parku - ich własnego otoczenia w którym codziennie przebywają. 
Z daleka widok jest piękny...

 Pewnie znowu się czepiam, ale widzi mi się, że również z Technikum Leśnego w Miliczu - szkoły Ministra Środowiska (minister ma swoją prywatną szkołę???) z okazji Dnia Ziemi nadejdą wezwania do pomocy przy sprzątaniu zabytkowego parku i ludzie, kochający przyrodę przyjdą i społecznie posprzątają...
Uczniowie, zamiast szkolić się w użyciu narzędzi ręcznych jak kosa, haczka czy szpadel  będą mieli czas aby pouczyć się teorii i "zdawalność" znowu skoczy o parę punktów. Minister będzie zadowolony... a angielskość parku nadal będzie ewoluować w kierunku polskich chaszczorów...


Pewnego razu taki młody człowiek odbywał praktykę u Z. Podaj mi szpadel mówi Z. do praktykanta. Ten zakłopotany stoi nieruchomo. No co z tym szpadlem? monituje Z. Młodzieniec nerwowo przestępuje z nogi na nogę i duka: ale, proszę pana, co to jest szpadel?

I to by było na tyle a'propos praktyki...
O szachulcach i kolejce w następnym... odcinku ;-)
Margita


źródełka:
www.federacja.org
kociegory.com
fotopolska.eu
http://www.tlmilicz.pl/category/przedmioty-zawodowe/

sobota, 19 kwietnia 2014

Uroda życia... Obijanie...

WESOŁEGO JAJKA...
idę jeść pyszności i się obijać na maxa :-).
Z już zaczął :-)
Odchudzać się będę kiedy indziej :-)
Czego i Wam życzę
Margita

















źródełka:
news.nationalgeographic.com

wtorek, 15 kwietnia 2014

Uroda życia... Jan z całą ziemią na dłoni...


Nie trzeba wyjeżdżać do Meksyku, żeby znaleźć skarby, ukryte świątynie, tajemnicze labirynty, piękne miejsca... Nie jest konieczne posiadanie worków pieniędzy i 3 walizek wakacyjnych ciuchów aby czuć się jak król świata spoglądający z zachwytem na nieodkryte, zapomniane, niezauważane, więc tym bardziej cenne,  cuda. Nie jest niezbędne mieszkanie w tysiąc gwiazdkowym hotelu aby leżeć na brzuchu na mięciutkim materacu popijać leniwie ambrozję...

 Przesada? Śmiechu warte? Głodne kawałki? Pewnie dla pani od dużej metki http://wyjace50.blogspot.com/2014/04/kochajcie-ludzi-duza-metka.html i jej podobnych, którzy widzą wartość przeżyć jedynie na podstawie zapłaconego rachunku...tak.

Znam jednak ludzi, i wielki to dla mnie zaszczyt oraz przyjemność, którzy umieją znaleźć urodę życia np. w ułudce wiosennej,  zapomnianej linii kolejowej, czy sekretnych punktach na starówce Bystrzycy Kłodzkiej. Którzy umieją docenić najmiększy z materacy - zieloną trawę, gdzie leżąc na brzuchu z najpiękniejszymi, bo widzianymi tylko przez nas, widokami, można być uraczonym najcenniejszą i najlepszą, bo laną przyjazną ręką, herbatą przyniesioną na własnych plecach. 

Jednym z nich jest Jasiu Zasępa https://www.facebook.com/jan.zasepa?fref=pb, który z wielką pasją zajmuje się odkrywaniem okolicy http://odkrywanie.bystrzyca.pl/ w której można zachwycić się pięknem perskiej muzyki klasycznej granej w górskiej chatce, albo zakopać się na amen w cudownie kopnym śniegu i wcale nie chcieć się odkopać ;-). Jasiu podaje to wszystko na dłoni i wielkopańskim gestem szczodrze nas tym obdziela...

Spróbujcie kiedyś zaryzykować taką przygodę :-)
Margita

Tu (pod ziemią) spoczywa kabel (Długopole Górne - wycieczka 'Śnieżyca wiosenna') 
źródełka:
http://odkrywanie.bystrzyca.pl/

piątek, 11 kwietnia 2014

Praga o 6 sennie jeszcze ziewa... Chlupanie w kamieniu...

Słońce za oknem i znowu moje myśli poszybowały ku Pradze.
Włócząc się po nieturystycznych zakamarkach trafiliśmy na... niewielki, kamienny basen, w którym z lubością chlapała się trójka zadowolonych Czechów. Obrazek był zaiste sielankowy zwłaszcza, że wszystko dzieje się na dość zwyczajnym osiedlu. 


Po raz kolejny zauroczył nas czeski obyczaj stawiania na piedestale sztuki, prostych, życiowych przyjemności i rozrzucanie efektów, jak siewnych ziaren, w miejscach codziennych, zwykłych, które mijamy codziennie, i z których wyrośnie może zafascynowanie a może "tylko" frajda z obcowania z twórczością. 

Ta trójka basenowiczów z osiedla Kobylisy zainspirowała nas do poszukiwań wodnych dzieł Bohumila Zemanka, dla którego ten mokry żywioł był symbolem wolności, natury i fizycznej rozkoszy bycia. Pomysł był tym bardziej ciekawy, że słabo sobie mogę wyobrazić w Polsce taką inspirację i realizację rzeźb w przestrzeni publicznej.

Znaleźliśmy znowu trójkę, tym razem dzieci taplających się w kamiennej wodzie w parku Folimanka...






mokrą Julię w obscenicznie mokrej koszuli oblepiającej bujne ciało, ze znamionującym błogostan uśmiechem...











i tłuściutkiego, zadowolonego z siebie pana, moczącego swe krągłości w, z pewnością gorącej, kąpieli w wannie ...






 Czekał na nich , siedząc sobie na murku przy szkole na praskim osiedlu Repy, bosy chłopiec z piłką i książką pod pachą, zadowolony, ze już po lekcjach i zaraz pobiegnie się popluskać...














jest o czym pogadać i z czego się pośmiać w doborowym towarzystwie Wodomilca ;-)...

Na shle...
Margita




http://www.vetrelciavolavky.cz/sochy/dilema
http://www.bohumilzemanek.cz/index.php?cPath=7

wtorek, 8 kwietnia 2014

Uroda życia... Wenus z second handu...

Kocham interpretację sztuki. Pytanie - co poeta miał na myśli, zawsze wywołuje we mnie uśmieszek i przypominam sobie wypisy z lektur szkolnych gdzie podawano na tacy jedyne prawidłowe wyjaśnienie.  W ogólniaku, jedna z moich koleżanek absolutnie poddała się przy interpretacji poezji Sępa Szarzyńskiego i, wywołana do tablicy, ze łzami w oczach rozpaczliwie i odważnie przyznała, że tego nie rozumie. Lufy nie dostała ale i nie wywołała u nauczycielki refleksji, że nie każdy musi sztukę rozumieć, lubić czy odkrywać jej sens zgodnie z wypisem z lektur.

 Sztuka ma to do siebie , że nie poddaje się zbiorowemu odczytaniu. Ja w tym dziele widzę to a ty zupełnie co innego albo wręcz nic. No chyba, że sam autor poda co miał na myśli ale... tu też nie dałabym głowy na ile będzie to prowokacja a na ile wykorzystanie rożnych, zewnętrznych  zdań do stworzenia, najlepszej (najlepiej sprzedającej się???) interpretacji.

Moje nowe odkrycie to Michelangelo Pistoletto. Ten przystojny, włoski artysta z rocznika moich rodziców,  w jednym ze swoich kierunków  działań kultywuje sztukę ubogą. Ja bym nazwała ją ekologiczną (choć nie wiem czy konotacja jest dobra) może lepiej recyklingową.

Jedno z jego sztandarowych dzieł Wenus wśród szmat zdumiewa mnie a równocześnie zachwyca swoją... bezczelnością...
Oto mamy nie dzieło wytworzone rękoma artysty ale dzieło wytworzone jego umysłem. Zarówno Wenus jak i szmaty są wyrobami gotowymi. Dziełem sztuki jest samo ich zestawienie. W jakim celu Pistoletto ustawił je obok siebie? Czy dla kontrastu:
- antyczna, artystycznie doskonała rzeźba o idealnych liniach, piękna zarówno tysiąc lat temu jak i teraz  contra byle jakie, masowo produkowane, współczesne ubrania, zniszczone już po kilkakrotnym użyciu?
- biały, zimny, gładki, twardy, szlachetny marmur contra kolorowe, ciepłe, miękkie, pospolite szmaty?
- naga wenus stojąca przed wyborem z góry ciuchów?
- góra tandetnych szmat przysypująca prawdziwą sztukę?


Można tak wymieniać w nieskończoność. I jest w tym coś co podoba mi się najbardziej: gimnastyka mózgu, kreatywność, możliwość szukania rozwiązań z perspektywą niemożliwości znalezienia tego prawidłowego, równoważność każdej interpretacji itd, itp,  itp.




Pistoletto kocha lustra, ich płynne granice które raz oddzielają a raz łączą to co realne od tego co namalowane, które niespodziewanie wydobywają sekrety, które lepiej aby pozostawały w ukryciu, które pozostawiają ogromne pole do przypisywania znaczeń...
Czy artysta jest tu prowokatorem czy prześmiewcą? Rzuca przed widza swoje dzieła i mówi "a teraz się zastanawiaj - może nic nie miałem na myśli a może było całkiem na odwrót... Teraz piłka jest po twojej stronie. Jak bardzo zawierzysz swojej intuicji a w jakim stopniu poddasz się ocenie innych... 

W 2009 roku  podczas otwarcia swojej wystawy w Wenecji Michel Angelo rozbił dwadzieścia oprawionych w ciężkie złote ramy luster, pozostawiając dwa przeglądające się w sobie. Rozbił nieskończoną powtarzalność iluzji. Ktoś napisał, ze miało to głęboki wymiar egzystencjalny. A ja myślę, że 80-letni ciągle twórczy artysta rzucił widzom  hasło " Zabawa jest po obu stronach Ty oglądasz moje dzieła a  oglądam Twoje reakcje..."
Tu, na szczęście nie ma wypisu lektur i żaden nauczyciel nie podważy mojego osobistego odbioru. Boskie :-).
Margita

źródełka:
evento2011.com

www.oktobarskisalon.org
www.paris-art.com
humanscribbles.blogspot.com
www.architetturadipietra.it
marmoladaczekolada.blogspot.com
www.lonelyplanet.com

 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Pret a porter 50+... Torebka z meduzą...

Akurat dla nas Wyjących Pięćdziesiątek ta torebka jest idealna. Rzuca meduzie spojrzenia, które zamieniają w kamień wszystkich, którzy kombinują, że chyba przesadziłyśmy,i że w tym wieku...
Zakochałam się w tej torebce na amen. Myślę, że jesienią już będą z taką paradować i zadawać szyku.
Margita

środa, 2 kwietnia 2014

Kochajcie ludzi... Duża metka....

Kochajcie ludzi takich jakimi są... innych nie ma...

Znam kobietę, która co roku wyjeżdża w coraz bardziej egzotyczne kraje tylko po to, żeby odhaczyć je na swojej liście "tam już byłam" i używać podróży jako młotka w towarzyskich rozmowach: " no nie mów, żeś tam jeszcze nie była?????" Najdziwaczniejsze w tym wszystkim jest to, że gdy ją spytać co tam, w szerokim świecie, widziała - odpowiada - no a co tam może być, jakieś kościoły...  A gdy czasem pokazuje zdjęcia z podróży, sama patrzy na nie z niedowierzaniem - to tam było coś takiego? Jej "łupy" z tych wyjazdów to złota biżuteria i markowe gadżety kupione za okazyjną cenę. Marka powinna być widoczna (najchętniej chodziłaby z ogromną wiszącą metką). Na początku chciało mi się z niej śmiać - bo to śmieszne aby utożsamiać wartość i "piękno" z firmą (taką czy inną), później było mi jej żal - tyle pięknych miejsc niewidzianych zza szyb "firmowych" sklepów i straganów, a teraz sobie myślę, że każdy ma prawo do swojej "dużej metki" i dla każdego co innego jest powodem do dumy i podnoszenia własnej wartości. W końcu krzywdy nikomu nie czyni a jak jej jest z tym dobrze....

Margita

źródełka: