czwartek, 26 listopada 2015

Podróże z ogrodem w tle... Drzewo Gaudiego...

Barcelona stała się nieznośnie komercyjna
i nieprzyjazna. Rzucenie okiem na cokolwiek co dotknęła myśl Gaudiego zostało obiletowane, ogrodzone, wystawione na targowisku próżności... Ech.. 
Jak to dobrze, że byłam tam gdy wnętrze Sagrady odurzało surowością kamienia, lekkością ażurów i zapierało dech w piersiach samą formą i wypełniającym ją duchem, pomimo pracujących wokół robotników
i unoszącego się pyłu. Nie było jeszcze podłogi na wysoki połysk, debilnych medalioników w "dziuplach" pod konarami kolumn i parasolowatego ołtarza  skopiowanego żywcem z majorkańskiej katedry (też autorstwa Gaudiego ale przeznaczonego tam).  Park Gueil był normalnym miejskim parkiem - choć w projekcie miał być Miastem-ogrodem - dostępnym gratis dla każdego kto chciał odpocząć w otoczeniu zieleni i niesamowitych form wyrastających z matki ziemi a jednak uczynionych ręką człowieka... Ech...Biedny Gaudi się w grobie przewraca a ja sobie myślę o tych wszystkich cudach natury, które Gaudi przetransformował w swojej głowie na cuda architektury...
A gdyby tak powędrować śladem jego myśli...
Sagrada Famila
Rozchodnik ostry

katedra lana z piasku
kolumny Sagrada Famila
drzewo
na dachu Casa Mila
Smardz stożkowaty

Brama w Casa Batllo

struktura kości
struktura skrzydła motyla

poddasze Casa Batllo
poddasze Casa Mila
szkielet węża

schody w wieży Sagrada Familia
muszla Nautilusa
detal z klatki schodowej Casa Batllo
kręgosłup
dach Casa Batllo

gadzie łuski

Biegnę dalej szukać :-)
Margita

fuente:
mrkenthelibrarian.wordpress.com

www.flickr.com
www.furnishburnish.com
throughthesandglass.typepad.com
thefinchandpea.com
culturemaking.typepad.com
www.michelecarragherembroidery.com
www.thethirdray.com
ilaba.wordpress.com
moco-choco.com
www.stockphotos.ro
en.wikipedia.org
www.ich4pory.pl
www.childrenshospital.org
brainandspinecenter.blogspot.com
barcelonawildlife.com
darynatury.w.interiowo.pl
 www.thecultureconcept.com

wtorek, 17 listopada 2015

Z mojej półki z książkami... Dimiter czyli... agent z piekła rodem?

"(...) Jezus ubrany tylko w przepaskę i brązowe skórzane sandały, ze stetoskopem dyndającym na szyi, z pełną powagą robił obchód pacjentów na oddziale neurologicznym. Wiódł za sobą orszak studentów, skrupulatnie notujących każde słowo, do łóżka ślepca, którego uzdrowił przy sadzawce w Betsaidzie. Jezus miał łagodny i słodki wyraz twarzy, a jego postać spowijała delikatna, biała poświata. Krzepiąco skinął ślepcowi.
- Znów się widzimy - powiedział z uśmiechem.
Adresat cudu leżał sztywno na poduszkach, nie odpowiadał, oczy miał pełne lęku i podejrzliwości. Jezus zdjął kartę choroby z poręczy łóżka, przestudiował i odwiesił na miejsce, po czym zwrócił się do studentów, którzy pilnie podnieśli notatniki i pióra.
- Mamy tu przykład autentycznego cudu - oświadczyło dzieciątko Jezus. Wytknęło pacjenta palcem wskazującym, na którym miało plaster z opatrunkiem.
- Ten człowiek był niewidomy od urodzenia - opowiadało - więc zaaplikowałem mu na palcu odrobinę śliny, a następnie zapytałem czy widzi. Odparł: "Tak. Widzę. Widzę ludzi. Ale gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa".  Na te słowa niewidomy najwyraźniej się rozluźnił, jakby w końcu zrozumiał, że ci ludzie nie przyszli tu, żeby go oskarżyć o jakąś zbrodnię albo, na przykład, o niedostateczną wdzięczność, i że cud przywrócenia wzroku nie zostanie cofnięty. zamknął spokojnie powieki i skinął głową jakby na potwierdzenie tego co usłyszał.
- Więc wykonałem drugi zabieg - ciągnęło Dzieciątko - tym razem bez śliny. Zastosowałem samo dotknięcie czubkami palców. I od razu zobaczył wszystko jak trzeba, bez zniekształceń. I zwracam państwu uwagę, że dopiero to był faktyczny cud, to drugie nałożenie rąk. Dzieciątko popatrzyło po studentach, którzy pilnie notowali - Czy może mi ktoś powiedzieć dlaczego? - zapytało dobrotliwie.(...)"

Nie, nie - to nie nowy podręcznik wydany przez NFZ dla lekarzy z klauzulą sumienia... To, zaiste, zajmujący thriller autora Egzorcysty. A rzecz zaczyna się w... Albanii.
I nic tu po mnie bo lektura woła i sama jestem ciekawa zakończenia :-)
Margita

czwartek, 5 listopada 2015

From Margita with love... Kokosowy likierek... Jesienne rozgrzewacze...

Gdy dni stają się coraz krótsze, ciągnie po podwiązkach, a koc staje się najlepszym przyjacielem zaczynam myśleć o gęstych, słodkich, mlecznych likierach, które cudownie rozgrzewają
i są po prostu pyszne. Oczywiście zdradziecko wchodzą w biodra ale to zupełnie insza inszość :-).
Już od dłuższego czasu przygotowywałam się na wielki dzień likieru z kokosa (na razie tworzenia nie picia ;-)
I jak to pisała Ćwierciakiewiczowa:
- weź miałkiej mączki kokosowej kopiatych łyżeczek 6;
- dodaj mleka tłustego godnie i rozbełtaj coby grudek nie było;
- puszkę mleka skondensowanego, słodzonego mocno, otwórz i wlej połowę;
- wymieszaj dokładnie do gęstości śmietany;
- dodawaj pół pinty tęgiego spirytusu - ciągle mieszając żeby się nie zwarzyła;
- dodaj goździki, kawałek kory cynamonowca i laskę wanilii rozerwawszy ją wprzódy;
- wszystko to wlej do gąsiorka, zaczopuj i odstaw;
- potrząsaj kilka razy dziennie;
- po dwóch dniach skosztuj czy dość słodka i dość mocna... NIE PIJ!
jeszcze się dobrze nie przegryzła?!? Daj jej dojrzeć nieco!Jak już postoi z tydzień - no wiadomo, że dłużej nie da rady, przecedź przez sitko i... pić już można :-)
A i jesień przyjaźniejsza się robi :-)
                                                                                                         Margita

poniedziałek, 2 listopada 2015

Podróże z ogrodem w tle... Magiczny kościół...


Niedziela była cudna (działo się to w październiku) ... Babie lato prawdziwe - cieplutko, słonecznie, drzewa zaczynają się wybarwiać. No to do lasu na... grzyby ;-). Sucho jak 100 diabłów ale ciągnie wilka do lasu. 
Wrzuciliśmy więc "sprzęt" do cytryny i hajda w drogę!
stan z 1985 roku
 Z. jak zwykle skierował wolant do ostrzeszowsko-sycowskich lasów. To z tych właśnie rejonów przywozi najwięcej grzybów. "Tylko wpadłem do lasu na siku" mówi, wtargując do domu skrzynki wypełnione podgrzybeczkami, prawdziweczkami i kozaczkami.  





stan obecny
Ten rok jest suchy więc grzybów mało ale po drodze... wśród rozbuchanych krzunów, jak w tajemniczym ogrodzie ... stoi sobie z boczku obiekt niezwykły, magiczny zaiste choć wcale nie taki stary...zrujnowany kościół ewangelicki w Pisarzowicach - Schreibersdorf (Wielkopolska).




Ciut historii - bo ciekawa się być okazała: Wzniesiony na początku XX wieku (1901-1902, prace wykończeniowe zakończono w 1912) z polnych kamieni i czerwonego, francuskiego piaskowca. Fundatorem był książę Gustaw von Curland, właściciel dóbr sycowskich (czyli Państwa Stanowego Wartenberg), który chciał w ten sposób upamiętnić śmierć swojego syna - księcia Wilhelma, który zmarł w 1899 roku w wieku 13 lat. Legenda głosi, że w tym miejscu chłopię nieszczęśliwie spadło z konia ale fakty są banalne - książątko zmarło w Berlinie w wyniku powikłań po operacji wyrostka robaczkowego :-(

Zasmucany, utratą dziedzica, ojciec nie szczędził środków i zlecił projekt samemu Arnoldowi Hartmannowi z Berlina, który nadał kościołowi urokliwy, neoromański sznyt.

kazalnica - stan 1985
Na wyposażenie składały się między innymi wyrzeźbiona z piaskowca kazalnica (ambona) wysadzana szlachetnymi kamieniami, klęczniki i
kazalnica - stan obecny








konfesjonały z drewna dębowego, na szczycie wieży zawieszono jako odgromnik - pokrytą platyną kulę,  ramy okienne wykonano z miedzi
i ołowiu - jednym słowem "na bogato".


 










Na murach zachowały się kartusze herbowe rodziny Biron von Curland  z wykutym wezwaniem: "Miejcie ufność w Bironie, niezawodnym w nieszczęściu". Swoją drogą historia Birona to temat na osobną opowieść... i to kryminalną!
jedyna zachowana fotka wnętrza
 Kościół do 1945 roku służył gminie ewangelickiej (modlili się tam polscy 
i niemieccy ewangelicy) i funkcjonował pod nazwą "Prinz Wilhelm Gedachtniskirche" - Kościół Pamięci Księcia Wilhelma. Nigdy nie miał żadnych świętych patronów.

stan obecny wnętrza
A w 1945.. oddział milicji wysadził drzwi piwniczne w poszukiwaniu niedobitków armii hitlerowskiej. Otworzyło to drogę zamieszkującej okolicę ludności ( i/lub wszelakiego rodzaju złodziejom oraz wandalom), która spenetrowała świątynię i wyniosła z niej wszystko co się dało:
Dzwon i dębowe ławy "przeniesiono" do, wybudowanego w 1933 roku, katolickiego kościoła w Mąkoszycach Organy, zbudowane przez firmę Schlag & Söhne ze Świdnicy (opus 624) w roku 1902, zamontowano w, powstałym również w 1933 roku, katolickim kościele Św. Idziego w Mikorzynie.

Co ciekawe -  żadna z tych parafii jakoś nie chwali się, na swoich stronach www,  pochodzeniem tych artefaktów z kościoła ewangelickiego a jeżeli już coś wspomina to w kontekście ich "ratowania"... ciekawe przed kim?  Przed chrześcijańską miejscową/napływową ludnością?

Jasne, że rozumiem wczesno powojenną chęć odwetu na tym co "poniemieckie" ale dlaczego, po prostu o tym nie mówić, nie pisać???
Eufemizmy typu "Latem 1945 r. postanowiono ratować organy..." czy "przeniesiono dzwon do...", "... dzięki czemu można je oglądać do dziś..." mają usprawiedliwić dewastację, grabieże, profanację miejsc pochówku itd -  tego co nie nasze - poniemieckie... Trzeba wziąć to na klatę i powiedzieć wprost - "tak zachowaliśmy się w odwecie barbarzyńsko, taki był czas..." 

Ale teraz... nie ma już takiego czasu, okolice zamieszkuje chrześcijańska ludność a stan, jakby nie było, świątyni woła o pomstę do nieba.  Walające się butelki, śmieci, ściany pokryte bazgrołami... A nad tym wszystkim góruje, nie całkiem wyblakła sentencja ""Bądź wierny aż do śmierci, a dam Ci koronę żywota". 




Hmmm - Okoliczne parafie mogą być dumne ze swojego dobroczynnego wpływu na młodzież!






 
Jednak znalazł się ktoś kogo tak urzekła uroda i klimat tego miejsca, ze postanowił go ożywić. To młody poznański architekt Andrzej Majcher, który swoją pracą dyplomową "Trójkąt akademicki - adaptacja opuszczonego kościoła w Pisarzowicach na ośrodek wymiany myśli dla Poznania, Wrocławia oraz Łodzi" wygrał konkurs organizowany przez Fundację dla Polski.

Zwycięska projekt adaptacji opuszczonego kościoła w Pisarzowicach
Autor, tłumacząc dlaczego postanowił zająć się opuszczonym kościołem, odpowiedział, że zagadnienia architektonicznych transformacji są mu bardzo bliskie:"Zastanawiam się jaką wartość ma zabytek „martwy”? Czym jest architektura choćby najpiękniejsza na świecie, ale nie użytkowana? Wydaje mi się, że „niczym”. A wydaje mi się tak dlatego, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie teatru bez aktorów, w którym spektakl miałby się ograniczać do samego podziwiania scenografii.
Zwycięska projekt adaptacji opuszczonego kościoła w PisarzowicachNeoromański kościół w Pisarzowicach wydał się idealną materią, aby nadać opuszczonemu obiektowi nowe znaczenie. Temat adaptacji wynika z lokalizacji budynku. Kościół stoi niemal w szczerym polu na „zielonej wyspie”. W okolicy dominuje równinno - nizinny krajobraz wolny od decybeli współczesnych miast. Ten duch miejsca oraz fakt, że Pisarzowice leżą w otoczeniu Poznania, Wrocławia oraz Łodzi, zainspirowały mnie do przeobrażenia kościoła w „plenerowy dom akademicki” z duszą"

Może się uda???
Margita

zródełka:
http://poznajpolske.onet.pl 
http://www.kobyla-gora.pl
https://www.facebook.com/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82-w-Pisarzowicach-Prinz-Wilhelm-Ged%C3%A4chtniskirche-487476474689436/timeline/
http://wiekdziewietnasty.wikia.com