Za oknem majóweczka uśmiecha się słoneczkiem i temperaturami iście letnimi. wszystko kwitnie jak oszalałe, grille pracują pełna parą, ptaszki świergolą w miłosnym szale a ja tu wyciągam jakieś zimowe wspomnienia z zaprzyjaźnionej Czeskiej Republiki.
Jak zwykle powodów jest wiele ale wymienię dwa:
A. dzień flagi
B. porównawcze skojarzenia
Ad.A
Patriotyczny dzień flagi, wetknięty pomiędzy 1-go maja (ech to zdobywanie szturmówek na pochodach :-) a 3-go maja ("W szczerej chęci ratunku ojczyzny, w okropnych na Rzeczpospolitą okolicznościach(...), flagę czcić ma oraz inne insygnia...
Kto żyw flagę powinien z pokrowca wywlec i wywiesić, machać, wetknąć flagową kokardę w klapę itd. itp. - darmo pomysłów udostępniać nie będę ;-)
A w Czechach polska flaga czczona jest pochodem przez rok okrągły, a zimą szczególnie, co na poniższej fotce jest uwidocznione...
Rzecz się dzieje w okolicach najwyższej na świecie latarni morskiej (KLIKNIJ).
A może nie powinnam podawać miejscówki bo jeszcze kto intencji nie zrozumie (o co dziś akurat nietrudno) i wypowie Czechom wojnę albo interwencją zagrozi za (domniemaną) profanację?
Wojna polsko-czeska pod flaga biało-czerwoną...
Ad.B
Wracając do meritum - czyli kibli. W tymże samym miejscu, stok narciarski i trasy biegowe są - jedne z wieeeeeelu. W odróżnieniu od Jakuszyc KLIKNIJ mają tu kible - ogólnie dostępne, i na miejscu ...
Drewniany budyneczek ozdobiony vintażowymi tabliczkami stoi tuz przy stoku...
Zachęca stylowymi winietami dla narciarek....
i narciarzy.....
A w środeczku... Ciepło, czysto, pachnąco i na temat...
Każdy użytkownik wchodzi tu w narciarskich czy turystycznych butach, niosąc na nich śnieg a pomimo to podłoga nie utytłana jak w.... (daruję sobie)
Całe wnętrze wyklejone "tapetą" ze starymi ogłoszeniami, artykułami i reklamami dotyczącymi narciarstwa.
Papier toaletowy jest...
Kolejki nie ma bo oczek jest kilka, czynnych...
Umywalka czysta, mydło jest, suszarka działa i błyszczy się jak...ech...
Żebyż tak w Jakuszycach, pod flagą biało-czerwoną...
Ale to chyba niepatriotycznie tak myśleć...
Zwłaszcza na początku maja...
Margita
Tak się jakoś składa, że kible są w knajpach... często. Opis tychże łączy się z opinią moją na temat macierzystej kibelkowi knajpy. Tak i tym razem będzie :-)
O knajpie, w której kibel był najlepszą jej ofertą ;-)
Wybralismy się ostatniej niedzieli do Capitolu na Trzech muszkieterów. Jako, że czasu było jeszcze sporo a w capitolowej knajpie dzikie tłumy, weszliśmy vis a vis do Galicji.
Pierwsza knajpiana zasada mówi - nikogo nie ma w knajpie NIE WCHODŹ!
Ale nie! chłodek w środku milusi i NIKOGO!
Zasiedliśmy, kelner i owszem podszedł, kartę podał. Ceny w miarę> Wybraliśmy pozycję "Lody pod kopułą" i zaznaczyliśmy, że spieszymy się na spektakl.
Ile czasu, wg. Was, może zająć przygotowanie 2 (słownie dwóch) porcji lodów. W lodziarni parę minut. W restauracji (pustej jak czaszka posła partii panującej) trwało to minut 25. Zastanawialiśmy się czy kelner (z powodu tej pustki) nie ściągał czasami kucharza z chaty... Wiecie - telefon, kucharz się budzi, cza się umyć, ubrać, dojechać... Ogarniał nas śmiech pusty (jak i Galicja).
W końcu przylazł i przynosi na tacy dwa talerze a na nich brązowe pół balona leży. Oki - zobaczymy co dalej. Stawia i, z namaszczeniem godnym lepszej sprawy, polewa te czekoladowe "kopuły" gorącym sosem z malin. Brzmi nieźle - wygląda gorzej.
Do walki z tą kuriozalną konstrukcją dostaliśmy po łyżeczce.
Te pierońskie kopuły były zamarznięte i grube jak pancerz Rudego 102!
Żaden gorący sos malinowy niczego tu nie zmienił. Jak, do cholery, zaatakować Rudego łyżeczką??? Żeby chociaż widelczyk!
Z łyżeczkami podano dwie malunie papierkowe serwetunie a walka zapowiadała się na krwawą! Co dziabniesz kopułę łyżeczką to juchowaty rozbryzg malinowego sosiku chce sięgnąć eleganckiego krawacika.
W końcu Z. podał się i odwrócił kopułę do góry dnem, w desperackiej próbie dostania się do lodów. I tu ukazała się naga dupa... Sorki...prawda... Sorki....lód!
Obśmialiśmy się jak norki i poczuliśmy się jak w starodawnej PRLowskiej knajpie. Pod "kopułą" żałośnie leżał kawałek, twardej jak kamień, buły cassate!
A tu "mało casu kruca bomba"!. Zaatakowaliśmy lód łyżeczką. Pracowicie, wiórek po wiórku jakoś dało radę. Kopułka strzelnicza Rudego została na talerzu.
Jeszcze skok do kibla - z nadzieją na brak pancernych przeszkód w sikaniu i obmycie łapek po walce.
I tu miła zaskoczka.
W Galicji kibel bez kopuły, z papierem i bieżąca wodą. Tradycyjnie... Nie nie tradycyjnie! Standardowo, czysto miło.
Może Galicja powinna zmienić profil
i trzymać się tej oferty
w której czuje się najlepiej???
Margita
P.S.
Na spektakl zdążyliśmy :-)
Kochajcie ludzi takich jakimi są... Innych nie ma...
Lato dawno już minęło... Serio!
Idzie kolejne...
A ja znalazłam takie, oto, fotki
z bardzo upalnych czasów :-)
Trzeba sobie jakoś radzić - jak powiedział Góral :-D
Pan w kiosku sobie też poradził, chociaż rura od klimy nieco przeszkadzała w wydawaniu reszty
i zapodawała klientom dodatkowe ogrzewanie.
Ale co tam...
Nie bądź pan rura i nie pękaj pan :-)
Margita