środa, 26 sierpnia 2015

Z mojej półki z książkami... Kot alchemika...

Nie lubię streszczać książek. Bo jak mam napisać, że książka jest o czymś tam. Dla mnie o tym a dla kogoś zupełnie o czymś innym.  I taki jest "Kot alchemika" a właściwie krot przeraźnika ;-).
Tak, tak - podobnie jak w Cieplarni (http://wyjace50.blogspot.com/2013/04/z-mojej-poki-3-cieplarnia.html) "Kota..." zaludniają (a raczej zazwierzają czy zarośliniają) mityczne stwory - krotki(z dwiema wątrobami), przeraźnice, skóroperze, cierpiące człeki, bolejące świece, liściołaki, dumające jaja... 
A tych dziwadeł jest ze 40... 

No i oczywiście gastronomia - wyrafinowanie oszukańcza - bo gdy już, już masz zamiar zabrać się do przygotowywania jakiejś potrawy wg. książkowej receptury, okazuje się, że ingrediencje, przynajmniej niektóre, też są bardziej mityczne i magiczne niż kuchenne.
Ech... Trzeba obejść się smakiem :-(.

"Kot" wciąga, bawi się z czytelnikiem, wyprowadza go na manowce i pozwala nieźle się bawić... Pod warunkiem, że nie będziemy go traktować zbyt serio :-)

Margita

piątek, 14 sierpnia 2015

Pret a porter 50+... Biała kanikuła...

Kanikuła.... i upał...
Czyli całkowicie normalnie - jak to w lecie. W lecie ma być gorrąco i tyle.
Sorry - taki mamy klimat ;-)

Trzeba w nim się znaleźć w miarę komfortowo
z upałem i latem nieodłącznie kojarzy mi się biel i krótkie długości ;-)
Krótkie spódniczki, spodnie, bluzki ech...
I wiek nie ma tu znaczenia choć - znaj proporcją mocium panie, jak mawiał nieodżałowany profesor Bardini.


Znaj proporcją co nie znaczy, że odrobina szaleństwa (większa lub mniejsza nam się nie należy.
Białe bluzki - niby nic a formy nie znają ograniczeń.


Każda z nich jest jakaś, każda w kanikułowym upale sprawdzi się
zarówno ze spodenkami jak i spódniczką.


 





 A te dłuższe można nosić i bez "spodów". Na rower w sam raz. 




Sama skróciłam wszystkie letnie sukienki żeby nie wkręcały mi się w szprychy... Że podwiewa?
No cóż - przy tych temperaturach odrobina wiatru nie zaszkodzi :-)





Szpilek w upał bym nie założyła ale te płaskie rzymianki chyba będa obiektem mojego pożądania. 

Idę pogrzebać w szafie bo parę białych bluzek czeka na drugie życie a maszynę już mam rozłożoną...

Margita





źródełka:
www.huffingtonpost.com

 www.popsugar.com
www.eonline.com
fashionableover50.wordpress.com

piątek, 7 sierpnia 2015

Z mojej filmowej półki... Nowe Horyzony 2015...Moja komunistyczna wrażliwość...

Za poprzedniego ustroju byliśmy bardzo wyczuleni na niuanse w sztuce i nie tylko. Przynajmniej inteligencja, w tym pracująca ;-)
Namiętnie szukaliśmy metafor, dwuznaczności, podtekstów zakodowanych przez autorów w tekstach filmach, spektaklach, luźno rzucanych wypowiedziach, dowcipach...ech...
Zabawa w rozkodowywanie była przednia. Świadczyła o erudycji, wysokim poziomie intelektualnym itd itp.
Ach - ona/on mieli TO na myśli - no świetne :-)
Autorzy kodowali odbiorca - komunistyczna inteligencja (w tym pracująca) odkodowywała.
Od momentu "odzyskania wolności" nic kodować nie trzeba. Można walić prosto z mostu jak krowie na rowie. Kurwę nazywać kurwą, komunistę komunistą a imperialistę imperialistą - choć nadal zamiast słowa chuligan czy bandyta używa się słowa pseudokibic i narodowiec, a zamiast zwyrodnialec pedofil - ksiądz, który zbłądził??? Takie czasy...
Jednak większość niuansów poszła się bujać.
I ten brak spowodował pewien... hmm... brak po stronie odbiorcy. 
Organ nieużywany zanika - jak twierdził Jean Baptiste de Lamarck i coś w tym jest. 
Nowe Horyzonty rzuciły na ekran "Barwy granatu" - dzieło nie dość, że statyczne, stare (chłe, chłe - z lat 60 ubiegłego wieku w końcu)  i technicznie zalatujące myszką to jeszcze nasycone metaforami, historyczno-narodowymi symbolami - rojące się od aluzji i niedopowiedzeń. A na dodatek obce kulturowo bo nawiązujące do dziedzictwa ormiańskiego. 
Film to przecudnie hermetyczny a równocześnie wymagający od widza specyficznej umiejętnosci odkodowywania i wrażliwości opartej na pewnym doświadczeniu.

NH rzuciły ten film przed młodą widownię bez "słowa wstępnego", "słownika kodów" lub choćby dyskusji po filmie.
Efekt? - po raz pierwszy, odkąd pamiętam, na NH po filmie nie zabrzmiały brawa. Młodzi widzowie, wychodząc, rzucali zdania w stylu - co brał ten reżyser?!?
Szkoda. 
Moja komunistyczna wrażliwość i fakt, że w poprzednim stuleciu, zła, reżimowa telewizja emitowała niszowe, alegoryczne, niejednoznaczne  filmy - także republik radzieckich, wszystko to odsłoniło przede mną drugie, intrygujące dno tego filmu...
I dla mnie to była uczta... choć inni wyszli głodni...
Margita

źródełka:
www.sputnikfestiwal.pl