poniedziałek, 29 października 2018

Nieuporządkowany ranking kibli... Najrozkoszniejsze miejsce...

"Od urodzenia nie spotkałem
rozkoszniejszego miejsca od tbiliskich bani"
Aleksander Siergiejewicz Puszkin


No i co? Nie spróbować takiej atrakcji???
Skorom w Tbilisi i czasu mam wiele a ciało umęczone podróżą wzroczek mój tęsknie ku łaźniom spogląda. 


 Z internetowych doniesień "hardkor" to nie lada być musi. Sandra wymiękła na widok "masażystki wielkości słonia" (to cytat), inni opowiadali różniste historie o kiblach... Hmmm... Już mnie wabią ;-)

 Kto nie ryzykuje w ciupie nie siedzi i nie ma liszajów. Raz Margicie śmierć. W końcu lepiej pod uciskiem masażystki niż wrażego ustroju.
Idziemy!
Po sprawdzeniu cennika (ostatni to nasz dzień w Gruzji więc i ostatnie lari) postanowiłysmy wziąć prywatny gabinet bez sauny (woda wszak ma 46 oC więc jeszcze większej rozgrzewki nam nielzja.)

Kobieta za ladą niczego sobie - tłumaczy spokojnie w języku dawno (podobno słusznie) zapomnianym. Hmm - Madre rusycystka mogła być ze mnie dumna - dałam radę wykopawszy z zakamarków pamięci okrągłe zdanka :-)


Wypożyczono nam (odpłatnie oczywiście ale to groszowy wydatek) trzy prześcieradła + jedną rekawicę na trzy ciała. :-O.  Luksus - normalnie masażystka ma swoją rękawicę, którą leci całe Tbilisi bez względu na przynależność partyjną, religijną czy jaką tam inną.

Rękawica nasza cudna - ze starego dywanika (głowy nie dam, ze już nie była wielokrotnie reanimowana).  Jak eko to eko nie ma co... eko-ekstramalne

Idziemy do przyznanej nam kabiny.
Łaziebna pukaniem przypomina poprzednim użytkownikom, że ich czas minął. Wychodzą - czerwoniutcy, upoceni ale szczęśliwi jak szczypiorek na wiosnę.





 








Od tej chwili, przez godzinę, gabinecik jest nasz!
Gabinecik nie byle jaki - salonik ze stołem, fotelami, kibelkiem (wyjątkowo czystym choć na Małysza i bez papieru?!?) i wieszakiem a obok pokój kąpielowy z basenikiem, do którego nieustannie wlewa się woda z gorącego źródła, marmurowym katafalkiem do masaży i prysznickiem




















Wszystko w mozaikach, naturalnym kamieniu spowite upojną wonią zgniłych jajek. Ale... od czego habituacja * chwilę bolało i organizm zaakceptował sytuację :-)



Łaziebna oznajmiła nam że "вы должны раздеться" **i do baseniku a za 15 minut "девушка придет, чтобы сделать пилинг и массаж"***


 Diewuszka przyszła z własną rękawicą, wiadrem oraz butelką. Oba naczynia wypełnione były tajemniczą zawartością. Halinka odważnie poszła na pierwszy ogień.
Masażystka, bez oporu zgodziła się na naszą, "prywatną" rękawicę. Ogrzała katafalk chlustami wody z baseniku, polała rękawicę tajemniczym zajzajerem z butelki i dawaj Halinie zdzierać skórę ruchami zamaszystymi i kolistymi od podbródka do pięt i z obu stron. Czarne ruloniki wszystkiego schodziły z niej (jak i później z nas) na całej obrabianej powierzchni. 
Jak wyznała девушка, zajazajer to
виноградный сок, który w reakcji z siarkowymi wodami daje niezły zmiękczacz.

Halina opłukana wiadrem gorącej wody z baseniku został poddana działaniu kolejnej substancji - tym razem z wiadra. Była to piana z szarego mydła za pomocą której девушка robiła świetny masaż (jaki poślizg!!!) równocześnie neutralizując poprzednie mikstury.


Opłukana kolejnym chlustem z wiadra, Halinka dopłukała się pod prysznickiem, owinęła w prześcieradło i zasiadła aby пить чай****, który, w międzyczasie przyniosła łaziebna.
Ona w spokoju już stygła a nas obrabiała девушка. 

Oczywiście nie zabrałyśmy ze sobą żadnych balsamów. Byłam przekonana, że skóra niemowlaka jaką uzyskałam po zabiegu za chwilę zacznie się ściągać bez mazideł. A tu сюрприз!***** Nic podobnego?!?!
Gładka, sprężysta, nawilżona...
Tak mi dobrze tak mi rób :-)

Szkoda, ze we Wro nie mamy takich źródełek a zamiast tego reumatyczne klimaty :-(

Ale... zawsze można się machnąć do Tbilisi i zażyć siarkowych przyjemności.
Acha... koniec końców zapach zgniłego jajka się za nami nie ciągnął... no chyba, ze habituacja ;-)
Margita




* habituacja– jedna z form nieasocjacyjnego uczenia się, proces poznawczy polegający na stopniowym zanikaniu reakcji na powtarzający się bodziec jeżeli nie niesie on żadnych istotnych zmian (informacji). Zmysł węchu: ludzie dłużej utrzymujący na sobie jakiś zapach przestają zwracać na niego uwagę; mogą nie czuć zapachu własnego, na który inni reagują z obrzydzeniem.

**вы должны раздеться - powinnyście się rozebrać

***девушка придет, чтобы сделать пилинг и массаж" przyjdzie dziewczyna zrobić piling i masaż

****пить чай - pić herbatę

*****сюрприз - niespodzianka





wtorek, 23 października 2018

Z mojej półki z wierszami... Wieszcz Młynarski...

Ech Wieszczu mój Wojciechu M.
kto wieszczenia pałeczkę po Tobie przejmie?



SMUTNE MIASTECZKO
Wojciech Młynarski


Raz państewko mi się przyśniło
otoczone górami wkoło,
co od innych tym się różniło,
że w nim strasznie było wesoło.

Żarty brzmiały na każdym kroku,
żartowali duzi i mali,
ludzie całkiem nie mieli boków,
bo ze śmiechu je pozrywali.

Aż szef państwa rzekł do ministrów,
co tych żartów słuchali bladzi:
"Szkodliwemu temu zjawisku
jakoś, wiecie, trzeba zaradzić".

Do państewka tego stolicy,
co leżała nad krętą rzeczką,
sprowadzono więc zza granicy
Objazdowe Smutne Miasteczko.

Karuzela się nie kręciła,
a mechanik na pryszcze chory
ludziom w uszy wciskał na siłę
swój jedynie słuszny życiorys.

Dostrzec można było tam bubka
w oprychówie i ocieplaczu,
co zachwalał widzom przeróbkę
beczki śmiechu na beczkę płaczu.

Śmiech istotnie przygasł w narodzie,
a radosna ministrów rada
zakrzyknęła: "Oto nam chodzi!
Ta koncepcja nam odpowiada!"

A widz pewien pod płaczu beczką
do sąsiada szepnął: "Sąsiedzie,
to jest tylko smutne miasteczko,
ono sobie kiedyś pojedzie..."

Lecz znał widać życie za mało
albo patrzył na świat za prosto,
bo miasteczko nie pojechało,
lecz zostało i się rozrosło!

Rozpaczliwi nieudacznicy
i cynicy o wrednych pyskach
na miasteczka głównej ulicy
otwierali swoje stoiska.

Starcy wstrętni i niewyżyci
i przygłupy z mózgu chlupotem
w tym miasteczku, w pełnym zachwycie,
zabierali się do roboty.

I od stoczni do ciemnych sztolni
śpiew chóralny dzień rozpoczynał:
"Dalej głupki! Naprzód niezdolni!
Przyszła nasza piękna godzina!"

I Miasteczko rosło, i rosło,
i Miasteczko większe wciąż było,
przyjechało zimą, a wiosną
kraj calutki sobą pokryło.

Aż śmiech całkiem zamarł w narodzie,
a radosna ministrów rada
powtarzała: "O to nam chodzi!
Ta koncepcja nam odpowiada!"

A kto zdrowy rozsądek cenił,
ten ponury przeżywał dramat,
tylko jeden widz się nie zmienił
i nie zwątpił, i się nie złamał.

I do dzisiaj pod płaczu beczką
wciąż powtarza: "Nie, nie, sąsiedzie,
to jest tylko smutne miasteczko,
ono sobie kiedyś pojedzie..."

I nie mylił się facet miły -
pierwsze wozy jakby ruszyły?...

I niemało już odjechało,
ale drugie tyle zostało... 

źródełka:
fotka-gwiazdy.wp.pl