Nie mam pojęcia czy był kiedyś w Polsce, czy wie co się teraz dzieje ale... "Miasto białych kart" opisuje Polskę tu i teraz wraz z... przepowiednią przyszłości.
Dawno żadna książka tak mnie nie wciągnęła
I tam na półwyspie Iberyjskim i tu - w środku Europy.
Mam nieodparte wrażenie, że wszyscy dyktatorzy
są ulepieni z tej samej gliny. Taśma produkcyjna przechodzi tylko czasem przez
"Panie ministrze spraw wewnętrznych, proszę natychmiast powołać komisję do zbadania tej sprawy! Do jakich ma dojść wniosków, panie premierze? Proszę powołać komisję, resztę później się zobaczy"
A sprawa jest jaka? Obywatelom coś się nie podoba i podejmują takie a nie inne decyzje. Rząd więc postanawia "przywrócić obywateli demokratycznej normalności, nakłonić ich do wyważonego, roztropnego korzystania z prawa wyborczego”.
Demokracja przestaje być gwarantem obywatelskiej wolności, kontroli nad rządem czy nawet prawem do podejmowania faktycznie wolnych wyborów. Zostaje sprowadzona do kilku zewnętrznych i niewiele znaczących czynności.
Gdy, na skutek głosowania białymi kartami, władza zaczęła wyłapywać przedstawicieli drugiego sortu zaczęła też ich przesłuchiwać:
"O czym naprawdę pan myślał, kiedy powiedział pan do przyjaciela te słowa, Już powiedziałem, Proszę dać nam inną odpowiedź ta się nie nadaje, Mogę udzielić tylko tej odpowiedzi, bo ta jest prawdziwa, Tak się panu wydaje, Chyba, żebym zaczął wymyślać. Proszę tak zrobić, nam nie przeszkadza wymyślanie odpowiedzi, jakich pan chce, przy odrobinie czasu i cierpliwości w dodatku stosując odpowiednie techniki, w końcu dojdzie pan do tego co chcemy usłyszeć, No to powiedzcie mi, co chcecie usłyszeć i skończmy z tym, Och, nie tak nie można, co pan o nas sobie myśli..."