wtorek, 30 marca 2021

Z mojej półki z książkami...Miasto białych kart...

Saramago jest geniuszem i wizjonerem.
Nie mam pojęcia czy był kiedyś w Polsce, czy wie co się teraz dzieje ale... "Miasto białych kart" opisuje Polskę tu i teraz wraz z... przepowiednią przyszłości.

Dawno żadna książka tak mnie nie wciągnęła 
a jednocześnie tak nie zabolała odniesieniami 
do rzeczywistości, pokazując jak cieniutka granica oddziela demokrację od terroru... Wszędzie.
I tam na półwyspie Iberyjskim i tu - w środku Europy. 


Mam nieodparte wrażenie, że wszyscy dyktatorzy
ulepieni z tej samej gliny. Taśma produkcyjna przechodzi tylko czasem przez 
zróżnicowane sztance do odlewu zewnętrznej formy. Jeden gruby, drugi kurdupel, trzeci z wąsem...



Przecież Saramago nie znał naszego obecnego "naczelnika" ani Antoniego a jednak w książce padają takie słowa:
"Panie ministrze spraw wewnętrznych, proszę natychmiast powołać komisję do zbadania tej sprawy! Do jakich ma dojść wniosków, panie premierze? Proszę powołać komisję, resztę później się zobaczy"


A sprawa jest jaka? Obywatelom coś się nie podoba i podejmują takie a nie inne decyzje. Rząd więc postanawia
"przywrócić obywateli demokratycznej normalności, nakłonić ich do wyważonego, roztropnego korzystania z prawa wyborczego”.

Demokracja przestaje być gwarantem obywatelskiej wolności, kontroli nad rządem czy nawet prawem do podejmowania faktycznie wolnych wyborów. Zostaje sprowadzona do kilku zewnętrznych i niewiele znaczących czynności.


Gdy, na skutek głosowania białymi kartami, władza zaczęła wyłapywać przedstawicieli drugiego sortu zaczęła też ich przesłuchiwać:

"O czym naprawdę pan myślał, kiedy powiedział pan do przyjaciela te słowa, Już powiedziałem, Proszę dać nam inną odpowiedź ta się nie nadaje, Mogę udzielić tylko tej odpowiedzi, bo ta jest prawdziwa, Tak się panu wydaje, Chyba, żebym zaczął wymyślać. Proszę tak zrobić, nam nie przeszkadza wymyślanie odpowiedzi, jakich pan chce, przy odrobinie czasu i cierpliwości w dodatku stosując odpowiednie techniki, w końcu dojdzie pan do tego co chcemy usłyszeć, No to powiedzcie mi, co chcecie usłyszeć i skończmy z tym, Och, nie tak nie można, co pan o nas sobie myśli..." 

Choć styl narracji nie wszystkim może odpowiadać to na "Miasto białych kart"
czas powinien się znaleźć...
"(...) oby bóg miał nas w swojej opiece, Nie warto, ten jest głuchy od urodzenia(...)"

Margita


czwartek, 25 marca 2021

Z mojej muzycznej półki... Praska Carmen

„Artyści zwykle przybierają sobie ciekawy pseudonim. U mnie było odwrotnie.
Nie chciałam zwracać na siebie uwagi nietypowym imieniem, więc zmieniłam je na Hana.
Poza tym bałam się, że ludzie pomyślą, że sama nadałam sobie imię Carmen, żeby wyglądać ciekawie ”- wyjaśnia Hana Hegerová (1931-2021), której  prawdziwym imieniem było właśnie
Carmen.

To babcia z Piešťan wymysliła jej to imię. Bardzo lubiła operę. Podobało jej się też, że imienia Carmen nie można się zdrobnić.

Piosenka "Kdo by se díval nazpátek" poza dobrym tekstem ma, na dodatek, piękną warstwę wizualną... Ech ta Praga...

Kdo by se díval nazpátek 
 

Zas jede jaro v plné slávě,
náš zelený a zlatý král.
I svaté panny z katedrál
už nepláčou tak usedavě
a zhlížejí se ve Vltavě
jak v střepech levných zrcátek.
Snad byla zima. Ale není.
Kdo by se díval nazpátek?

A k nohám sochy Otce vlasti
si přisedají holubi.
A blázen v plášti naruby.
Snad pod tím pláštěm kosti chrastí,
snad ten chlap spadl do propasti
jakou je láska nebo vztek.
Teď však má v očích příliš slunce,
než by se díval nazpátek.

Plášť naruby a všude peří.
Vím, kdo se takhle převléká.
To ty se vracíš zdaleka
a zdráháš se jít k vlastním dveřím.
A ptáš se: Co když neuvěřím,
žes hledal na svou úzkost lék?
No dobře, čekej. Třeba řeknu:
Kdo by se díval nazpátek?
 
Kto by patrzył wstecz? 

Wiosna znów nadchodzi w pełnej chwale,
nasz zielony i złoty król.
Nawet święte dziewice z katedr
nie płaczą już tak siedząc
i przeglądając się w Wełtawie 
jak w odłamkach tanich luster. 
Może było zimno. Ale nie jest. 
Kto by patrzył wstecz? 

A u stóp pomnika Ojca Ojczyzny 
gołębie siadają. 
I głupiec w płaszczu na lewą stronę. 
Może pod płaszczem grzechoczą kości, 
może facet wpadł w otchłań 
jaką jest miłość czy złość. 
Ale teraz ma w oczach więcej słońca 
niż gdyby spojrzałby wstecz. 

Płaszcz na lewą stronę i wszędzie pióra. 
Wiem, kto się tak zmienia. 
To ty wracasz z daleka 
i nie masz ochoty iść do własnych drzwi. 
I pytasz: a jeśli nie wierzę 
że szukałeś lekarstwa na swój niepokój? 
W porządku, czekaj. Mógłbym powiedzieć: 
„Kto by patrzył wstecz?”  
 
źródełka
https://www.csfd.cz/tvurce/1181-hana-hegerova/zajimavosti/ 
/www.denik.cz 

wtorek, 9 marca 2021

Kochajcie ludzi... Wszechobecne dziadostwo...

Kochajcie ludzi takich jakimi są. Innych nie ma.

Dziadostwu w życiu należy się przeciwstawiać "siłom i godnościom osobistom" (za klasykiem).


Nawet jeżeli chodzi o rzeczy tak prozaiczne jak pamiątki z wycieczki.
Gdziekolwiek jadę szukam z zainteresowaniem i dużym samozaparciem ciekawych regionalnych przedmiocików. Niekoniecznie w celu zakupu i zabrania do domu - raczej w celach poznawczych :-).

Taka więc onegdaj naszła mię refleksja:

Zobacz obraz źródłowySzklarska Poręba - jako miejscowość -jest zadeptana do imentu przez miłośników: 

1. ciupaski z napisem "Pamiątka ze Szklarskiej". Mam nieodparte wrażenie, że górale ze Szklarskiej ciupasem ciupaski nie nosili - może laskę z głową Liczyrzepy, która była tradycyjną, przedwojenną pamiątką z Karkonoszy (nie znalazłam fotki) albo głową jakiegoś orła?




Pohulanka | Sery Łomnickie
pohulanka
2. oscypków - znów mam wrażenie, że oscypek zupełnie nie z tych gór.
Tu są, na ten przykład,  serki łomnickie (Łomnica koło Jeleniej Góry się znajduje) - ot choćby taka pohulanka. Inne też by się znalazły. Ale po co? Stonka kupi cokolwiek bądź - byle z grilla?




W ojczystym domu, Szklarska Poręba, 1936 
3. laleczek w ludowym stroju góralskim - prosto 
z Podhala a nie z Karkonoszy. 
Serio? Nie ma już miejscowych tradycyjnych strojów? Ależ są! Problem z tym, że "poniemieckie" więc niech je szlag trafi. Teraz mieszają tu potomkowie zabużan 
i wszelki mix kulturowy, który "poniemieckość" odrzucił a nic swojego nie wytworzył. 
I tak mamy żałosną "zakopiańskość karkonoską" - taka wszak lepsiejsza, swojska i też z gór.




kobieta w czepcu z brodą


Zobacz obraz źródłowyTakich dziwacznych i badziewnych przykładów można by namnożyć - wystarczy stanąć na miejscowym deptaku.  
Żadnych własnych pomysłów????

Najbardziej doskwiera jednak brak pamiątkarskiej szklarskości... czyli, po prostu, szkła. Dobrego. 
"Leśna huta" i "Julia" (czyli dawna Józefina) - podtrzymują lokalną tradycję, produkują, robią pokazy, mają przyzakładowe sklepy i... jakby otaczała je niewidzialna siatka. 

Jak nie trafisz do nich, to dobrej i ładnej szklanej pamiątki na straganie nie uświadczysz. A po drugiej stronie granicy Harrachov szkłem stoi! Od szklanych bomb do maluśkich jeżyków. 
Co się komu podoba - kwestia gustu i zasobności portfela. Więc w czym problem?





Lokalny Fundusz Stypendialny w Krainie Ducha Gór usiłuje coś promować.
Interesujący jest haft z Zachełmia, którym można by ozdabiać np. ubranka laleczek karkonoskich, bluzki itd... Ale - haft jest - lokalnego, komercyjnego zastosowania brak...











Woreczki zapachowe z karkonoskich łąk - nazwa niezła ale lawenda???
Na karkonoskich łąkach? Tomka wonna - no czasem w Karkonosze trafi, macierzanka halna - no niech będzie nawet tymianek - OK ale lawenda? 




Pozostaje ciupaska?

Margita