sobota, 26 stycznia 2019

Nieuporządkowany ranking kibli... Piekło-Niebo...

Czy ktoś był w Jilemnicach? Nie? Szkoda - to miasteczko dla ciekawskich :-).
Tak tak - jest tu nawet Ciekawska Uliczka (Zvědavá ulička).
Dlaczego ciekawska? Domki zostały tak usytuowane, że każdy kolejny
wysunięty jest o jedną oś okienną
w stronę ulicy w stosunku do poprzedniego.
Wygląda to jakby domki, z ciekawości,  wyglądały jeden zza drugiego.
 


Dzięki takiemu układowi mieszkańcy mogli kiedyś obserwować, co dzieje się na głównej ulicy Jilemnic. 


A ciekawość to podobno pierwszy stopień
do piekła...






A jak się okazuje, w Jilemnicach do niego nie tak daleko.
Może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu ale jednak.


Ryneczek latem


Pogoda nam nie sprzyjała
(lało od rana choć to styczeń), więc po krótkim spacerze zaczęliśmy się rozglądać za zadaszonym, ciepłym miejscem gdzie można by napełnić brzuszki gorącą strawa i napojami.

I jak to w Czechach - nie ma żeby nie było :-)

Przyjemniusia knajpka "Na Staré Poště" na spadzistym ryneczku. Wskoczyliśmy raźno po schodkach do cieplutkich knajpianych bebeszków.


Jidelny listek nas nie zawiódł
z przyjemnością zjadłam rybną zupę
z karpia - pychota. Młody Żonkoś z Marylką jak zwykle zamówili dań kilka.






Nasyceni, z ciemnym piweńkiem w garści, prowadziliśmy inteligentną konwersację o pogodzie.  
Młody Żonkos tylko smętnie popatrywał bo kierowca :-(


Natura jednak ma swoje prawa więc (ja) telefon w garść (to już schiza ;-)
i... kierunek toaleta.


Zawsze z nadzieją kieruję się do miejsc odosobnienia  - że sikanie będzie dobre i że będzie ciekawie. Nieraz te dwa życzenia się wykluczają.  Tu było i wygodnie i ciekawie, a na dodatek udało nam się z Marylką wdepnąć do męskiej części przybytku
i go sfotografować.



Autor wymyślił sobie, że rozróżni użytkowników ze względu na płeć za pomocą kolorów.
Kobitki czerwone faceci niebiesko.




Ciekawe dlaczego?





Ja miałam od razu skojarzenia menstrualno-piekielne.

Kobitki-czarownice-piekło-czerwień
i żadne z powyższych określeń nie jest pejoratywne :-)






A jeszcze do lat czterdziestych minionego
(chi, chi, chi) wieku różyk to dla chłopców był - taka lajtowa wersja czerwonego (koloru agresji). No i ten co chodził po wodzie w czerwono-różowe szatki był odzian - a to chłopiec wszak.







U facetów chłodzik, niebo???, Anioły??? I takie tam...





A do tego samego okresu j.w. błękit był domeną płci nadobnej...



Ale wszystko się zmieniło na skutek niecnych działań projektantów mody - ponoć :-)
a, poza tym, jesteśmy w Czechach :-0













Zarejestrowawszy powyższe ciekawostki pochyliliśmy się nad historią Jilemnic.
A ta, pomimo "niewielkości" miejscowości ciekawa - jak uliczka :-)
muzeum

Okolice Jilemnic to len. 

W miejscowym karkonoskim muzeum włókiennictwa, do dziś przechowuje się próbki ręcznie przędzionej przędzy z początku XIX w. Nie uwierzycie ale 296 metrów tej przędzy waży tylko jeden gram! Do dziś jest to jedna z najdelikatniejszych przędzy lnianych na świecie. 
Len przędziono w domach i w manufakturach hrabiego Harracha i sprzedawano co szybciutko spowodowało wzrost zamożności miasta. Powstawały okazalsze budowle, barokowe rzeźby, wzbogacono wystrój kościoła. Jednak w połowie XIX wieku miejscowe płóciennictwo upadło za sprawą nowoczesnej masowej produkcji, która na miejscu się nie rozwinęła. 

W tym samym okresie w Jilemnicach, w których od zarania mieszkała ludność etnicznie czeska (co było raczej wyjątkiem w generalnie niemieckojęzycznych Sudetach) zaczęła się budzić świadomość narodowa a w drugiej połowie XIX w. miasto stało się centrum życia kulturalnego dla czeskich mieszkańców Karkonoszy.

Chwilę później  - pod koniec XIX wieku, konkretnie 
w 1892 roku, kiedy hrabia Jan Harrach przywiózł pierwsze narty, które miały służyć pracownikom leśnym, nieoczekiwanie zaczęło się rozwijać narciarstwo, które zachwyciło wszystkie warstwy obywateli. Wtedy Jilemnice ponownie zaczęły nabierać blasku i stały się słynną „kołyską narciarstwa czeskiego“. Tutejsi narciarze założyli 
w 1894 roku pierwsze Samodzielne Stowarzyszenie Narciarskie w Czechach i na Słowacji.

Łono maleńkich, 6-tysięczne Jilemnic  wydało lub przytulało nad podziw wielu sławnych Czechów: 
Frantisek Posepny - światowej sławy geolog
Josef Hanus - sławny chemik
Josef Jan Hanuš - pilot RAFu
Jiri Slitr - kompozytor
Jaroslava Havlicka - pisarz
Jan Weiss - pisarz science fiction

Zdenko Feyfar - fotografik
Frantisek Kavan - malarz 
pejzażysta

I kto by pomyślał?!? 
A zajrzeliśmy tu
tylko ciekawi ciekawskiej uliczki :-)

Margita


zdroje inspiracji:
http://www.mestojilemnice.cz/pl/zarys-driejow/
http://www.mestojilemnice.cz/pl/
https://www.gory-karkonosze.pl/jilemnice/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Harrach#/media/File:Jan.hrabia.Harrach.1828-1909.jpg
http://www.nasepojizeri.cz/semilsko-aktualne/jilemnicke-muzeum-vystavuje-obrazy-frantiska-kavana/?aktualitaId=24464

wtorek, 8 stycznia 2019

Czechy w dzień i w nocy... Co by było gdyby...

Jeżeli myślicie, że nic was już więcej nie zaskoczy
to jedźcie do Czech :-)


W ożywczo wolnym (na razie) czeskim klimacie spotkacie zjawiska o których się filozofom nie śniło :-)

Od 2015 roku, w niewielkim mieście Vrchlabi, stawiana jest w parku obok zamku bajkowa karkonoska szopka.




Rzeźbił ją przez 8 miesięcy Pavel Tryzna. Rzeźbił nie w byle czym a w dębinie. Każda figura stabilna i ciężka waży od 200 do 1000 kilogramów.

Tryzna zobrazował tu postacie
z legend, przeszłości lub ze swojego dzieciństwa, które wydobywał z dębowych kloców.


Wiejscy muzykanci...


Stary Karkonosz, niedźwiednik...
Narciarz? żołnierz?, młynarz (twardy chłop, który przewrócił się na rzeźbiarza i uszkodził mu palec), rzeźnik, piwowar...



Babcia niosąca chrust z lasu...











I druga dźwigająca coś w haftowanej w kwiaty chuście...




 I trzecia wskazująca drogę, nieco zagubionym trzem królom...














Wskazuje im ją kciukiem jakby było to coś oczywistego, że to tam...


Kelnerka z gospody z kuflem piwa, tragarz  i dawni państwo z zamku...


Świniopas...
Wszyscy zmierzają w kierunku szopki...











 A w szopce jak to w szopce...
Rodzina z....


Zaraz, zaraz?!?!?

Czy mnie oczy nie mylą???





W żłóbkowej kołysce leżą sobie... BLIŹNIĘTA!







A wokół przechodzą ludzie, ziemia się nie rozstępuje, archanioły nie ciskają gromów, rozmodlony tłum nie protestuje, brak not not dyplomatycznych...


Dzień jak co dzień od lat... Normalnie...


Pavel Tryzna mówi o sobie, że jest katolikiem z wierzącej rodziny. Był nawet ministrantem. Jednak na skutek działań dzisiejszego kościoła, jego skostnienia
i materializmu wiara z niego uciekła.


Wyrzeźbił więc taką szopkę po to by świętować miłość, przyjaźń, pracowitość, uczynność - a przede wszystkim narodziny. By świętować radość z przyjścia na świat dzieci - zwłaszcza w rodzinach w których są oczekiwane. Czy jest ważniejszy i piękniejszy powód do świętowania?

Margita


prameny:
http://www.mestovrchlabi.cz/krkonossky-betlem/d-1048