wtorek, 7 października 2014

Uroda życia.... Tańczyć brzuchem...


Manolya
Państwo E.J. zafundowała mi very zróżnicowany kulturalny weekend...
W piąteczek WrocLOVEs Bellydance - czyli energetyczne kobitki wprawiające swoje różne partie ciała w płynny, szybki, ekstatyczny, erotyczny, molekularny ruch. Wszystkie razem i każdą z osobna (o partiach ciała piszę!).
 Bardzo to było pouczające bo... na oko wszystkie krążenia itd. da się łatwo zrobić. Postanowiłyśmy z Państwem E.J. spróbować i... hmmm.... Efekt był... Zarzućmy na to zasłonę milczenia :-).

Jednakowoż uważam, że dla naszej grupy wiekowej ćwiczenie rzeczonego tańca to zbawienie - rozruszywuje wszak każdy staw i stawik a ile przy tym zabawy!
No i te stroje - nie ma kiczu! Tony brylantów, błyszczących tkanin, dzwoneczków... Co wymyślisz i przywołasz z dziecinnych marzeń o zaklętych księżniczkach to jest O.K.!

Co ciekawe część z tańczących dziewczyn była szczuplutka a część pulchniutka. Leciały tymi środkowymi partiami ciała (pomiędzy szyją a kolanami) równie szybko i wdzięcznie (okazuje się, że tusza wogóle w tych balansach nie przeszkadza - czasem wręcz przeciwnie). Ale... wniosek jaki mi się nasunął to taki,  że taniec brzucha nie odchudza brzucha!!!
Wypytałam fachowców i... faktycznie tak jest!
No i kicha - trza się zaakceptować albo zacząć biegać (powyżej 20 minut)...
Margita

P.S. O poznańskiej sobocie baletowej w następnym odcinku....






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czy Twój komentarz przejdzie przez filtry:
1. Prawdy (czy to co chcesz napisać jest zgodne z prawdą?)
2. Dobra (czy to co chcesz napisać jest dla mnie dobre?)
3. Pożyteczności (czy to co chcesz napisać jest dla mnie pożyteczne?)
Jeżeli tak - pisz :-)