Nie jestem wysublimowanym koneserem kina. Horyzonty przyciągają mnie jak magnes, filmami "w których się nic nie dzieje", a których tak brakuje w komercyjnej,kinowej rzeczywistości. Poza tym, to w głowie ustalam sobie ten termin jako czas na filmy. I niech się wali i pali ja idę do kina. Kierunkowskazem są dla mnie "streszczenia" w nowohoryzontowym programie. Jest to nieraz niezłą pułapka. Ja wyobrażam sobie coś na podstawie paru zdań a na ekranie zupełnie co innego. Nieraz lepiej nieraz gorzej - zawsze ciekawie.
Ciekawość zaciągnęła mnie na "Perwersyjny przewodnik po ideologiach" z narracją Sławoja Żiżka (niech wszyscy zlitują się nad jego angielskim). Ciekawe aczkolwiek nieco przydługie (to chyba recenzja stulecia ;-).
Oglądałam też "Nigdy nie umrzeć" i "Szukając Emak Bakia". Wybieram się na "Historie rodzinne" i "Smak curry"...
Dość trudno mi skomentować film "na gorąco". Dopiero po paru dniach, gdy treść ułoży mi się w głowie, widzę obraz z mojej (niekoniecznie prawomyślnej) perspektywy.
Tak więc .... za kilka dni....
Margita